Pechowa liczba Messiego, Chelsea przeszła do historii

redakcja

Autor:redakcja

05 grudnia 2012, 23:19 • 3 min czytania

Oczy całej Europy zwrócone na Donieck. Dogadają się i wyrzucą obrońców trofeum za burtę czy pozostaną wierni zasadzie fair play? Gdyby mecz między Szachtarem a Juventusem zakończył się po 45 minutach, gdyby druga połowa wyglądała identycznie, jak pierwsza – oj, mielibyśmy medialną jatkę. Szczerze, po pierwszej części sami się zastanawialiśmy, komu na remisie, wyrzucającym Chelsea za burtę, zależy bardziej. Piłkarzom, którzy niespecjalnie kwapią się do ataków, czy może sędziemu, który nie dostrzegł ewidentnego zagrania ręką Fernandinho w polu karnym.
Serio, jak to jest w ogóle możliwe, żeby nie odgwizdać takiej sytuacji, kiedy na boisku pracuje pięciu arbitrów (plus techniczny)? Tak, tak, bo ten pracujący za bramką, mimo, że całą sytuację miał podaną jak na tacy, to… Wybaczcie, ale tego po prostu nie da się wytłumaczyć. Już chyba prędzej zrozumiemy, że zwierzęce zachowanie Kokoszki nie było dla Stokowca na czerwoną kartkę.

Pechowa liczba Messiego, Chelsea przeszła do historii
Reklama

Ha, a wyobrażacie sobie, jak zareagowałyby angielskie media, gdyby sędzia nie odgwizdał takiej ręki w polu karnym Juventusu? No, byłaby jazda na całego.

A tak, Chelsea i wszyscy jej przychylni muszą siedzieć cicho. Druga połowa rozwiała bowiem wszelkie wątpliwości: Szachtar nie dogadał się z Juventusem, momentami mecz wyglądał dość emocjonująco. Były szybkie akcje, kontrataki, uderzenia w słupek… Ukraińcy wyglądali dziś tak, czego obawiał się trener Lucescu, czyli dość leniwie, jakby wylegiwali się już na plaży. Nie pokazali większego zaangażowania, przebiegli od rywali o sześć kilometrów mniej. Rywali, którzy dwie godziny temu nie byli pewni awansu, a nie dość, że awansowali, to jeszcze z pierwszego miejsca.

Reklama

Jeśli piłkarze Chelsea chcą więc mieć do kogoś pretensje, to tylko i wyłącznie do samych siebie. Pokazali, że jeśli naprawdę chcą, to jednak potrafią – z Nordsjaelland brutalnie się zabawili, a strzelił nawet Torres. Świat stanął na głowie! Manchester City, będący najgorszą angielską drużyną w historii Champions League, ma więc poważnego konkurenta do nagrody „Frajerzy Roku” w postaci Chelsea, która jest… pierwszym w dziejach rozgrywek obrońcą tytułu, który nie wyszedł nawet z grupy.

Image and video hosting by TinyPic

Niesamowite emocje towarzyszyły wydarzeniom w grupach F i H. Jeszcze w przerwie w ćwierćfinale, obok Barcelony i Manchesteru United, byli piłkarze Benfiki oraz Cluj. Tak, zwłaszcza ci drudzy, bo przecież kiedy obejmowali prowadzenie na Old Trafford (genialny gol Luisa Alberto), to nad przegrywającym w Bradze Galatasarayem mieli trzy „oczka” przewagi. Galata w porę się jednak podniosła, tak jak i podniósł się Celtic, wykorzystując remis Benfiki na Camp Nou.

Leo Messi, choć wielu jego kolegów tego wieczora odpoczywało, z Benfiką zagrał, mimo że wszedł dopiero z ławki. Głównie dlatego, że miał przynajmniej wyrównać albo i pobić rekord Gerda Muellera 85 goli w całym roku. I właśnie w 85. minucie (cóż za niesamowita zbieżność) mijał bramkarza Benfiki i trafiony został w kolano. Trafiony tak mocno, że Argentyńczyk z grymasem na twarzy ledwo oddał jeszcze strzał, a chwilę później zwieziony został z boiska. Cóż za niebywały pech! Jak poważna jest kontuzja Messiego – na razie nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że jeśli Barcelona straci Leo na kilka tygodni, to chyba pora odkurzyć tabelę Primera Division i walkę o mistrza zacząć na nowo.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama