Finały mistrzostw Europy w 2020 roku (a jak pomysł się sprawdzi, to pewnie docelowo i dłużej) w wielu europejskich krajach równocześnie. W stylu: wtorek w Madrycie, środa w Paryżu, a czwartek w Londynie. Jak dobrze pójdzie, to i Warszawa albo Gdańsk kiedyś się na coś załapią. Koniec z dotychczasową atmosferą wielkich turniejów, koniec z piłkarską turystyką. Euro będzie wszędzie i nigdzie zarazem.
Za osiem lat przekonamy się, czy Platini to wizjoner, czy tylko nadgorliwy rewolucjonista. Pierwsza myśl pewnie u wszystkich była taka sama: cóż za głupota! Ale kto wie – być może takie ponadpaństwowe rozgrywki porwą całą Europę. Organizacyjnie będzie to wydarzenie sportowe, jakiego jeszcze nigdy nie planowano. O klapę łatwo, bo turniej bez konkretnego gospodarza, to turniej niczyj. Jednak o sukces – też łatwo, bo każdy dostanie swój kawałeczek tortu. Dziś trudno przewidzieć, czy na piłkarską gorączkę nie zachoruje nikt, czy może szaleństwo udzieli się całemu kontynentowi.
Nic dziwnego, że tak odważny projekt przeszedł w głosowaniu, bo przecież przedstawiciele piłkarskich federacji potrafią liczyć: organizację Euro mogą dostać średnio raz na 40 lat, a być współorganizatorem – gdyby eksperyment się powiódł i gdyby taka koncepcja zwyciężyła na stałe – mogą być co 4 lata. Pytanie, co tak naprawdę jest w interesie kibiców, a nie samych federacji – czy to rzeczywiście aż taka atrakcja, jeśli nagle do Warszawy przyjadą Włosi i Austriacy, by rozegrać mecz grupowy? Czy kogoś to faktycznie kręci? Z jednej strony – lepsze to niż nic. Z drugiej – czy nie fajniej czekać dłużej, ale porwać się na organizację imprezy od A do Z?
Turnieje odbywające się w jednym kraju miały swój klimat, każdy wspominany był troszkę inaczej. Teraz mistrzostwa mogą przeobrazić się w coś na kształt Ligi Mistrzów – zwyczajnych, komercyjnych rozgrywek piłkarskich. Zapewne każde kolejne byłyby podobne do poprzednich, kalkowane byłyby rozwiązania, które raz się sprawdziły. Wszystkim zajmą się marketingowcy z UEFA, narodowe zrywy – jak ten polski, w czerwcu – już nie będą potrzebne…
Mistrzostwa Europy – 24 drużyny, rozgrywane w wielu krajach.
Liga Mistrzów – być może 64 drużyny, z wchłoniętą Ligą Europejską.
Platini chce zmieniać futbol, nie bacząc na protesty co bardziej sentymentalnych kibiców. Oceni go historia. Póki co, kolportowana jest wersja, że w 2024 turniej zostanie rozegrany po staremu, i pewnie tak będzie, ale można przewidywać, że losy turniejów od 2028 roku zależeć będą tylko i wyłącznie od efektów zabawy z Euro w 2020. Jeśli nowa koncepcja się opłaci, do starej nikt już nie wróci. Biznes.
Z jednej strony, dla takiego kraju jak Polska każda kolejna reforma Francuza jest pozytywna zarówno ze sportowego, jak i finansowego punktu widzenia – w naszym interesie sportowym jest powiększenie liczby uczestników w ME do 24, a w interesie finansowym rozgrywanie spotkań w wielu krajach. Z drugiej – ciągle zmiany i zmiany, a czyż nie tęsknicie za czasami, gdy w rozgrywkach klubowych grało się o Puchar Europy, Puchar UEFA i Puchar Zdobywców Pucharów?