Kasperczyk na wylocie z Podbeskidzia, Jeleń opowiada, że mógł grać w Turcji i na Ukrainie

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2012, 02:48 • 4 min czytania

Chyba jeszcze nigdy nie pisało się o Podbeskidziu tyle co dzisiaj. Nie dość, że wszyscy poruszają temat transferu Jelenia (polecamy wywiad w „SE”), to jeszcze większość gazet jest przekonana, iż Robert Kasperczyk na dniach pożegna się z klubem.
FAKT

Kasperczyk na wylocie z Podbeskidzia, Jeleń opowiada, że mógł grać w Turcji i na Ukrainie
Reklama

Relacje z ligi. Warto zauważyć, że â€œFakt” jest przekonany, iż Robert Kasperczyk nie utrzyma posady w Podbeskidziu.

Reklama

– W przyszłym tygodniu Podbeskidzie na treningach będzie miało Jelenia, ale czy ja będę, nie wiem – stwierdził. Z nieoficjalnych rozmów z piłkarzami wynika, że nie wyobrażają sobie dalszej współpracy z tym trenerem. I nie chodzi wcale o wyniki, ale o zachowanie Kasperczyka, kiedy na początku października zdymisjonowani zostali jego asystenci. – Powinien mieć chociaż trochę honoru i sam zrezygnować z posady. Takim zachowaniem stracił w oczach zespołu i niewielu zamierza za niego umierać – powiedział jeden z zawodników.

SUPER EXPRESS

Pozostajemy przy Podbeskidziu – rozmówka z Ireneuszem Jeleniem, który twierdzi, że wolał grać w Bielsku z Natherem i Dancikiem niż w Turcji lub na Ukrainie. Jakby to delikatnie ująć – nie wierzymy.

– Ten transfer jest tak niespodziewany, że gdy „SE” poinformował o nim w piątek, dużo osób nie chciało nam uwierzyć…
– (śmiech) Wiem, bo nawet znajomi z rodzinnego Cieszyna są w szoku. Z jednej strony wciąż nie mogą uwierzyć, że zagram w Podbeskidziu, ale z drugiej cieszą się, bo będą mieli blisko na mecz. A co do mojej decyzji… Po raz pierwszy propozycja padła dwa tygodnie temu. Najpierw pomyślałem, że to mnie nie interesuje, ale im dłużej zacząłem się zastanawiać, rozmawiać z żoną, tym więcej plusów znajdowałem. W piątek mogłem podjąć jeszcze decyzję o powrocie do Ligue 1 lub o transferze na Ukrainę, ale uznałem, że na 19 października Podbeskidzie jest dla mnie i mojej rodziny najlepszym rozwiązaniem.

– Skoro postanowiłeś nie wyjeżdżać z kraju, to mogłeś iść do Jagiellonii lub Lecha, bo miałeś stamtąd oferty…
– Miałem zapytania z wielu klubów polskiej Ekstraklasy, ale kontrakt z Podbeskidziem spełnia wszystkie oczekiwania moje i mojej rodziny. Nigdzie nie muszę się przeprowadzać, bo mieszkam w Ustroniu i dwupasmówką jadę do Bielska piętnaście minut. Mój syn Kubuś chodzi tu do szkoły, nie chciałem fundować mu kolejnej przeprowadzki w trakcie semestru. Mogłem grać w Rosji, Turcji czy na Ukrainie, gdzie oferowano mi duże pieniądze. Ale wiem, że źle bym się tam czuł, więc wolę zarabiać mniej, a mieć pewność, że rodzina jest szczęśliwa. Dzisiaj żałuję, że nie przyjąłem oferty z trzech klubów w lipcu – sierpniu, ale np. na przeprowadzkę do USA nie byłem psychicznie przygotowany.

RZECZPOSPOLITA

Artykuł Pawła Wilkowicza o zmieniającej się jak w kalejdoskopie sytuacji przed wyborami na prezesa PZPN.

Ale z informacji „Rz” wynika, że jeśli żadna strona nie odpali w ostatnich dniach jakiejś bomby, to w piątek w walce o władzę w PZPN liczyć się będą tylko Edward Potok, czyli szef łódzkiego związku piłkarskiego, kandydat wywodzący się z najbardziej betonowych frakcji związku, i poseł PO Roman Kosecki, czyli człowiek z zewnątrz, ale nie tak radykalny jak inny były piłkarz Zbigniew Boniek. Boniek pewnie zwyciężyłby, gdyby prezesa PZPN wybierano w wyborach powszechnych, ale u delegatów już tak dużych szans nie ma, choć jego stronnicy broni jeszcze nie składają. Wybór skompromitowanego Zdzisława Kręciny byłby prowokacją, i tak daleko się związek nie posunie. A Stefan Antkowiak jest ze wszystkich kandydatów najmniej aktywny, nie jeździ w teren, nie zabiega o poparcie, niewiele obiecuje i pojawiają się nawet głosy, że zrezygnuje przed wyborami.

(…)

Według jednego z naszych informatorów najciekawszy rozważany wariant wygląda tak: Kosecki popiera Potoka w pierwszej turze, w której obowiązuje bezwzględna większość. Jeśli ten nie wygra, to w następnym głosowaniu, w którym wystarczy zwykła większość, Potok popiera Koseckiego i zostaje u niego wiceprezesem. – Tak to wygląda na dziś – mówi „Rz” jeden z piłkarskich działaczy. – Ale mówimy o świecie, w którym wszyscy kłamią i decyduje zawsze ostatnia noc przed głosowaniem.

PRZEGLĄD SPORTOWY

W „PS” mamy dziś dwa teksty godne przeczytania – wywiad z prezydentem Borussii Dortmund i z Kamilem Grosickim. Cytujemy ten drugi…

We wtorek, przed meczem z Anglikami, pan i koledzy z reprezentacji wypiliście guaranę, która mocno pobudza organizm, a tu z powodu otwartego dachu i zalanego boiska meczu nie ma…
Rzeczywiście dostaliśmy guaranę czy coś podobnego. Poczułem mocnego kopa, czułem się „napompowany”. No i jak mecz odwołali, to żartowaliśmy z chłopakami, że nie zaśniemy aż do środy. Musieliśmy przyjąć tabletki rozluźniające, by szybko zasnąć. Mi pomogły, spałem dobrze i wstałem wypoczęty.

(…)

Anglicy chyba ze złości nie chcieli się wymienić z wami koszulkami.
Coś tam słyszałem. Ja nie chciałem się zamieniać właśnie z tego powodu, by nie doszło do sytuacji, że ktoś mi odmówi. Dałem sobie spokój.

(…)

Ta pańska pewność była potężna, skoro „siatkę” dostał od pana Ashley Cole. To było zamierzone?
Głupie pytanie… Gdy się zakłada „kanał”, to raczej nie liczy się na przypadek. Ale to szczegół. Nie ma co przywiązywać wagi do pojedynczych zagrań. Liczy się ostateczny efekt gry piłkarza, nie można sprowadzić tego do jednego zagrania. Dlatego tym bardziej ucieszyłem się, że poszło mi w pojedynkach z Colem dobrze. W końcu należy on do najlepszych bocznych obrońców świata, nie tak dawno wygrał z Chelsea Ligę Mistrzów. To też jednak człowiek i jego też można ograć.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama