W Anglii nie można się nudzić. O ile wyższe ligi to zazwyczaj papka skonstruowana przez działy marketingu (przez którą czasem przebijają się skandale obyczajowe), o tyle niższe ligi to kompletny folklor. Spotkać możecie tam na przykład Paolo di Canio, którego przedstawiać, czy prezentować nie trzeba, albo MK Dons z AFC Wimbledonem, derby gdzieś na szczeblu regionalnym, które na moment przykuły uwagę całej kibicowskiej Europy. Zawsze też może się trafić jakieś nowe odkrycie. Do tej kategorii z pewnością można wrzucić Grahama Westleya.
Dwie scenki rodzajowe z jego przygody z Preston North End.
1) Jeden z jego pierwszych meczów w roli szkoleniowca. Graham jest chyba porządnie wystraszony, ma spore problemy z zaśnięciem, bo oto o godzinie drugiej w nocy postanawia… rozesłać swoim piłkarzom taktyczną analizę rywala oraz poinformować o wyłączeniu ze składu. Nie, nie mailowo. Nie, nie za pośrednictwem forum, czy grupy na Facebooku. SMS-em. Jeśli wierzyć angielskim mediom, gość o drugiej w nocy wysłał czterem swoim zawodnikom wiadomości z informacją o absencji w kolejnym meczu.
Ponoć nie po pijaku.
2) Preston jedzie na całkiem bliski, trochę ponad 30-kilometrowy wyjazd. Mecz zostaje jednak odwołany ze względu na obfite opady deszczu. Na stacji benzynowej klubowy autokar wiozący trenera Westleya, spotyka się z busem kibiców…
Westley, by wynagrodzić kibicom trudy podróży, najpierw zapłacił za paliwo, a potem każdemu z kibiców wręczył dodatkowo puszkę coli.
Cóż, gdyby w podobny sposób po aferze na Basenie Narodowym, postąpił Fornalik, prawdopodobnie nie pomogłoby mu nawet założenie własnej firmy transportowej i podpisanie umowy z PZPN-em. A samego Westleya będziemy mieć na oku. Patrząc na kolejne wyczyny di Canio, łatwo wysnuć wniosek, że odklejenie piątej klepki to u niektórych menedżerów w niższych ligach angielskich choroba chroniczna i nieuleczalna.