Mateusz Klich udzielił szybkiego wywiadu serwisowi futbolnet.pl. Głównie stękał coś po jednym zdaniu, ale jeśli mielibyśmy w dwóch słowach jakoś określić tę rozmowę, napisalibyśmy: KOMPLETNIE ABSURDALNA. Naprawdę dobrze życzyliśmy temu chłopakowi. W sumie dalej chcielibyśmy, żeby się ogarnął i wreszcie zaczął grać w piłkę gdziekolwiek, ale facet jest po prostu niepodrabialny. Pada na przykład pytanie o nowego trenera, z których jak się okazuje Klichowi jest równie nie po drodze, co z Felixem Magathem.
Nie wierzysz, że ta zmiana może i w Twojej sytuacji coś lepszego przyniesie?
– Ja mam tylko nadzieję, że on będzie jedynie trenerem tymczasowym.
Ręce opadają. Człowieku! Wiesz, co w każdym poważnym klubie robi się z zawodnikiem po takiej deklaracji? Wypierdala się dyscyplinarnie. Dawno wywiesiłeś tę białą flagę? Przyznaj się. Opowiadasz to specjalnie, bo wiesz, że już nie ma nic do stracenia? Przywaliłeś tyłkiem o samo dno i niżej spaść się nie da?
Klich dalej tłumaczy powody swojej niechęci do trenera. Narzeka, że już podczas treningów z drugą drużyną Wolfsburga nie miał z Köstnerem zbyt dobrego kontraktu, bo ten chciał między innymi, żeby Polak grał u niego na prawej pomocy, co jemu z kolei nie odpowiadało. – To nie jest moja pozycja – przekonuje Klich.
Faktycznie, to nie do pomyślenia, że trener chciał go zmusić do takiego poświęcenia. Niemniej, znacznie bardziej podoba nam się fragment, w którym Mateusz opowiada o tym, jak ciężkie były w Wolfsburgu jego pierwsze kroki. Mówi:
– Przede wszystkim ten początek miałem tutaj bardzo nieudany. Praktycznie w pierwszym tygodniu, po przyjeździe złapałem ciężką kontuzję, nie mogłem biegać przez parę miesięcy (…)Wszyscy myśleli, że kombinuje, że to za ciężkie treningi, że mi się nie chce. Trenowałem ten miesiąc, dwa, z kontuzją, więc siłą rzeczy wiadomo jak to było. Nie byłem w stanie pokazać swoich maksymalnych umiejętności. Skład został ustalony. „Pociąg odjechał”. Potem już było ciężko.
Co to znaczy „pociąg odjechał”? Facet przyszedł do klubu w połowie czerwca. Ok, doznał kontuzji, ale już po chwili był w pełni zdrowy. W przeciwnym razie chyba nie grałby w młodzieżówce, tak? A grał i to regularnie, dwa mecze we wrześniu, dwa mecze w październiku. Od tego czasu minęło 14 KOLEJNYCH MIESIĘCY, zmienił się trener, jedni zawodnicy przychodzili, inni odchodzili. Klub żył swoim życiem, ale… pociąg odjechał.
Zresztą całe to podejście Klicha po prostu woła o pomstę do nieba. W skrócie:
Co pół roku chciał odejść, ale mu się nie udało. Dlaczego? Tego nie wie.
Rozmawiał z Magathem o swojej sytuacji? Niezbyt wiele. Raczej nie.
To może chociaż pogadał z nowym szkoleniowcem? Nie, też nie było tematu.
Chłopaku, weź się w garść i zajmij swoją karierą. Ł»yjesz, czy cię tam tylko podlewają jak roślinę?