To nie był typowy weekend w angielskiej Premier League – Marka Hughesa po kolejnej porażce chyba już nic nie uratuje, po raz kolejny zmienił się też lider. Po potknięciach Manchesteru United i Chelsea (znów!), na szczycie zasiadają piłkarze City. O dziwo, pewne zwycięstwa odnoszą również Liverpool oraz Arsenal.
Na ustach wszystkich znalazł się przede wszystkim sobotni hit, od którego cała kolejka się zaczęła. Arsenal – Tottenham. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy emocji będzie więcej, niż w równoległym meczu Piasta z Podbeskidziem (żart), mógł spojrzeć w historię. A tam wyniki typu 4:4 czy jeszcze w styczniu tego roku 5:2 dla Kanonierów… Gospodarze pierwszy kwadrans rozpoczęli w sposób wyjątkowo beznadziejny, bo na wstępie stracili gola, a powinni stracić ze trzy. I wtedy na ratunek Arsenalu przybył strzelec Adebayor, który sam postanowił wykluczyć się z meczu już w 18. minucie meczu. Ha, nie ma to jak świętowanie pierwszego trafienia w sezonie…
Powracający do bramki Wojciech Szczęsny przy dobitce Adebayora nie miał żadnych szans, przy wcześniejszym strzale Defoe mógł zrobić niewiele więcej (o ile w ogóle). Piłkę z siatki wyjmował też po uderzeniu Bale’a, a że sam niczego nie wybronił – w mediach zebrał przeciętne noty. Jego kolegom należało się o wiele więcej słów uznania, w końcu będący ostatnio w dołku Arsenal zdobył pięć goli.
Arsenal zbliżył się do czołówki, w której właśnie znaleźli się piłkarze WBA. The Baggies po raz kolejny świetnie zagrali przed własną publicznością (lepszy u siebie jest tylko Manchester City), co wystarczyło na zawodzącą ostatnią Chelsea. Bez Lamparda i Terry’ego w składzie, z Matą, Oscarem czy Colem na ławce, a z nieskutecznym Sturridgem czy kiepską defensywą na boisku. – Jeśli chcemy wygrywać, to musimy znacznie poprawić grać w obronie – nie ma wątpliwości Roberto Di Matteo, trener Chelsea. Potknięcie notuje również Manchester United, który – jak stwierdził sam sir Alex Ferguson – zasłużenie przegrał z Norwich i oddał fotel lidera lokalnemu rywalowi. Bo City zmiotło Aston Villę z powierzchni ziemi, w stosunku 5:0. No, akurat podczas takich meczów Mancini może na ławce spać spokojnie.
Tymczasem tabelę angielskiej Premier League zamyka QPR, które uzbierało dotychczas tyle samo punktów, co… nasz Bełchatów. GKS w ostatniej kolejce poprowadził trzeci już trener w tym sezonie, a w QPR wciąż pracuje Mark Hughes. Zdaniem wielu, po porażce u siebie z Southamptonem jego plany na poniedziałkowy poranek wyglądają tak:
Arsenal – Tottenham 5:2
0:1 Adebayor
1:1 Mertesacker
2:1 Podolski
3:1 Giroud
4:1 Cazorla
4:2 Bale
5:2 Walcott
Liverpool – Wigan 3:0
1:0 Suarez
2:0 Suarez
3:0 Enrique
Manchester C. – Aston Villa 5:0
1:0 Silva
2:0 Aguero (kar.)
3:0 Tevez (kar.)
4:0 Aguero
5:0 Tevez
Newcastle – Swansea 1:2
0:1 Michu
0:2 Guzman
1:2 Ba
QPR – Southampton 1:3
0:1 Lambert
0:2 Puncheon
1:2 Hoilett
1:3 Ferdinand (sam.)
Reading – Everton 2:1
0:1 Naismith
1:1 Fondre
2:1 Fondre (kar.)
WBA – Chelsea 2:1
1:0 Long
1:1 Hazard
2:1 Odemwingie
Norwich – Manchester U. 1:0
1:0 Pilkington
Fulham – Sunderland 1:3
0:1 Fletcher
1:1 Petrić
1:2 Cuellar
1:3 Sessegnon
