W Polsce codzienność, we Francji kompletnie ekstremalna sytuacja. Stadion Bastii został zamknięty do odwołania przez tamtejsze władze piłkarskie. Powodów było wiele – najpierw Bastia dymiła podczas derbowego spotkania z Ajaccio, potem obrzuciła stadion racami przy okazji starcia z Olympique Marsylia, a w tle mieli jeszcze incydent z trafionym petardą sędzią liniowym oraz powtarzające się obrzucanie kamieniami autokarów rywali. W Polsce zamknięcie stadionu w takiej sytuacji byłoby czymś naturalnym, ale we Francji od razu rozpoczęły się masowe protesty.
– Trudno to komentować. Chcą zniszczyć klub. Chcą nas zrujnować krok po kroku. To skandaliczne. Nie zostawimy tego, na pewno będziemy się odwoływać – skomentował jeden z działaczy Bastii. Był to jednak dopiero początek całej epickiej historii o proteście wobec zamkniętych trybun. Na czołówki wjechały bowiem stare urazy mieszkańców tego rejonu. Według nich, Korsyka jest traktowana przez resztę Francji z wyższością, a najświeższa kara dla klubu jedynie potwierdza pogardę żywioną do wyspy. Co ciekawe, te dosyć absurdalne na pierwszy rzut oka zarzuty uwiarygadnia choćby Jerome Rothen, człowiek, który swoją grą zasłużył na pewien autorytet w środowisku. Pomocnik znany świetnie z występów w AS Monaco i PSG skomentował, że podobne incydenty (obrzucenie autokaru z piłkarzami kamieniami, czy pirotechnika na stadionie) zdarzają się wszędzie, w całej lidze, a ukarany został jedynie klub z Bastii. – Mam wrażenie, że jesteśmy cierniem dla Ligue 1 – przyznał w rozmowie z dziennikarzami.
By dopełnić obrazu absurdu, jeden z działaczy Bastii zdecydował się na… strajk głodowy. Jo Bonavita, który pracuje w klubie już od 30 lat, postanowił zaprotestować w ten sposób przeciwko niesprawiedliwej jego zdaniem decyzji władz piłkarskich.
Tutaj filmik z wydarzeń spod stadionu:
Na razie nie wiadomo, czy protesty przyniosą odwołanie kary, albo chociaż jej złagodzenie. Jedno jest pewne – zamknięcie stadionu wywołało we Francji ogólnokrajową dyskusję z głosami poparcia dla kibiców ze strony piłkarzy, działaczy, a nawet tzw. „opinii publicznej”.
Jeśli w Polsce działacze mieliby głodować po każdej podobnej decyzji, Zygo, Rutkowski, Cacek i reszta lądowaliby pod kroplówkami mniej więcej raz na dwa tygodnie.