Z Wisłą i Lechią teatr w wykonaniu tunezyjskiej trupy odegrał Ben Dhifallah. Nie wiemy co pali w swojej shishy, ale na pewno daje to konkretny odlot. Faza przebiega stadiami. Najpierw nie rozróżnia się piłki nożnej od piłki ręcznej, potem jest walka i chcąc uwolnić się z objęć rywala, uderza się go prosto w nos. Za drugim razem, Benowi upiekło się, bo sędzia Małek nie zamierzał oddać przewagi w walce o trofeum Lyczmańskiego. Jednak z „Białą Gwiazdą”, Tunezyjczyk poszedł z hukiem do szatni i tak kolejna klęska stała się faktem.
(…)
Strat nie unikał Broź, ale on był potrzebny w ofensywie, gdzie nieźle kooperował z Dudkiem, który po meczu spędzonym na ławce powrócił do jedenastki. I chyba wyszło na dobre, bo Pan Piłkarz mający w dupie krytykę dziennikarzy i to co inni myślą o jego grze, zaczął się wreszcie starać. Dobrze się zastawiał, często padał ofiarą fauli, po których można było poszukać szczęścia ze stałych fragmentów. Nie zagrał jakoś świetnie, lecz można już mówić o pewnym progresie.
Aby przeczytać całość, kliknij TUTAJ.
Jeśli chcecie opublikować swój tekst w dziale „Blogi kibiców”, wyślijcie go mailem na [email protected].