Komora maszyny losującej jest pusta, następuje zwolnienie blokady – jak w totolotku. Jeszcze runda jesienna się nie zakończyła, jeszcze nie rozpoczęła się przerwa zimowa, a już zaczęło się jedno wielkie nieporozumienie. Nieporozumienie zwane zbiorowym testowaniem. Polskie kluby, jako że większość skautów nie ma / skautom nie płaci / skautów ma niekompetentnych (niepotrzebne skreślić), zaczyna właśnie zapraszać na testy przypadkowych piłkarzy ludzi, którzy z piłką mają niewiele wspólnego.
Wiadomo, każda obecność na treningu kandydata na piłkarza to dla trenera problem. Zamiast skupić się na przygotowaniu zespołu, musi on spoglądać na tego testowanego, musi jego przydatność zweryfikować. Jak pomyli się kilkukrotnie – spotka go medialny lincz, wiadoma sprawa. Dlatego niektórzy, jak Jan Urban, uważają, że testy to zwykła strata czasu (Legia sprawdza tylko bramkarzy) i od testowania odchodzą. Ale nie, to byłoby zbyt proste. Problemem naszych trenerów już nie jest to, że czasem kogoś sprawdzą, tylko to, że sprawdzają hurtowo i… sami nie wiedzą, kogo. Dariusz Dudek, drugi trener Piasta, latem stwierdził, że „wystarczy wejść na stronę transfermarkt, by dowiedzieć się kim jest ten piłkarz” (ten testowany). Cóż, można też odpalić symulację FM-a, sprawdzić kto za cztery lata będzie gwiazdą i za grosze ściągnąć go już dziś.
Niektórzy, jak Radosław Mroczkowski, sprawę chyba uznają za dość wstydliwą. Kiedyś spytaliśmy go, czy przetestowanie latem ponad czterdziestu piłkarzy nie jest przesadą i stratą czasu, ale stwierdził, że temat niewarty jest komentarza. Bo Widzew w hurtowym sprawdzaniu zawodników na polskim rynku przoduje. Szósta liga angielska? Zapraszamy. Spadkowicz z siódmej lig włoskiej? Witamy serdecznie. Drużyna młodzieżowa szóstej ligi angielskiej? Chętnie. Z drugiej jednak strony, akurat w przypadku Widzewa, jesteśmy w stanie zrozumieć ten brak zaufania do własnych ludzi. Pojechali na trzy mecze i ściągnęli Ł»igajevsa, a pojawił się menedżer i zaprezentował Dudu czy Dzalamidze…
Ale żeby nie było, że znów uwzięliśmy się na Widzew, to latem w Lechii pojawił się piłkarz, który chwilę wcześniej zakończył testy w Bytovii Bytów, a na co dzień gra w trzeciej lidze norweskiej. Można i tak.
Najbardziej zastanawia nas jednak to, że nasze kluby z ekstraklasy potrzebują sprawdzać piłkarzy grających co tydzień w pierwszej lidze. Nie można przecież pojechać i pięć razy obejrzeć go na żywo w meczu o stawkę, czasem też w telewizji, podpytać w środowisku. Nie można przeanalizować tej decyzji i zakontraktować chłopaka od pierwszego dnia przygotowań, bo po co? Lepiej zrzucić go trenerowi na łeb w środku okresu przygotowawczego. Ot, polska logika.
Jeszcze runda jesienna w ekstraklasie się nie zakończyła, a już do bram ekstraklasy pukają perełki:
– Pracujący w Śląsku na stanowisku skauta Grzegorz Więzik jedyne, kogo dotychczas znalazł, to swojego syna, którego nie chcą już w ŁKS-ie
– W Szczecinie spojrzeli w CV piłkarza, zobaczyli nazwy FC Vilnius i ŁKS, pomyśleli, że to nowy Paulinho, ale… Niestety, to tylko Georgas Freidgeimas. Przy okazji zaprosili do siebie kilku świetnie znanych wam zawodników, jak Philemon Daniel, Terry Enboh, Hugo Leonard czy Claudio Cesar Alves da Cruz
– Jeśli czegoś nie popieprzyliśmy – a możliwe, że jednak – to kiedyś sam przyszedł do Widzewa, poprosił, żeby go sprawdzili i tak już został. Potem, grając już w Stalowej Woli, najpierw zwyzywał sędziego, a potem kibicom pokazał dupę. Dziś na testach w Zabrzu melduje się Longinus Uwakwe, najstarszy 25-latek na świecie:
To tylko początek zabawy. Jeśli czujecie zawód, nie martwcie się – będzie tylko więcej i zabawniej.
