Bez niespodzianek – jak co piątek, najlepszy jest „Przegląd Sportowy”, w którym znajdziemy m.in. wywiady ze Stanem Valckxem i Piotrem Brożkiem, a także sylwetki Edgara Caniego i Adama Dancha.
FAKT
Tekst o młodych piłkarzach w polskiej lidze.
Nic dziwnego, że przed dzisiejszym starciem z Widzewem Łódź (początek o godz. 20:45), szkoleniowiec Lecha poważnie zastanawia się, czy ambitnego zawodnika nie posłać w bój już od pierwszej minuty meczu. Tym bardziej, że w związku z przymusową pauzą Łukasza Trałki (28 l.) roszady w drugiej linii drużyny z Poznania są nieuniknione.
Choć siedemnastoletniego piłkarza ze stolicy Wielkopolski latem próbowali pozyskać skauci mistrza Belgii, w Lechu nikt nie bierze na razie pod uwagę jego transferu. Po dziesięciu kolejkach rundy jesiennej także w innych zespołach ekstraklasy nie brakuje zawodników, dla których warto przychodzić na ligowe stadiony.
Szukające oszczędności kluby coraz chętniej stawiają bowiem na uzdolnionych juniorów, którzy w niczym nie ustępują przepłacanym do granic przyzwoitości zagranicznym piłkarzom. Taka polityka transferowa z czasem powinna przynieść wymierne efekty. Na sprzedaży Karola Linetty i innych utalentowanych młokosów nasze kluby prędzej czy później i tak zrobią bowiem dobry interes.
SUPER EXPRESS
Wywiad z Chrisem Wondolowskim.
– Miał pan propozycje z Europy?
– W poprzednich latach pytały o mnie kluby z Anglii i Niemiec. Choć to były poważne oferty, to jednak do transferu nie doszło. Brakowało finalizacji.
– Były także zapytania z Polski, z Arki i Legii. Czy teraz także rozważyłby pan ofertę z polskiego klubu?
– Byłbym zainteresowany grą w Polsce, ale tak jak wspomniałem, mam ważny kontrakt z San Jose. Trzeba rozmawiać z klubem.
I z Robertem Lewandowskim.
– Po sukcesie Janowicza w Paryżu pogratulowałeś mu na Facebooku. Śledziłeś wszystkie jego występy?
– Czasu było niewiele, ale kiedy nie zobaczyłem meczu, starałem się chociaż obejrzeć urywki. I byłem pod wielkim wrażeniem gry tego chłopaka. Jeśli dalej będzie się tak rozwijał, czeka go wielka przyszłość. W każdym razie przed nim ciężka praca, ale on chyba doskonale o tym wie.
– Skąd u ciebie zamiłowanie do tenisa?
– W dzieciństwie zdarzało się, że grywałem z tatą albo z mamą. Kiedy jednak na poważnie postawiłem na piłkę nożną, nie było już czasu, by wyjść na kort. Pamiętam, że uwielbiałem grę techniczną, zawsze starałem się wykombinować jakieś ciekawe zagranie. Chociaż teraz rzadko oglądam mecze, to wiem, o co chodzi w tym sporcie.
RZECZPOSPOLITA
Tekst o Arkadiuszu Miliku.
– Był z nami na obozie przygotowawczym, dostał do podpisu naprawdę bardzo poważny kontrakt. Zachował się fair, miał obawy, czy będzie grał, a w Górniku dali mu miejsce w pierwszej drużynie. Może gdyby wówczas trenerem był Jan Urban, Milik zachowałby się inaczej, ale wtedy wiedział, że dla młodych droga do pierwszej drużyny Legii wcale nie jest łatwa. Wiedziałem, że to wielki talent, jego obecna forma nie jest dla mnie zaskoczeniem. To fajny chłopak, obserwowałem go dwa lata, jadaliśmy razem kolacje. Jest mądry, jeśli wybierze też mądrych doradców, może zajść daleko – mówi „Rz” Marek Jóźwiak, dyrektor sportowy Legii.
(…)
Juergen Klopp z Borussii Dortmund już dwa lata temu wiedział, kim jest Milik i nie zaprzecza, że uważnie mu się przygląda. Zainteresowanie Polakiem wyraził także Fredi Bobić z VfB Stuttgart. Na ostatni mecz z Ruchem Chorzów przyleciał trener Anderlechtu Bruksela John van den Brom, który z tego powodu nie wziął nawet udziału w oficjalnej konferencji prasowej w swoim klubie.
GAZETA WYBORCZA
Wywiad z Sebastianem Dudkiem.
Nie interesuje pana, co się pisze o Widzewie?
– W ogóle. Rozumiem, że każdy ma prawo wyrazić, co myśli o zawodniku. Ł»yjemy przecież w wolnym kraju. Mnie rozlicza trener i to jego zdanie jest dla mnie najważniejsze. To on decyduje, kto zagra w następnym meczu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że stać mnie na lepszą grę niż w ostatnich spotkaniach. Nie muszę tego słuchać od innych ludzi, którzy nie decydują o moim losie. Najważniejsze jest dla mnie zdanie trenera oraz własne sumienie. Jeżeli kiedyś uznam, że nie mogę się dalej rozwijać, a tak jeszcze nie uważam, to podejmę męską decyzję i ogłoszę, że nie stać mnie już na grę w ekstraklasie. Wtedy odejdę do niższej ligi. A tam chciałbym grać jak najdłużej, dopóki zdrowie będzie mi pozwalało.
Nadal nie rozumiem. Przecież gra się dla siebie, sławy, ale też dla kibiców. Naprawdę nie obchodzi pana, czy fanom podoba się pana gra?
– Miałem już sytuacje w swoim życiu, że kibice mnie oklaskiwali i gwizdali. Pewnie gdybym był akurat w ich gronie, to chcieliby mnie zastrzelić. Cóż, takie jest ich prawo. Są zawodnicy, którzy negatywne komentarze biorą mocno do siebie. Mnie to już nie interesuje. Wiem, jak szybko można przejść z bohatera do zera. Staram się dobrze wykonywać swoje obowiązki, ale przecież nie zawsze piłkarz znajduje się w najwyższej formie. To jest wkalkulowane w nasz zawód.
(…)
Znowu słychać o powiększających się problemach finansowych. Jak to wpływa na atmosferę w drużynie?
– W klubie, w którym brakuje pieniędzy, zawsze jest dobra atmosfera. Zawodnicy są bardziej zżyci ze sobą. Wszyscy wtedy jedziemy na tym samym wózku. Ale z drugiej strony, jeżeli taki problem się przedłuża, to prędzej czy później zacznie działać źle na zespół. Tę rundę można jeszcze dograć, ale każdy za coś musi żyć. Ktoś powie, że dużo zarabiamy, i może ma rację, ale my też próbujemy się jakoś ustawić na przyszłe życie. Wiadomo, że nasza kariera nie jest wieczna. Staramy się jakoś mądrze ulokować pieniądze. Jedni inwestują w mieszkania, biorą kredyty, więc to nie jest wszystko takie proste.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Sporo dobrego czytania. Np. interesujący tekst o Edgarze Canim…
Poczucie własnej wartości rosło u Edgara Caniego z każdym strzelonym golem. Jesienią jeszcze nie przeszkadzało na tyle, by sztab trenerski reagował. Problem pojawił się po przerwie zimowej. W grudniu Albańczyk wyjechał na wakacje do Kenii z Bruno Coutinho. Obaj wrócili do klubu z pięciokilową nadwagą, zignorowali rozpiskę ćwiczeń, jakie mieli wykonywać podczas zimowych wakacji. Wszystko uszło im płazem. I wtedy zaczęły się kłopoty. Przyjaźń między Albańczykiem a Brazylijczykiem stawała się toksyczna dla drużyny. Chodzili własnymi ścieżkami, lekceważyli polecenia.
(…)
Michniewicz lubi porównywać Edgara Caniego do Zlatana Ibrahimovicia i Erica Cantony. – Obaj byli niepokorni, trudni do prowadzenia. To nie powód, by takich zawodników skreślać. Trzeba po prostu do nich dotrzeć – twierdzi. – Dwumetrowe dziecko, który szybko się zadowala, szybko nudzi, zniechęca. Trzeba z nim dużo rozmawiać, nie można go odsuwać na bok, bo wtedy emocje w nim buzują – ocenia. Podczas swojego epizodu przy Konwiktorskiej starał się do niego dotrzeć. – Słyszałem, że pali papierosy. Prosiłem, by je odstawił, a on przychodził i żartował, że mniej już pali, że ogranicza się do jednego papierosa dziennie – opowiada. Kibice Polonii Warszawa byli mniej pobłażliwi. Bulwersowali się, widząc piłkarza pierwszej drużyny chowającego się przy hotelu Ibis jak uczeń podstawówki. Albo włóczącego się nocą po mieście – w jednym z warszawskich lokali brał nawet udział w bójce.
Albo o Adamie Danchu…
– Pamiętam z domu, jaki tryb życia prowadził tata, kiedy grał. Zero papierosów czy alkoholu. Kiedy poznałam Adama, widziałam, jak się zachowuje na imprezach. Tyle, że jeszcze wtedy nie byliśmy razem, zresztą nie przypuszczałam, że kiedyś będziemy. Radziłam mu nawet, żeby znalazł sobie dziewczynę i się ustatkował. Potem zaczęliśmy się spotykać. Nie odcięłam go radykalnie od towarzystwa, ale stopniowo zaczął się zmieniać. Adam ma swój rozum, ja może delikatnie go nakierowałam. Mówiłam, że jest rozpoznawalny i ma się dobrze zachowywać. Aż w końcu balowanie się skończyło – opowiada rezolutna 22-latka. Ale nawet dziś, żeby nie kusić diabła, po meczach w Zabrzu zabiera męża prosto do domu.
(…)
Wśród górników zaskoczenie wymieszało się z nerwowym powstrzymywaniem śmiechu, żeby nie wybuchnąć przy trenerze. Ciszę przerwał Nawałka. Wściekł się, Nakoulma jeszcze na boisku zebrał burę. Raz, że trener nie toleruje takich odzywek, a dwa – rywale byli amatorami, kibicami Górnika Zabrze, regularnie odwiedzającymi stadion w Zabrzu. Wyszło niezręcznie, choć mało kto to słyszał. Za mobilizowanie kolegów odpowiada więc już tylko Adam Danch. Nikogo nie obraża, mówi krótko i oszczędnie. Tak, jak lubi najbardziej.

