Ciężko ogląda się mecze, w których piłka przy nodze zawodnikom przeszkadza. Ciężko się patrzy, jak pogoda dyktuje warunki, jak o przebiegu akcji decyduje przypadek i to, czy piłka odbije się na śniegu w taki sposób, w jaki odbiłaby się na normalnej murawie, czy może jednak nie. Nie bez problemów, choć i tak skutecznie z pogodą i Freiburgiem zmierzyła się Borussia Dortmund, z Łukaszem Piszczkiem i Robertem Lewandowskim w składzie.
BVB w tym sezonie gra w kratkę, beznadziejne mecze przeplata świetnymi i te najlepsze przeważnie wypadają w Lidze Mistrzów. Tydzień temu mistrzowie Niemiec przegrali po fatalnej grze na własnym boisku z Schalke, a lawina krytyki spadła na Juergena Kloppa – że niepotrzebnie zmienił taktykę, że tak namieszał w składzie, iż uzyskał odwrotny efekt. Ale cztery dni po tym, jak niemiecka prasa przeczołgała się po trenerze i zawodnikach BVB, ci rozegrali znakomity mecz z Realem Madryt. I, co najważniejsze, wygrali.
Jakie jest to prawdziwe oblicze Borussii, przegrywającej z Schalke i pokonującej Real, pokazać mają kolejne spotkania. Choćby takie, jak dzisiejszy wyjazd do Freiburga.
Podopiecznym Kloppa 45 minut zajęło przyzwyczajenie się do trudnych warunków panujących w Freiburgu. Przed przerwą BVB było w cieniu, prezentowało się gorzej i powinno przegrywać do przerwy. Gospodarzom po zagraniu ręką Lewandowskiego należał się rzut karny, po przypadkowym strzale Piszczka piłka powinna wpaść do siatki. Borussia w ogóle nie przypominała drużyny, która kilka dni wcześniej pokonała Real. Czy to była kwestia tego śniegu? Niewykluczone. Bo po przerwie obraz gry się zmienił – goście odważnie ruszyli do przodu, swoje okazje mieli Piszczek, Lewandowski i Goetze, aż w końcu do siatki trafił Neven Subotić. Ten sam, który w pierwszej połowie ciągle się ślizgał i popełniał fatalne błędy. Gospodarze próbowali odpowiedzieć, ale bezskutecznie, a w końcówce otrzymali jeszcze jeden cios – po podaniu Lewandowskiego trafił Goetze.
Dobrze – mając na uwadze, w jakich warunkach odbywał się mecz – wyglądali Polacy. Piszczek nie biegał do przodu bez głowy, tylko podłączał się do akcji ofensywnych w odpowiednich momentach. Sam miał dwie naprawdę niezłe okazje strzeleckie i chociaż jedną powinien wykorzystać. Mocno trzymał się na nogach Lewandowski, ciężko było go przepchnąć, sprawiał spore problemy obrońcom, którzy i tak go zatrzymywali, bo… na takim boisku Robert nie był w stanie daleko im odjechać. Delikatnie poprawił swój bardzo przeciętny bilans w Bundeslidze – do trzech goli, które ma na koncie, dorzucił właśnie trzecią asystę.
BVB umocniło się na czwartym miejscu w tabeli, ale czy zbliżyło się do Bayernu – ciężko dziś stwierdzić. Bawarczycy jutro grają z Bayerem Leverkusen.
