Można się dzisiaj zastanawiać, jak zakończyłoby się Euro 2012, gdyby selekcjonerem był Waldemar Fornalik, a nie Franciszek Smuda. Gdyby reprezentacja miała normalnego trenera – niekoniecznie jakiegoś maga, tylko po prostu normalnego trenera – który wpuszcza na boisko tych w lepszej formie, a nie wpuszcza tych w gorszej. Trenera, który ogląda mecze ligowe i wyłapuje co lepszych piłkarzy, a nie co gorszych. Trenera, który nie ogranicza się do dwunastu nazwisk, tylko do dwudziestu, albo i trzydziestu. Smuda twierdził, że zbudował gotową drużynę na eliminacje MŚ 2014 i już wiemy, że to bujda na resorach.
Fornalik z „dorobku” Smudy w ogóle nie korzysta. Gdyby nie miał klasy, tak jak nie ma jej Franz, to opowiadałby dzisiaj wszem i wobec, że po poprzedniku zastał spaloną ziemię. Nowy selekcjoner nic nie mówi, tylko po prostu robi swoje. Wychwytuje wyróżniających się zawodników i zwyczajnie daje im szanse. Reprezentacja PZPN zmienia się z każdym meczem i coraz mniej przypomina tę śmieszną drużynkę Frania. Jeszcze kilka spotkań, a całkowicie odseparuje się od forowanej przez ostatnie lata koncepcji.
W czerwcu mieliśmy dwunastu piłkarzy zdolnych do gry – tak twierdził Smuda, a znaczna część środowiska mu wierzyła. Minęło ledwie kilka miesięcy, a okazuje się, że liczba zawodników z reprezentacyjnym potencjałem jest zdecydowanie większa. Fornalik widzi to, czego Franek nie widział, deklasuje go w każdym elemencie. Można dzisiaj żałować, że najważniejszy turniej w historii powierzono komuś takiemu jak Smuda. Można żałować, że nie reagowano nawet wówczas, gdy już było jasne, że nic z tego nie będzie i że całym projektem dowodzi ktoś niekompetentny. Czy Franek w środę zremisowałby z Anglią? Wątpliwe. Bardzo wątpliwe. Wystarczy zacząć od tego, że Glik nawet nie powąchałby murawy.
Spokojnie, nie oszaleliśmy, mecz z Anglią zdążyliśmy obejrzeć nawet dwa razy (czyli przynajmniej raz więcej niż wy) i nie mamy zamiaru się nim zachwycać, bo był to ogólnie mecz bardzo marny, jeden z najgorszych jakie w życiu widzieliśmy – oczywiście marny obustronnie. Anglicy grali bardzo słabo, a my słabo. Gdyby ktoś chciał z tego spotkania sporządzić soczysty skrót, to niestety musiałby się ograniczyć tylko do dwóch goli, które padły po dwóch rzutach rożnych. Przez resztę meczu bramkarze mogli dłubać w nosach, akcji brak, strzałów w ogóle, pomyślunku niewiele. Nuda. Jednakże w tej samej nudzie zespół Smudy by poległ, po pierwsze przegrywając mecz tu i teraz, po drugie – kisząc się we własnym sosie i nie rokując na przyszłość. Niewykluczone, że zobaczylibyśmy jakimś cudem Boenischa, bankowo na środku biegałby Murawski, pewnie koło Dudki, na sto procent w obronie wystąpiłby Perquis, zamiast Grosickiego szarżowałby Mierzejewski. I wszyscy by mówili: – A niby kogo innego miałby Smuda wpuścić? No kogo? Taki jest nasz futbol!
Fornalik niczego wielkiego jeszcze nie zdziałał, ale przynajmniej pokazał, że polska piłka nożna nie jest aż tak nędzna, jak ją malował Smuda. Ł»e trener może wyglądać normalnie, wypowiadać się normalnie (nawet jeśli palnie coś o przekładaniu meczu z Anglią na listopad) i działać normalnie. I z tego powodu – a nie z powodu remisu z Anglią – składamy mu gratulacje. Mecz można pechowo przegrać, można fartem wygrać. Ważniejsze jest jednak to, że ta reprezentacja zaczyna bazować na logice. Ł»e wreszcie dwa plus dwa równa się cztery.
Awansować do finałów mistrzostw świata nie trzeba, to się może zdarzyć przy okazji, jeśli drużyna będzie stale rosła. Najważniejsze byle było normalnie. To tak niewiele i tak wiele zarazem.
* * *
Patronem technicznym środowej relacji w systemie bomba per bomba była firma…
