Co prawda jedynie wirtualną, ale nasza podróż się udała. Postanowiliśmy na moment porzucić Ekstraklasy i wiodące ligi zagraniczne na rzecz Belgradu i Wiecznych Derbów. Rolę przewodnika pełniła stacja Orange Sport, która transmitowała mecz, wcześniej zaś puściła całkiem długie studio z wypowiedziami Radovicia, czy Nikitovicia z Bogdanki Łęczna. Mecz, który kojarzył nam się wyłącznie z odpalaną w liczbach hurtowych pirotechniką, trochę nas zaskoczył. Spodziewaliśmy się kopaniny gorszej, niż w Ekstraklasie, skoro na poziom belgradzkich klubów narzeka cała Serbia. A wyszło… co najmniej dobrze, a dodając do wyczynów na murawie otoczkę meczu – nawet bardzo dobrze.
Gwiazd większych po obu stronach nie stwierdziliśmy, ale tak Crvena Zvezda, jak i Partizan są naszpikowane młodymi talentami. Pierwsze piętnaście minut zupełnie nas oczarowało. Akcja za akcję, cios za cios, trzy bramki w kwadrans, do tego gol dla gospodarzy – delicje. Typowy dla gier z serii FIFA – błyskotliwy rajd skrzydłem, centra, strzał. Gra piłką, jakieś klepki, ale i brutalność, przepychanki, walka. Serbowie nie pękają – nie boją się wchodzić w dryblingi, wślizgi lecą nawet w polu karnym, a atmosfera derbowa udziela się wszystkim piłkarzom, ławkom rezerwowych, a nawet stewardom. Potem tempo nieco siadło (bo po pierwszym kwadransie byliśmy gotowi szukać stacji transmitujących regularnie ligę serbską), więc spojrzeliśmy na trybuny. Cóż, wszystko to co słyszeliście dotąd o Wiecznych Derbach jest prawdą.
Dorwaliśmy dzisiaj skoro świt naszego kolegę, naczelnego serwisu kartofliska.pl, znanego groundhoppera Radosława Rzeźnikiewicza. – Z sondy przeprowadzonej wśród licznie przybyłych tego dnia groundhopperów wynika, że nie ma w tej chwili ciekawszego kibicowsko spotkania od derbów Belgradu. Całkowicie się z tym zgadzam –skomentował nam dziś ze stolicy Serbii. Zapytaliśmy go o atmosferę i jakiekolwiek zestawienie z rodzimymi spotkaniami. – Ciężko to porównać, bo warunki są zupełnie inne. Marakana jest sporo większa, niż choćby obiekt przy Łazienkowskiej. A więcej ludzi oznacza większą miazgę W Polsce nie pamiętam meczu, żeby trzy młyny były tak aktywne – opowiada Rzeźnikiewicz.
Na trybunach po raz kolejny zasiadły bowiem aż trzy ekipy kibicowskie – gospodarze zajęli tradycyjnie północną trybunę, podczas gdy Alcatraz i Zabranjeni, dwie skłócone grupy kibiców Partizana podzieliły między siebie południe i południowy wschód stadionu. – Najmniej liczni Zabranjeni też dawali radę, dopingując choćby podczas przerwy meczu – relacjonuje naczelny kartofliska.pl.
Wracamy jednak do wydarzeń na murawie, które cały czas dotrzymywały kroku trybunom. Przepychanki i nienawiść między zawodnikami dało się wyczuć coraz wyraźniej wraz z upływającym czasem i kolejnymi strzelonymi golami. Po każdym ostrzejszym wejściu faulujący wstawał niemal z dumą towarzyszącą upolowaniu rywala, przeprosin nie było nawet po najbardziej chamskich interwencjach. Całkiem nieźle dostosował się do tego sędzia, który co jakiś czas uspokajał obie drużyny, ale i tak przez moment było blisko ogólnej jatki, której zapobiegać musiała wspólnie cała trójka arbitrów.
Oprócz brutalnych wejść, ogromnego napięcia i fenomenalnych trybun, obejrzeliśmy również spory kawałek naprawdę porządnego futbolu. Nazwiska takie jak Lazar Marković, Luka Milivojević, Darko Lazović – warto zapamiętać. Skauci obecni na tym meczu z pewnością zanotowali nieco więcej, niż inna grupa europejskich poszukiwaczy talentów obecna na meczu Polonii z Górnikiem…
My z kolei zyskaliśmy jeszcze jeden powód, by następne derby Belgradu obejrzeć już na żywo, w Belgradzie. Warto, jeśli nie dla atmosfery, to by z bliska obejrzeć młodych zawodników, którzy już wkrótce mogą zrobić furorę w ligach o wiele silniejszych, niż serbska.