Wyselekcjonowaliśmy dla was absolutny top piłkarski – chłopaków, którzy w 12 miesięcy zjechali z europejskich salonów do krajowych piwnic. Nazwaliśmy go Zjazd 2012, a tuż po utworzeniu tej listy piłkarskich rozbitków, zajęliśmy się szukaniem ich przeciwieństw. W efekcie w waszych rękach ląduje kolejny ranking – tym razem tych, którzy w 2012 z ławki rezerwowych wpadli wprost do programów zbierających najlepsze akcje kolejki. Piłkarze przywracający nam wiarę w futbol albo chociaż uśmiech po całej sobocie spędzonej z ekstraklasową kopaniną. Odkrycia roku większe, niż swego czasu Maciej Jankowski. Nie przedłużajmy – Progres 2012…
Bartosz Rymaniak – zaczynamy od kandydatury dość absurdalnej, bo wiecie… Jak tu pominąć odkrycie grudnia? W końcu Rymaniak to już prawie pan reprezentant. Pomijamy fakt, że tylko śmiesznej ligi z centrum Europy, ale jednak. Niezły mecz z Polonią wystarczył, by Waldemar Fornalik przypomniał sobie dowiedział się o Bartoszu, a wymagania do kadry PZPN poleciały na łeb. Z drugiej strony to dobra informacja dla młodych adeptów futbolu – jeśli potrzebujecie motywacji, to dajcie spokój z „inspirational videos” na Youtube. Włączcie zdjęcie Rymaniaka. On może, to i wy możecie!
Bartosz Ślusarski – i w ten oto prosty sposób przechodzimy do kandydatur poważnych, choć… czy aby na pewno? Ślusarski to przecież w dalszym ciągu ten sam Ślusarski, czyli potrzebujący trzydziestu sytuacji sam na sam, aby wykorzystać jedną i móc namawiać kibiców do bójki, ale… No, skądś się te gole zaczęły brać. Spory progres pod względem bramek, który na pewno warto odnotować.
Piast Gliwice – nie bardzo wiemy, kogo konkretnie wyróżnić, bo sami powiedzcie – kto zaliczył największy progres? Obiecujący Zbozień, który lada chwila może trafić do Legii? Skuteczny i błyskotliwy Jurado? Rewelacyjny Trela? A może nieźle bijący rzuty wolne Podgórski? Cała ta paczka z Piasta Gliwice bardzo pozytywnie nas zaskoczyła i mamy szczerą nadzieję, że to dopiero początek.
Maciej Korzym – mówcie, co chcecie, ale jeśli niektórzy wymieniali go w kontekście reprezentacji ligi, to… wiedz, że coś się dzieje. A raczej – wiedz, że Korzym się rozwija. Jeszcze przed sezonem wydawało nam się, że Maciek stanie się typowym ligowym drwalem do przestawiania szaf. Napastnikiem grającym tyłem do bramki ze średnim dorobkiem trzech goli na sezon, a tu miła niespodzianka. Cztery gole w dziesięciu meczach przy naprawdę atrakcyjnej i – co ważne – efektywnej grze. Czas najwyższy, bo młodym talentem nie jest od paru ładnych lat. Czy z solidnego ligowca stanie się wyróżniającym? – We will say what time will tell – wzrusza ramionami Wojciech Pawłowski.
Manuel Arboleda – ten facet idealnie odzwierciedla to, co kiedyś Kibu Vicuna opowiadał nam o… Michale Ł»ewłakowie. Czyli – obrońca, który nawet jak jest w przeciętnej formie, to sprawia, że jego kompani z defensywy wyglądają lepiej. Tyle że Arboleda nie był w przeciętnej formie… On w tym sezonie wrócił na właściwe tory, do momentu kontuzji grał doskonale i w niczym nie przypominał lesera, który podpisał kontrakt na trzysta tysięcy euro rocznie i osiadł na laurach. Ale wypadł i dziś Kamiński i Wołąkiewicz co kolejkę notorycznie czują się jak Mariusz Pawelec. Zeszmaceni.
Jakub Słowik – ciche odkrycie rundy jesiennej. Chwaliliśmy go kilka, a może nawet kilkanaście razy, więc żeby chłopaka nie zagłaskać, nie będziemy się powtarzać. Oddajmy głos pani prezes…
Mariusz Stępiński – no dobra, trochę ulegamy presji tłumu i wstawiamy go tu na wyrost. Bo na razie Stępiński przypomina nam Milika z początku kariery w Górniku. Czyli holowanego na siłę, bo przecież jest młody i w końcu odpali. Ale wierzymy, że tak będzie – trzy gole to obiecujący dorobek – bo i zawsze lepiej oglądać Stępińskiego niż chimerycznego i rozhisteryzowanego Ben Dhifallaha.
Adam Pazio – poza boiskiem, specyficzny przypadek. Nie pije, stroni od balowania, nie udziela wywiadów. Chłopak o trudnej przeszłości, który w stu procentach postawił na piłkę i w końcu mu się to opłaciło. Pod sam koniec rundy trochę spuścił z tonu, ale na jego korzyść świadczy fakt, że Wojciech Kowalczyk umieścił go w swojej jedenastce reprezentacji Polski na Euro 2016.
Jakub Bartkowski i Łukasz Broź – ciekawa sprawa z tym Widzewem. Dyrektor klubu siedzi przed ekranem monitora i zaprasza szrot na testy kilogramami. Ktoś się sprawdzi, ktoś nie, ale sezony mijają, a Widzew… ma chyba znowu najlepszą parę bocznych obrońców w lidze. Po tym, jak Ben Radhia i Dudu Paraiba olali Ekstraklasę na rzecz wypasania krów w Meksyku i zmywania w tunezyjskim hotelu, błysnęli właśnie Bartkowski i Broź. I wysoki poziom podtrzymali do końca rundy.
Takafumi Akahoshi – piłkarze Pogoni w prywatnych rozmowach przyznają, że na treningach ten chłopak prezentuje kosmiczny poziom. Potwierdził to w „Lidze+ Extra” Edi Andradina, mówiąc, że „Aka”, którego znamy z meczów, to jakieś siedemdziesiąt procent jego możliwości. Co ten chłopak robił na Łotwie, a potem dwa lata na zapleczu polskiej Ekstraklasy?! Dziś dzięki niemu Japończyków zwozi się do Polski w ciężarówkach. Wszyscy chcą tu grać i być jak Akahoshi. Nie mamy nic przeciwko. Kapitalny technik…
Łukasz Teodorczyk – tak, też mamy takie wrażenie, rzucając okiem na ten ranking, że może Teodorczyk znalazł się w nim za nisko. Ale zaraz, zaraz… Przecież napastnik Polonii nie wyskoczył jak filip z konopi, tylko już wcześniej został np. mianowany najlepszym piłkarzem Młodej Ekstraklasy. A w rozgrywkach dla dorosłych momentami rzeczywiście prezentował się jak drugi Robert Lewandowski, ale już w innych meczach, szczególnie po powołaniu do reprezentacji, choć nie łączylibyśmy tych faktów, kompletnie zgasł. Ale na miano jednego z odkryć z pewnością zasługuje.
Maciej Makuszewski – co prawda po wyjeździe do Czeczenii nieco spuścił z tonu, ale miejsce w rankingu należy mu się jak psu zupa/buda (nigdy nie wiemy, która opcja poprawna). To właśnie Makuszewski był jednym z największych odkryć rundy wiosennej i mimo że w Tereku nie zanotował takiego wejścia smoka jak Rybus (nie zanotował w zasadzie żadnego wejścia), to jednak w tym rankingu musiał się znaleźć. Terek to Terek. Kilka dobrych meczów i biorą cię pod lupę Spartaki czy inne Lokomotiwy.
Dominik Furman i Daniel Łukasik – początkowo zamierzaliśmy oddelegować Daniela Łukasika nieco w dół rankingu, bo jednak Furman jest piłkarzem wszechstronniejszym i zdecydowanie stabilniejszym, ale ostatecznie uznaliśmy, że akurat tych „bliźniaków” nie powinno się rozdzielać. Łukasik i Furman to wielkie odkrycia Jana Urbana udowadniające, że:
– Janusz Gol powinien mecze zaczynać z ławki
– Ivica Vrdoljak nie jest Legii niezbędny
– za piątkę miesięcznie można się walnie przyczynić do mistrzostwa jesieni.
Arkadiusz Milik – ups, pan Arkadiusz Milik. Albo nawet Herr Milik, jeśli wkrótce pan Arek weźmie się za tresurę niemieckich dziennikarzy. Ł»ywa reklama Rozwoju Katowice i najobficiej tryskający gejzer wody sodowej w polskiej lidze, ale równocześnie – jej największy talent. Jeśli dobierze sobie właściwych doradców – bo ponoć otacza się fatalnymi – może osiągnąć naprawdę bardzo dużo. I jeśli nabierze trochę pokory, bo na razie obok poważnego piłkarza to nawet nie stał. Wróć – stał przez parę minut na kadrze i w meczu z Urugwajem.
Kamil Adamek – absurdalna historia pokazująca, że czasem złotówki przeznaczone na skauting mogą się zwrócić, a zwożenie zagranicznego żużlu jest dobre dla klubów motorowych, a nie piłkarskich. Wystarczyło zerknąć nieco bliżej, niż do Czech, czy na Bałkany i zamiast ściągać kolejnego Patrika Mraza, zaprosić do siebie Adamka. Jeszcze wczoraj kopał w Drzewiarzu Jasienica, wiecie, kozy, remizy, folkowe zespoły pieśni i tańca oraz murawy piątego sortu. Dziś? Najlepszy piłkarz swojego zespołu. Piłkarz, a nie rębajło! Football, bloody hell…
Paweł Wszołek – gdy emocje już opadły, a skrzydłowy Polonii siadł na dupie – bo tak trzeba to określić – warto byłoby się zastanowić, z czego wynika jego ostatnia obniżka formy. Z przedsezonowych przygotowań, które odbywały się na wariackich papierach czy może… z przeciążenia? Bo Wszołek nie jest typowym polskim piłkarzem. On stara się być maszyną. Ł»yje i oddycha futbolem. Poza treningami biega i ćwiczy na siłowni, a następnie biega do mieszkań trenerów, by razem z nimi oglądać mecze. A w końcu chyba przegiąłâ€¦ Ale za kogoś takiego naprawdę można trzymać kciuki.
Jakub Kosecki – największy wyrzut sumienia Macieja Skorży. Showman na boisku i poza nim. Momentami ocierający się o śmieszność, momentami o… klasę europejską. Wszystko, co mieliśmy do powiedzenia na jego temat, już wiecie. A może wkrótce, po weekendzie dowiecie się więcej…
Grzegorz Krychowiak – on i długo, długo nic – tak w zasadzie wygląda czołówka rankingu Progres 2012. Piszemy to z pełnym przekonaniem – żaden polski piłkarz nie zrobił ostatnio takich postępów. Czołowy zawodnik klubu z dolnej połówki, ale jednak ekstraklasy francuskiej. Wonderkid? Może to za duże słowo. Raczej „big prospect”. W końcu Polska ma środkowego pomocnika z prawdziwego zdarzenia.
