Pisząc zapowiedź ostatniego meczu tej kolejki, zastanawialiśmy się, czego brakuje Pogoni, by walczyć o wyższe cele. Niby mają bardzo dobrego bramkarza, niezłą obronę i świetny środek. Teraz już wiemy – napastnika i jednak obrońców. Bo o ile Janukiewicz był dziś ewidentnie pod formą, o tyle cała defensywa kompletnie dała ciała, czego efektem były dwie czerwone kartki. A i w ataku zabrakło „Portowcom” chciejstwa. I wyrachowania takiego, jakie zaprezentował Rzeźniczak przy pierwszym golu Ljuboji i Radović przy dwóch strzałach. A że Legia nie pierdoli się w tańcu – to, co miała, wykorzystała. Bez kombinowania. Pach, pach, pach. 3:0.
Potencjał ofensywny Wojskowych jest dziś nieosiągalny dla pozostałych drużyn. Gdy wypadł Saganowski, mając w pamięci taktykę Skorży, szczerze wątpiliśmy, czy przesunięcie Ljuboji do ataku byłoby słusznym posunięciem. Na szczęście Urban nas nie posłuchał, wypuścił Serba na szpicę i wyszedł na tym najlepiej, jak tylko mógł. Bo nawet gdy „Ljubo” cofał się o kilkanaście metrów, gra legionistów i tak idealnie się zazębiała. Ogromny udział w tym mieli oczywiście Miroslav Radović i przede wszystkim Jakub Kosecki, który prawdopodobnie zapewnił sobie dziś kolejne powołania do reprezentacji.
Do dwudziestej minuty Pogoń prezentowała się całkiem nieźle. Jak zwykle przyjemnie patrzyło się na klepkę Akahoshiego i Andradiny, do których podłączał się Frączczak. Szczecinianie popełnili jeden poważny błąd. Nie grali dziś z Podbeskidziem ani Wisłą, więc samo kombinowanie i braziliana nie mogły dać efektu. Jak gra się z kimś dużo lepszym, nie można kalkulować, tylko trzeba być pazernym na bramki.
A jak się nie jest, to się dostaje 0:3.