Do piekła, do nieba – jaki kolor jutro zdominuje Manchester?

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2012, 20:36 • 4 min czytania

Takie sytuacje w gruncie rzeczy nie zdarzają się często. Mediolan, Rzym, może Londyn, ostatnio Madryt. Niewiele jest miast, które mogą się pochwalić dwoma klubami piłkarskimi na najwyższym poziomie. Niewiele jest miast, w których derbowe mecze decydują jednocześnie o mistrzostwie. A już na pewno niewiele jest miast, w których dwa zespoły zebrałyby w jednym czasie na murawie taką furę pieniędzy i talentu. Nie ma co się oszukiwać – to nie jest rywalizacja elektryzująca piłkarską Europę od pokoleń. To nie jest mecz, który rok w rok, przez długie dekady, stanowi punkt obowiązkowy w terminarzu fanatyka piłki nożnej. Wręcz przeciwnie, pod względem sportowym derby Manchesteru przez lata nie miały zbyt wielkiej wartości. Cały świat do góry nogami wywalili arabscy szejkowie. I właśnie dlatego, warto śledzić co będzie dalej.
Prehistoria meczów o prymat w robotniczym mieście to faktycznie kawał dobrych historii: tych z samego początku, jeszcze z dziewiętnastego wieku, gdy Newton Heath Lancashire and Yorkshire Football Club (skrócony dziś do Manchester United FC) wojował z Ardwick AFC (czyli tym, co znamy dziś jako Manchester City FC). Potem, razem ze stopniowym cywilizowaniem futbolu, nastały starcia w pierwszych latach nowego stulecia – między innymi na nowiutkim wówczas stadionie Old Trafford, z frekwencją sięgającą 60 tysięcy osób. Swoją unikalną historię miały lata siedemdziesiąte, w tym „Denis Law Game”, czyli spotkanie w którym Law ośmieszył United zdobywając gola piętą, jednocześnie przekreślając szansę lokalnego rywala na utrzymanie w lidze. Potem nastały jednak czarne dla Manchesteru czasy… Sir Alexa Fergusona. Citizens utkwili w martwym punkcie, szusowali gdzieś między pierwszą i drugą ligą, podczas gdy genialny Szkot zbudował w mieście światową potęgę z listą tytułów dłuższą, niż liczba osób zatrudnionych w klubie z drugiej strony miasta. W latach 1982-2005 (biorąc pod uwagę wyłącznie ligę), Citizens wygrali… trzy razy. W trzydziestu dwóch meczach!

Do piekła, do nieba – jaki kolor jutro zdominuje Manchester?
Reklama

Historii najnowszej nie trzeba już za bardzo przybliżać, wystarczy przypomnieć sobie końcówkę ubiegłego sezonu (nawet my mamy ciarki):

Reklama

A przecież to jedynie malutki fragment tej epopei, którą nagle zaczęli pisać Glazerowie i szejkowie z Abu Dhabi. W teorii – mordercy futbolu, uosobienie wszystkich cech, przeciwko którym występują ludzie spod szyldu „Against Modern Football”. W praktyce – producenci takich widowisk, jak to z powyższego filmiku. A przecież „smaczków” jest więcej.

Choćby Carlos Tevez i wojna na plakaty.

Czy niesamowite 6:1 na Old Trafford.

Czas na nowy rozdział. Okoliczności? Wyśmienite. Znowu jest pełno tego, co uwielbiają kibice. To nie tylko starcie dwóch zespołów z tego samego miasta, czy dwóch kandydatów do tytułu. W tym momencie, to coś więcej. – Wspaniała europejska noc. Każdy menedżer chciałby, żeby jego drużyna grała dobrze w europejskich pucharach, prawda? – skomentował zgryźliwie Sir Alex Ferguson, wbijając jednocześnie szpilkę w rywala, który właśnie odpadł, nie tylko z Ligi Mistrzów, ale w ogóle z jakichkolwiek pucharów, kończąc rozgrywki grupowe na ostatnim miejscu. Mancini odpowiedział krytyką arbitrów, którzy według niego po wkroczeniu na murawę Old Trafford zyskują niespotykane pokłady tolerancji. Poza drobnymi złośliwościami, menedżerowie starają się nie wchodzić sobie w drogę, zresztą wzajemnie się komplementując. Nieco inaczej atmosferę podgrzewają media. A tematów nie brakuje…

Jest wszystko, czego potrzeba w dobrym scenariuszu. Brzydal o wielkim sercu, ambitny, biegający po całym polu gry. Zły chłopiec, ekscentryczny, arogancki, ekstrawagancki. Jest grono weteranów, którzy pamiętają lata dziewięćdziesiąte – przez całą dekadę Citizens nie odnieśli żadnego zwycięstwa, a między 1996, a 2000 w ogóle nie grali w Premier League. Jest wspomniany już wcześniej Carlos Tevez, dobrze znany w obu klubach.

No i jeszcze raz Sir Alex Ferguson. – Jeśli wygramy, będzie to jedno z najważniejszych zwycięstw za mojej kadencji – skwitował na przedmeczowej konferencji.

Sześć punktów przewagi po szesnastu meczach? Anglia to nie Hiszpania, tutaj podsumowania kolejki nie są jedynie podaniem aktualnej różnicy punktowej między dwoma największym klubami. To jednak całkiem pokaźna zaliczka. Nawet jeśli świeżo w pamięci mamy roztrwonioną przewagę sprzed kilku miesięcy i te feralne dla czerwonej części Manchesteru, kilka ostatnich minut sezonu 2011/12.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama