Sobiech bohaterem bez kontaktu z piłką, Cavani ogrywa Ukraińców

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2012, 23:05 • 4 min czytania

Za nami kolejny dzień z Ligą Europejską, w której – jak celnie zauważyli nasi komentatorzy – wcale nie odbyło się tysiąc trzysta pięćdziesiąt meczów, ale zaledwie dwadzieścia cztery. Cóż, obejrzeliśmy wnikliwie wszystkie, niektóre nawet dwa razy, szczególnie Neftchi z Rubinem i Viktorię Pilzno z Hapoelem Tel-Awiw. Z kolei podchodząc do sprawy zupełnie serio – staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej, choć ogarnięcie nawet połowy tego co warto zobaczyć nie było możliwe. Jeśli widzieliście coś wyjątkowo ciekawego co umknęło naszej uwadze – piszcie w komentarzach.
Zacznijmy od tego co najważniejsze. Sobiech został bohaterem Hannoveru, nawet nie dotykając piłki. Wszedł w 88. minucie i momentalnie wywalczył rzut karny, który został zamieniony na gola. 3:2, uściski, flesze, gratulacje. Nieźle, jak na 120 sekund gry.

Sobiech bohaterem bez kontaktu z piłką, Cavani ogrywa Ukraińców
Reklama

***

A teraz już chronologicznie.

Reklama

Zaczęliśmy od starcia Anżi z Liverpoolem. Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami, The Reds udali się do Moskwy składem okrojonym o większość gwiazd, które odpoczywają już przed meczem z Chelsea. Mecz stał na żenującym poziomie , a usypiający komentarz na „ence” dopełniał zniszczenia. O 18.45 stoczyliśmy gigantyczną walkę, czy nie pieprznąć wszystkiego w kąt i odpuścić tej całej Ligi Europejskiej. Młodzież Liverpoolu zagrała bojaźliwie, a Anżi nie potrafiła tego w żaden sposób wykorzystać, w efekcie oglądaliśmy sobie skrzyżowanie meczu GKS-u Bełchatów z Podbeskidziem Bielsko-Biała oraz pojedynku szachowego. Gdy już szukaliśmy pilotów, by zakończyć tę komedię – obudził nas Traore. FENOMENALNE przyjęcie pod kryciem, zimna krew, wyśmienite wykończenie (choć tak naprawdę wykorzystanie błędu Jonesa) i 1:0. Jedyna godna wspomnienia akcja tej połowy zachęciła nas, by dać młodszej siostrze Ligi Mistrzów drugą szansę, ale może już na innym boisku.

***

Jak się okazało, była to trafna decyzja – według relacji TVP druga połowa była równie ekscytująca jak pierwsza, a na naszych monitorach gościł już w tym czasie Edinson Cavani. Mecz Napoli z Dinprem Dniepropietrowsk oglądaliśmy przez pół godziny bez odruchów wymiotnych, co stanowiło miłą odmianę po Liverpoolu. Współpraca Cavaniego i Dżemaili wyglądała świetnie, choć trzeba przyznać, że po golu Napoli nieco siadło, co zresztą szybko wykorzystali Ukraińcy. W 52. minucie było już 1:2 i triumfowali ci, którzy ogłaszali, że neapolitańczycy odpuszczają Ligę Europy.

Potem jednak szybkie spojrzenie w skład – na boisku wciąż przebywa Edinson Cavani. A kto, jeśli nie on, niesłychanie ambitny i diabelsko skuteczny miał odwrócić losy meczu. 77. minuta – 2:2, 88. – 3:2, 91. – 4:2. Cztery gole Cavaniego odesłały lidera grupy na Ukrainę z pustymi rękoma.

Zastanawiamy się – czy to już jest ten poziom? Czy Cavani już dorównuje Falcao, albo Ibrahimoviciowi? Póki co na wymienianie jednym tchem z Messim i Ronaldo jest chyba zbyt wcześnie, ale jeśli El Matador utrzyma tempo – kto wie, gdzie się zatrzyma…

***

W międzyczasie doszły nas słuchy, że Borussia całkiem śmiało poczyna sobie z Olympique Marsylia. Faktycznie, goście z Moenchengladbach mieli kilka okazji na podwyższenie prowadzenia (przełączyliśmy w momencie, gdy było już 1:0), ale zabrakło im precyzji i opanowania. Za takie błędy się płaci – dlatego też w drugiej połowie praktycznie przestali istnieć. W Marsylii, której nie mamy okazji oglądać zbyt często, fenomenalny mecz zagrali Jordan i Andre Ayewowie, Remy oraz Valbuena. Swoje dorzucił też „Sweet and tender hooligan” czyli Joey Barton, który strzelił gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Marsylia naciskała, atakowała, grała piłką w polu karnym Borussii, ale zdobyła jedynie dwa gole. Wystarczyło by zdobyć prowadzenie, nie wystarczyło do zwycięstwa.

W 94. minucie wyrównał bowiem Arango i nie jesteśmy pewni, ale chyba była to jedna z pierwszych sytuacji dla Niemców w drugiej połowie. „Niewykorzystane sytuacje…” i tak dalej.

***

Nie oglądaliśmy meczu Udinese z Young Boys Berno i był to chyba dość duży błąd. Pięć goli, jakieś niewykorzystane karne. Plus fakt, że Szwajcarzy ograli Włochów, co przecież nie jest codziennością. Umiarkowaną niespodzianką jest też porażka Atletico Madryt, ale goście pojechali do Portugalii mocno rezerwowym składem.

Godne odnotowania – znowu 90 minut zagrał فukasz Szukała, a jego Steaua wygrała 2:1 z Molde. Skoro już nawet TVP Sport żąda na Twitterze powołania go do kadry… Jest nieźle. Za to Przemek Tytoń – kontynuuje swoją wielką wędrówkę pt. „فawki Rezerwowe Holandii i Europy”. W dzisiejszym odcinku – ławka na stadionie AIK-u.

***

Na koniec obejrzeliśmy sobie Tottenham, ale tu żadnych niespodzianek nie było. Może poza prawym obrońcą Mariboru, który do teraz skulony trzęsie się w kącie szatni. Najpierw wiązał go Bale, potem Lennon, potem Bale, potem Lennon i tak przez pełne 90 minut. Aż dziwne, że nie padło z tego więcej goli, ale w sumie Tottenham nie grał żadnej wielkiej piłki. A stracona po głupim błędzie bramka powinna się spotkać z solidną reakcją Andresa Villas-Boasa, mimo że obecnie szkoleniowiec londyńczyków wygląda jakby szykował się do procesu beatyfikacyjnego.

***

Po trzeciej bramce dla Tottenhamu zerknęliśmy też do Bilbao, ale tam wszystkie emocje już się skończyły. Athletic stać było na wyrównanie od 0:2 do 2:2, ale jednocześnie Baskowie byli na tyle słabi, że dali sobie wbić trzeciego gola. Szkoda tej ekipy Bielsy, myśleliśmy, że wreszcie ten klub z romantyczną historią zacznie odnosić jakieś – mniejsze, lub większe – sukcesy, tymczasem – średniawka, kompletna.

No i wreszcie ten Hannover, ale o tym pisaliśmy już wcześniej.

Uch, to było ciężkie pięć godzin.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama