Wczoraj, jak już wcześniej informowaliśmy, na testach medycznych w Bayerze Leverkusen pojawił się Arkadiusz Milik i wszystko wskazuje na to, że wkrótce podpisze kontrakt z klubem. Niemiecki „Kicker” nazywa już nawet Polaka następcą Stefana Kiesslinga. My tymczasem zadzwoniliśmy do trenera, który – jak twierdzą ludzie związani z Górnikiem Zabrze – miał największy wpływ na szybki rozwój Milika. Sławomir Mogilan z Rozwoju Katowice opowiada o indywidualnych treningach, charakterze Arkadiusza, stosunku do menedżerów i… komforcie, który powinien być standardem.
Szampany się chłodzą?
Z jakiego powodu?
Za chwilę pana wychowanek podpisze kontrakt z Bayerem Leverkusen.
Poczekajmy… Ale dlaczego miałbym chłodzić szampany?
Rozwój Milika to podobno w olbrzymiej mierze pana zasługa.
Pod tą karierą może się podpisać sam Arek, a każdy, kto był wokół niego, ma tylko minimalny udział. On był tak uzdolniony, że byłoby nie w porządku, gdybym nagle zaczął się tym chwalić, wypowiadać w takim tonie, jakbym miał wielki wpływ na jego karierę. Pracowałem też z kilkoma innymi utalentowanymi piłkarzami, jak choćby Konrad Nowak czy Wojtek Król i dopiero lata pokażą, kto osiągnie najwięcej. Na razie najszybciej wyskoczył Arek, ale pozostali nie powiedzieli – mam nadzieję – ostatniego słowa.
Milikowi powiodło się w dużej mierze dlatego, że jest lepiej rozwinięty fizycznie od rówieśników?
Arek rzeczywiście odstawał od rówieśników, ale czy to miało aż taki wpływ? Same warunki fizyczne nie robią z zawodnika piłkarza. Talent, technika i umiejętności typowo piłkarskie bardziej o tym zadecydowały. To po prostu bardzo pracowity człowiek. Zaangażowany w każdy trening, rzadko odpuszczał zajęcia. No i skromny – do dziś razem z Konradem Nowakiem bardzo często przychodzą do mnie na treningi młodych chłopaków z rocznika 2001. Wspaniali ludzie.
Tylko Milikowi szybko odkręciła się sodówka.
Patrzę na to w ten sposób – na sto uczynków Arka 98 lub 99 jest bardzo dobrych. Zawsze jakiś błąd się zdarzy. Rozmawiałem z nim o tej sytuacji, choć to raczej chłopak, który skrywa emocje i nie opowiada o wszystkim. Wtedy wywiązała się wokół niego duża nawałnica. Wydzwaniały gazety, programy telewizyjne i chyba zaczął się delikatnie gubić. Miał tego dość. W pewnym momencie padło jakieś głupie słowo, które zostało źle odebrane. W końcu ktoś na niego siadł, a on w ruchu obronnym coś powiedziałâ€¦ Nie wierzę, że celowo by wam odmówił. On by tak nigdy nie zrobił. Pod wpływem tej nawałnicy trochę się pogubił, a wy to wykorzystaliście.
Nie do końca. Skrytykowaliśmy go za podejście do menedżerów, a on się obraził.
Może źle go zrozumieliście, nie wiem. On nie odciął się od menedżerów. Przez dwa lata ci agenci do niego wydzwaniali, męczyli go, załatwiali wyjazdy, wciskali do przeróżnych klubów. Widać było, że chcą na nim zarobić. Arek starał się stąpać twardo po ziemi i konsekwentnie im odmawiał. Kiedy podpisał kontrakt z Górnikiem, wszyscy ludzie, którzy tak bardzo rzekomo byli za nim, po prostu się od niego odcięli i go olali. Związał się umową, więc dla menedżera stał się bezużyteczny. Jemu chodziło o – podkreślam – grupę ludzi, a nie wszystkich agentów, bo dziś z jednym współpracuje mu się wspaniale. Może go źle zrozumieliście i dlatego tak się spiekliliście. Proszę mi uwierzyć, że gdyby miał sodówkę, to nie przyjeżdżałby na treningi siedmiolatków i nie wspierałby ich finansowo! Sodówkę ma ten, kto wozi się świetnymi samochodami i interesuje go tylko on sam. Teraz jestem na obozie i Arek, jak wróci z Niemiec, prawdopodobnie też się tu pojawi. Gdybyście go poznali, zmienilibyście zdanie.
Jakoś nie mamy ochoty.
To przepraszam w jego imieniu, bo niektórzy traktują go jak złego człowieka, a wcale taki nie jest.
Zostawmy to. Podobno poświęca pan swoim zawodnikom bardzo dużo czasu na indywidualnych treningach.
To moja koronna konkurencja, powiedziałbym (śmiech). Na umiejętności techniczne kładę straszny nacisk i przez te dziesięć lat jeden trening w tygodniu był bardzo zindywidualizowany dla trzech-czterech zawodników. U dzieci takie zajęcia są najważniejsze. Poza tym zawsze gramy ze starszymi rocznikami, bierzemy udział w ogólnopolskich turniejach, a to też pomaga.
Młodzi trenerzy często jeżdżą na zagraniczne staże. Pana treningi też wzorują się na jakimś zagranicznym szkoleniowcu?
Zaliczyłem kilkudniowe pobyty w Stuttgarcie i Leverkusen, ale głównie sam się tym wszystkim zajmuję. Bardzo dużo dają właśnie wyjazdy, gdzie można skorygować sporo rzeczy u młodych piłkarzy. Szkoła niemiecka mi odpowiada, bo tam trenerzy pracują z dziesięcioma-dwunastoma chłopakami. Mała liczba osób i szybka selekcja na grupy sprawia, że najlepsi pracują z najlepszymi.
Leverkusen to dziś dobry kierunek dla Milika?
Ciężko komukolwiek doradzać, bo ten wyjazd to wielka niewiadoma. Jedni wyjeżdżają jak Szczęsny w wieku 16 lat, na początku ogrywają się w niższych klasach, a trenują z najlepszymi, a inni jak Lewandowski grają przez kilka lat w polskiej lidze, wyjeżdżają, na początku się męczą, a potem odpalają. Nie da się na wyrost powiedzieć, czy Arek podjął dobrą decyzję. Ale wydaje mi się, że tak, bo akurat nasi napastnicy w Bundeslidze radzą sobie całkiem nieźle. Tylko wie pan, to nie jest kwestia doradzania Arkowi. Trzeba też zapytać działaczy Górnika, którym na rękę jest sprzedaż Milika, na co mają wpływ problemy finansowe. Sam Arek czuje, że w Górniku jest mu coraz ciężej. Powiem uczciwie – chciałbym, aby został w Polsce jeszcze przez kilka miesięcy, ale byłoby o to trudno.
Bayer interesował się też Konradem Nowakiem, którego widzieliśmy kilka razy w lidze, ale po tych krótkich występach ciężko go ocenić.
Nie chciałbym porównywać do innych zawodników, bo takie przyklejanie łatek tylko szkodzi. Porównywanie Arka do Lewandowskiego czy Lubańskiego też jest nie na miejscu. Konrad to olbrzymi talent, ale nie wszyscy eksplodują od razu. Ostatnio trener Nawałka całkowicie postawił na Arka, teraz Konradowi może będzie łatwiej się pokazać. Jestem przekonany, że jeśli nie w przyszłym roku, to w 2014 eksploduje. W kolejce czeka jeszcze Wojciech Król i w zimie okaże się, czy zostanie w Górniku, czy odejdzie na wypożyczenie. Sporo zależy od tego, czy sprzedadzą Nakoulmę. Poczekajmy do stycznia, wtedy będziemy mądrzejsi, ale patrząc na potencjał Wojtka i Konrada, wkrótce o nich usłyszymy.
Rozwój Katowice wyrasta na kuźnię talentów. Ci zawodnicy robią też panu niezłą reklamę.
Nie, proszę nie pisać, że robią reklamę mojej osobie. Ja się po prostu staram, żeby ci chłopcy się rozwijali i jeśli już mają robić reklamę, to Rozwojowi.
Ale pan też ma pewnie jakieś ambicje…
Ale jakichś wielkich perspektyw sobie nie szukam. Po prostu cieszy mnie praca z młodzieżą i chciałbym w niej zostać, bo – uważam – robię to dobrze. No i pracuję przede wszystkim dla tych chłopców, a nie dla Górnika czy Rozwoju.
Trenerzy juniorów często mają problem, czy skupić się na rozwijaniu swoich wychowanków, czy na wynikach.
Ja tego problemu nie mam, dlatego skupiam się na indywidualnych treningach. W juniorach odnosiliśmy sporo sukcesów drużynowych, właśnie dzięki umiejętnościom poszczególnych chłopaków. Ale nacisku na wyniki w moim klubie nie mam zupełnie.
Pełen komfort.
Komfort? Proszę pana, to powinien być standard.
Ć