Dawny stadion Lechii przy ul. Traugutta spokojnie może pomieścić dziesięć tysięcy ludzi. W teorii, bo na wczorajszy, otwarty – przynajmniej z nazwy – trening kadry mogło wejść dokładnie 999 osób. Dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć i ani jednej więcej, bo tylko przy takiej liczbie nie trzeba rejestrować imprezy masowej. Zainteresowanie było bez porównania większe, ale organizatorzy tłumaczyli się, że decyzja o treningu zapadła zbyt późno, żeby załatwiać niezbędne pozwolenia. Inna sprawa, że tak też musiało być dla nich wygodniej i po prostu taniej. Szkoda.
Całe szczęście, że zrezygnowano chociaż z rozdawania tej skromnej puli biletów w kasach bezpośrednio przed treningiem, o czym na początku mówił nowy prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, Radosław Michalski. Mając w pamięci to, co działo się przy okazji odbierania wejściówek na treningi w czasie Euro, krew mogłaby się polać i niejedna osoba mogłaby stracić zęby. Przynajmniej tego udało się uniknąć.
Kibic, jak wiadomo, jest wyrozumiały i odporny na wszystkie sportowe poniżenia typu 0:1 z Estonią czy brak zwycięstw w najsłabszej grupie Euro. Kibic chce pamiętać momenty dobre, dlatego nigdy nie zabraknie takich, którzy będą się „zabijać” o podpisy na koszulkach, karteczka, piłkach i wszystkim, co tylko da się podpisać. Tak wyglądał najbardziej interesujący i elektryzujący ludzi fragment wczorajszego treningu:
Reprezentacja Urugwaju trenowała tymczasem w Gdyni, a wieczorem w sopockim Sheratonie uczestniczyła w wystawnym bankiecie z udziałem ambasadora Urugwaju w Polsce. Plan spotkania przewidywał m.in. degustację południowoamerykańskich win i mięs. Jak się bawić w Polsce, to się bawić.