Właśnie takie mecze jak wczorajszy pucharowy Fiorentiny z Udinese najlepiej pokazują realną pozycję naszego ulubieńca, Wojtka Pawłowskiego. Od kiedy w lidze włoskiej wprowadzono przepis rozszerzający liczbę miejsc na ławce rezerwowych do dwunastu zawodników, Wojtuś łapie się na nią praktycznie w każdym meczu. Teoretycznie, zdaje się być więc całkiem blisko. Tuż tuż za golkiperem numer jeden. Niestety w praktyce to stąpanie po piętach Zeljko Brkicia wygląda na razie… jak wygląda.
Trener Francesco Guidolin zabiera na każdy mecz w lidze oraz w krajowym pucharze trzech bramkarzy i niestety na dziś Pawłowski jest w tym układzie tylko i wyłącznie mocną trójką. Pierwszym zmiennikiem Serba ciągle pozostaje 27-letni Włoch, Daniele Padelli.
To on wchodzi do bramki, kiedy jest taka potrzeba lub trener postanawia na chwilę zluzować golkipera numer jeden. Jak wiadomo, Wojtek tak się przejął swoją rolą w nowym klubie i walką o miejsce między słupkami, że zrezygnował nawet z gry w kadrze młodzieżowej. A tak na dobrą sprawę mogły to być jego jedyne poważne występy w ostatnim półroczu.
Na razie we wszystkich statystykach Pawłowskiego widnieje okrągłe zero – zero występów, zero minut, zero szans – i chyba nie zapowiada się na nagłą zmianę.