W tym jednym meczu zawierało się wszystko, co można powiedzieć o Lechu Poznań w roku 2012. Nudny, wolny, nieprzekonujący, po prostu słaby. I fartowny. Dzisiaj „Kolejorz” wygrał w takich okolicznościach, w jakich wygrywa zazwyczaj. Patrzeć na to trudno, zęby bolą jak przed leczeniem kanałowym, ale punkty? Punkty są. W pierwszej połowie pomóc musiał sędzia Daniel Stefański, w drugiej były piłkarz Ireneusz Jeleń. Bez Stefańskiego i bez Jelenia szanse poznaniaków na zdobycie trzech oczek byłyby zdecydowanie mniejsze lub wręcz żadne. A tak – grając w trzynastkę – dali radę wymęczyć 3:2 i umocnić się na drugim miejscu w tabeli.
Kluczowa dla przebiegu spotkania była pomyłka sędziego Stefańskiego, który wyrzucił z boiska obrońcę Podbeskidzia. I nawet jeśli tym obrońcą był Dariusz Pietrasiak, to można zaryzykować twierdzenie, że lepiej grać w jedenastu, mimo że z Pietrasiakiem, niż w dziesięciu i bez Pietrasiaka. Oczywiście, optymalna jest wersja „gramy w jedenastu bez Pietrasiaka”, ale dziwnym trafem Marcin Sasal jest kolejnym szkoleniowcem, który tego nie może pojąć. Albo masochista, albo niedowidzi.
Pietrasiak dziś jest zawodnikiem trzecioligowym, notorycznie niepewnym, zagubionym. Piąta kolumna. Gdyby prezentował poziom ekstraklasowy, to w ogóle nie doszłoby do sytuacji, w której sędzia Stefański popełnił błąd. Pytanie, ile słabych i bardzo słabych meczów musi rozegrać ten zawodnik, by w końcu ktoś zrozumiał, że facet jedzie na nazwisku, które nie wiedzieć kiedy i nie wiedzieć czym sobie zbudował? Sytuacja jest analogiczna jak z Sadlokiem, który gra tylko dlatego, że nazywa się Sadlok i że kiedyś niesłusznie przyjęło się, że jest dobry.
Antybohaterem spotkania śmiało można obwołać też Ireneusza Jelenia, który w kluczowych sytuacjach robił wszystko źle. To on nie powalczył o piłkę tuż przed tym, gdy skompromitował się duet Pietrasiak – Stefański. To on źle strzelił w sytuacji sam na sam i to on źle podał, gdy w idealnej sytuacji ustawiony był Robert Demjan. Wreszcie, jakby tego było mało, źle uderzył nawet z rzutu karnego. Są takie dni, kiedy dla własnego dobra lepiej nie wychodzić z domu i dla Jelenia z pewnością to był jeden z nich. Niestety, powoli zaczyna podchodzić to pod regułę. Irek rozegrał już piąty mecz w barwach Podbeskidzia i wciąż czeka na pierwszego gola. Patrząc na to, jak się prezentuje – może się nie doczekać.
Dwa gole zdobył Bartosz Ślusarski. Ostatnio popularny był taki dowcip…
– Kim byś był, gdybyś nie został piłkarzem? – pyta dziennikarz Danijela Ljuboję.
– Bartoszem Ślusarskim – odpowiada.
I nawet jeśli ten dowcip ma solidne podstawy, jeśli Ślusarski daje powody, by z niego kpić, jeśli ma dość umiarkowane możliwości piłkarskie, to jednak… jest to najskuteczniejszy polski zawodnik w ekstraklasie. Goli ma już siedem, a te wszystkie gwiazdy i gwiazdki dziwnym trafem mniej. Niech więc wstydzą się inni – ci którzy mają obowiązek być nad Ślusarskim, a jakoś są pod nim. Pan Milik warty fortunę, Teodorczyk warty fortunę, wiecznie wychwalany Piech…
W klasyfikacji strzelców nad Ślusarskim są póki co tylko dwaj zawodnicy – Ljuboja i Traore. A jeśli odrzucimy rzuty karne, których Ślusarski w Lechu nie wykonuje, to klasyfikacja strzelców wyglądałaby następująco…
7 goli – Ljuboja i Ślusarski.
6 goli – Traore.
Polski futbol wygląda tak, że ten Ślusarski – drewniak, nie bójmy się tego słowa – gdyby miał lat 20, to przy dokładnie tych samych umiejętnościach byłby przymierzany do reprezentacji kraju. Smutna rzeczywistość – co nie jest zarzutem w kierunku zawodnika Lecha, lecz zarzutem w kierunku wszystkich innych.