Ekstraklasa od A do Z, czyli nasz ligowy alfabet

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2012, 12:07 • 9 min czytania

Liga, liga i po lidze. Wielokrotnie pisaliśmy, że mamy dość naszej Ekstraklasy. Ł»e mecze Ruchu z Widzewem kojarzą nam się z oglądaniem włączonej pralki. Ł»e na samą myśl o transmisji z Bielska chce nam się wskoczyć pod najbliższy pociąg. Ale – wiadomo, jesteśmy uzależnieni – trochę nam tej ligi będzie jednak brakowało. Dlatego wzięło nas dziś na wspominki i przygotowywaliśmy dla was alfabet, by pokazać, że… – nie, nie pomyliśmy się – Ekstraklasa jest wyjątkowa. Na swój sposób, ale jednak. Razack, Ljuboja, Melikson, ale też szydera, v-neck i odwodnienie. To wszystko znajdziecie w tym tekście.

Ekstraklasa od A do Z, czyli nasz ligowy alfabet
Reklama

AKADEMIA – temat, który od lat przewija się w krakowskich i warszawskich mediach, a także symbol rozwoju Legii i degrengolady Wisły. Już teraz o akademii i szkoleniu trąbi się w zasadzie po każdej kolejce, a przypuszczamy, że w kolejnych rundach i sezonach będzie o tym jeszcze głośniej. Tym bardziej, że na młodzież zaczyna coraz śmielej stawiać Lech, a i Paweł Wojtala z Zagłębia zapowiada, że w Lubinie nadchodzi czas wychowanków. A Wisła? Cóżâ€¦ „Politica de cartera”, jak mawiają w Hiszpanii, okazała się gwoździem do trumny klubu. Dziś bardziej opłaca się stawiać na „canterę”.

BRZUCH – mówisz brzuch, myślisz – a jakże – Ailton, ale w naszej lidze panowie mniej lub bardziej otłuszczeni też dają sobie świetnie radę. Edi Andradina ma nawet ponoć oficjalne pozwolenie od trenera na lekką nadwagę. Tomek Frankowski pewnie też i trudno się dziwić, bo obaj robią w swoich drużynach różnicę i zupełnie nie sprawiają wrażenia kandydatów na emeryturę. Aż przypominają nam się losy Shaquille’a O’Neala, którego szlag trafiał, gdy zmuszano go do pałaszowania sałatek, by zbić wagę. Jemu lekkie sadełko też nie przeszkadzało. Umiejętności. To słowo klucz.

Reklama

CHUJ – nie tylko nam ten epitet zapadł w pamięć, bo przecież sam trener Lenczyk stwierdził, że pracuje w naszym futbolu czterdzieści lat i dopiero musiał się zetknąć z Argentyńczykiem, by usłyszeć, że… jest chujem. Ale chyba nawet go to nie zdziwiło. Cristian Diaz jest nieprzewidywalny jak wspomniany wcześniej Shaq, tylko inteligencji i ogłady Bozia mu poskąpiła.

DNO – o które wyrżnął w tym sezonie Bełchatów i tak w nim ugrzązł, że nie zdziwi nas, jeśli powtórzy losy فKS-u. W tym klubie nic nie funkcjonowało, jak należy. Kompletnie zawodzili zarówno weterani (Kosowski), młode „talenty” (Stulin), jak i trenerzy (Kiereś, Złomańczuk). Jeszcze na koniec ta żenująca akcja z odsunięciem kilku piłkarzy do „młodej”… Tu nie miało prawa być happy-endu, dlatego tak bardzo dziwi nas, że Michał Probierz podjął się ratowania tego upadającego klubu. Wcześniej ten trener niemal w każdym wywiadzie podkreślał, że szkoleniowiec pracuje na katapulcie. Tak… Katapulta to dobry symbol GKS-u.

ELOKWENCJA – cecha, którą zaskoczyli nas piłkarze Legii. Dalecy jesteśmy od podniecania się faktem, że warszawska młodzież sięga po romansidła dla gospodyń domowych i zalewające nasz rynek biografie sportowców, ale… No, oni jednak są wyjątkiem i poza tym, że czytają cokolwiek, to jeszcze potrafią się składnie wypowiedzieć. Jeśli porównać pod względem elokwencji Furmana, فukasika i Koseckiego z takim Skorupskim, to… Dobra, no comment.

FORNALIK – zbliżają się święta, czas przyjemny i rodzinny, więc tym razem oszczędzimy sobie wbijania szpilek i pochwalimy pana Waldka. Bo to w końcu miła odmiana, kiedy selekcjoner nie ocenia zawodników po tym, jak wchodzą po schodach, a kluczem przy powołaniach (z drobnymi wyjątkami typu Rymaniak) są umiejętności i dobra forma. Wszołek, Krychowiak, Kosecki, Skorupski – wszyscy ci chłopcy zasłużyli przynajmniej na przebywanie w kadrze, o co u poprzednika Fornalika byłoby bardzo trudno. Za to duży plus.

GIKIEWICZGATE – jak umownie nazwaliśmy pijacko-konfidencki skandal we Wrocławiu. Z zespołem pożegnali się dwaj piłkarscy najmani, na czym – co uparcie powtarzamy – najbardziej skorzystał sam Śląsk. W mediach natomiast rozpętała się debata o tajemnicy szatni i granicy, której piłkarze nie powinni przekroczyć. A że Gikiewicz przekroczył, to jest na aucie i mamy szczerą nadzieję, że prędko się z niego nie wygrzebie. Chyba że w drugiej lidze, bo pierwszą transmituje telewizja, czyli siłą rzeczy bylibyśmy skazani na jego oglądanie.

HAJTO – gość wjechał do Ekstraklasy na pełnej kurwie, w charakterystycznym dla siebie stylu, besztając raz po raz media, czy „chore zasady panujące w futbolu”. Specjalista od detali i niuansów ponownie wrósł w ligowy krajobraz, teraz już jako trener. Co prawda zapowiedzi, że w Jadze chce spędzić najbliższe dwadzieścia lat jak Ferguson można włożyć między bajki o latających białostockich żubrach, ale to co „Hajtowemu” trzeba oddać, to fenomenalne wyjście z kryzysu. Był na wylocie, wygrał parę meczów i zmusił Probierza do zajęcia się Bełchatowem. Teraz chyba śpi w miarę spokojnie…

JELEŁƒ – pastwiliśmy się nad nim w kilkunastu artykułach, ale skoro podsumowujemy rundę, to dla Irka po prostu nie mogło zabraknąć tu miejsca. Absolutny upadek piłkarski. Facet, który przed rokiem grywał z Hazardem, Colem i Pedrettim, dziś wypada mizernie na tle Paweli i Chmiela. Tak po prostu, po ludzku, nam go żal. Choć z drugiej strony… To jednak absolutny minimalizm zjechać do Podbeskidzia, mając jakiekolwiek propozycje z zagranicy. A on wybrał treningi na grząskich boiskach i obdrapanych siłowniach… Nie, to naprawdę wyższy poziom abstrakcji.

KAMIL ADAMEK – pozostajemy w klimatach beskidzkich, bo dziś, gdy mówisz Podbeskidzie, myślisz nie tylko Jeleń, ale właśnie Adamek. Postać doprawdy symboliczna. Dowód na to, że nie trzeba wywalać grubej kasy na ogórów z Czech lub Izraela, by ściągnąć bardzo, ale to naprawdę bardzo wartościowego zawodnika, który jeszcze przed tym sezonem nękał bramkarzy GTS-u Bojszowy, Jedności Przyszowice i Fortecy Świerklany, a dziś ma na rozkładzie Stachowiaka, Buricia i Kelemena.

LJUBOJA – niech przemówi wideo. Szczerze, nie spodziewaliśmy się, że Serbowi jeszcze będzie się chciało. Klasa sama w sobie.

MELIKSON – no i przeciwieństwo Ljuboji. Leń, leser, zblazowana i rozkapryszona gwiazdka. Kiedyś ktoś powiedział o Marco Reichu, że jeśli będzie miał odrobinę ambicji, to wciągnie tę ligę nosem. Melikson wciągał, ale do czasu. Aż Wisła zablokowała jego transfer. Dziś nawet nie jest cieniem samego siebie. Jedna wielka porażka.

NAWAفKA – największy wygrany tego sezonu wśród trenerów. Wyciągnąć Górnika na czwarte miejsce w tabeli ze stratą pięciu punktów do lidera w takim składzie osobowym… Tak, to jest wyczyn godny Juana Ignacio Martineza, którego Levante w poprzednim sezonie goliło potentatów. Dziś Nawałka to idealny dowód na to, że szkoleniowiec powinien dostać czas na wdrożenie wszystkich swoich pomysłów, bo on pracuje w Górniku od sezonu 2009/10 i nie zawsze było aż tak różowo jak teraz. A może być jeszcze lepiej, jeśli weźmiemy pod uwagę ostatni mecz Lechią, który wygrali Górnikowi zmiennicy, a sam Nawałka na dodatek doskonale pracuje z młodzieżą. Kandydat na przyszłego selekcjonera?

ODWODNIENIE – przypadłość, która nawiedziła naszego ulubieńca i… chyba jedna z najbardziej absurdalnych sytuacji w Ekstraklasie ostatnich lat. Oddajmy głos naszemu czytelnikowi, którego cytowaliśmy już na naszym Facebooku.

~kabaret Śląsk Wrocław (30.11.2012 23:27:37)
trener miał się doprowadzić do porządku więc nic nie pił aż zemdlał, sponsor nie chce dawać pieniędzy bo dziurę co wykopał musiał zasypać a to kosztuje, piłkarz się chciał przypodobać trenerowi promilami to go wypierdolili, z kolei abstynent co się obruszył na pijaka na treningu też został wypierdolony, noż kurwa to jest muppet show

PZPN – tak, wiemy, że to alfabet ligowy, ale jeśli w polskim futbolu opada komunizm, a leśne dziady usuwają się w cień, to trzeba to odnotować, bo emocje były większe niż przy niejednym większości meczów Ekstraklasy. Na szczęście „Potok się, kurwa, skompromitował tym wystąpieniem kompletnie, Antkowiaka na poważnie brał tylko Kołtoń, Kręcina wysypał się na starcie, a Kosecki stracił na „koalicji” z Kucharskim. Idzie nowe, drodzy państwo, wylatują trupy z szafy i trzeba sprzątać… Ale potem powinno być już tylko lepiej.

RAZACK – facet, dla którego przychodzi się na stadion. Showman na boisku i poza nim. Genialny – jak na Ekstraklasę – piłkarz, który mamy nadzieję, że zostanie z nami jak najdłużej. Już pal licho te bramki i asysty, bo Traore to też stawanie na rękach przy wolnych, zapowiadanie gola, który wstrząśnie światem czy Turbokozak w tandemie z Bobo Kaczmarkiem. Persona.

SZYDERA – w której specjalizuje się nie tylko Weszło, ale też kibice Wisły, którzy znakomicie dali do zrozumienia, co sądzą o swoich ulubieńcach…

– Jesteś legendą, Sikorski, jesteś legendą!
– Jebać Messiego, my mamy tu Sikorskiego!
– Wyższy kontrakt dla Garguły!
– Daniela mamy, za chuja go nie oddamy!
– Daniela mamy, na Ligę Mistrzów czekamy.

Panowie, przeszliście do historii!

TRYBUNY – przez jednych idealizowane, przez drugich demonizowane – jakkolwiek nie patrzeć, trybuny to integralna i ważna część ligowej układanki. W tym roku delikatnie rzecz ujmując, nie porywały. Zakaz, bojkot, protest, zamknięty stadion, sektor, pół sektora i tak dalej, w podobnym stylu. Jedno jest pewne – bez kibiców ta liga jest momentami nie do oglądania i odwrotnie, czasem to oni tworzą widowisko i historię. Tak jak kibice Wisły i ich Sikorski, tak jak kibice Lecha i oprawa nawiązująca do słynnej discopolowej piosenki.

UBIPARIP – symbol zagranicznego szrotu, który najpierw przez całą rundę jest zachwalany, że „przecież nie jest taki zły i jeszcze się przełamie”, by w końcu pożegnać go bez żalu w zimie. No i symbol dyplomacji trenera Rumaka, który stwierdził, że „przekazał Ubiparowi, że jest taka myśl, by wiosną nie grał w Lechu”. Da się to zdanie bardziej opakować?

V-neck – moda, którą wprowadza na nasze boiska Kuba Kosecki i z której zaskakująco szczerze wytłumaczył się w ostatnim wywiadzie. A wy jak myślicie? Przyjmie się u nas moda na dekolty? Czy może liczba komentarzy pod tekstem o outficie „Kosy” odstraszy potencjalnych chętnych?

WفAŚCICIEL – cóż, jest ich kilku, a jeden lepszy od drugiego. Mamy Cacka i jego upadłość układową, jest coraz bardziej oszczędny Cupiał, jest wiecznie skonfliktowane z kibicami ITI oraz wisienka na torcie czyli Polonia. Najpierw był Wojciechowski, człowiek, który wniósł do piłkarskiego światka powiew świeżości. Klub Kokosa, przepłacani doradcy, karuzela trenerska – gość miał gest, styl i niebywały polot. Nawet sposób w jaki się zwinął zasługiwał na podziw i uwagę. Po nim zaś… Po nim przyszedł Król. Właściciel na modłę włoską, a konkretnie w stylu włoskiej modelki. Rozkrzyczany, goły i nieznośny. Póki co trochę w cieniu, choć nadal potrafi rozhisteryzowanym tonem narzekać na to, jak drodzy są ci przeklęci zawodnicy. Z drugiej strony – też narzekalibyśmy na tych wszystkich leserów, skoro pierwsze skrzypce grają dwaj faceci (wiecie którzy) łącznie zarabiający ułamek tego, co choćby Edgar Cani.

XAVI – dobra, nie mieliśmy pomysłu na nikogo innego, a przypomniało nam się akurat słowa pomocnika Barcelony, który stwierdził, że gdyby skończył mecz z pięćdziesięcioma kontaktami z piłką, to by kogoś rozszarpał. W naszej lidze mało kto dobija do czterdziestu. Ot, taki kontrast.

YYY

ZJAZD – słowo, które symbolizuje dzisiejszą Wisłę Kraków i wszystko, co się dzieje wokół tego klubu. Podsumujmy…

– fatalny, niereprezentatywny trener
– zblazowani i zarabiający krocie obcokrajowcy
– właściciel, którego klub interesuje tak, jak nas przemysł w Gabonie
– protestujący kibice.

Jednym słowem – toksyczne środowisko, co między wierszami, z dużą dozą dyplomacji potwierdził Michał Probierz w ostatnim Cafe Futbol. Niektórym – szczególnie legendom Wisły – ciężko taki stan rzeczy zaakceptować. Pytanie tylko, kiedy i gdzie ten zjazd się zakończy…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama