Piłkarze ruszyli w miasto, ale najdłużej wytrzymał… Edward Lorens

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2012, 15:01 • 3 min czytania

Poza meczem Polaków z Anglią w środę w Warszawie odbyło się jeszcze jedno spore wydarzenie – otrzęsiny studentów pierwszego roku. Kilkunastu zawodników Waldemara Fornalika wzięło w nim udział. Panowie wybrali się wieczorem na najmodniejszą pośród imprezowiczów ulicę stolicy – Mazowiecką – do klubu Enklawa.
– Dawać mi szampana, zapłacę za niego choćby tysiąc! – krzyczał na parkiecie podekscytowany Waldemar Sobota. Tańczył przez ładnych kilkadziesiąt minut, bardzo ekspresyjnie. Wyglądało to trochę jak atak padaczki na stojąco, jego ciało rozchodziło się w cztery strony świata, zawodnik Śląska jednak lepiej prezentuje się na boisku niż na dancefloorze.

Piłkarze ruszyli w miasto, ale najdłużej wytrzymał… Edward Lorens
Reklama

Nie zmienia to faktu, że uśmiechnięty, wyluzowany, chętny na rozmowę w trakcie tańca z każdym kibicem wzbudzał u ludzi największą sympatię pośród kadrowiczów. Ktoś zapytał w końcu Waldka, czy nie ma ochoty odpocząć przy drinku. Sobota: – Odpoczywałem cały mecz z Anglią, teraz potrzebuje fizycznego ruchu!

Za to absolutnie największe branie u warszawskich gwiazdeczek miał Przemysław Tytoń. W pewnym momencie koło bramkarza PSV Eindhoven wiły się cztery laski. Każda z nich była z najwyższej półki – szczupłe, cycate, na szpilach, na których normalny człowiek połamałby sobie nogi po dwóch krokach.

Reklama

Dziewczyny patrzyły na siebie nienawistnie, wyniośle, widać, że wydrapałyby sobie oczy byle tylko zwrócić uwagę Przemka. My obserwowaliśmy tę sytuację z rozbawieniem, ale i zazdrością – każdy normalny facet chciałby być adorowany przez takie dupencje. Tymczasem Tytoń z tym swoim grzecznym, holywoodzkim uśmiechem amanta filmów dla gospodyń domowych obtańcowywał a to jedną, a to drugą dziewczynę. Powściągliwie, bez żadnego macanka. Naprawdę nie wiemy jakim cudem dał radę się powstrzymać.

W Enklawie rozśmieszyło nas wczoraj coś jeszcze: fragment rozmowy فukasza Piszczka w kolejce do kibla z gościem, który z wygląda przypominał Hardkorowego Koksa. Kiedy ten kafar zorientował się, że stoi koło niego reprezentant Polski, rozpaczliwie szukał tematu do rozpoczęcia rozmowy. Drapał się po głowie i drapał, w końcu rzucił do Piszczka: – Panie فukaszu, a ja to dwa razy nie zdałem w liceum… Piszczek, z uśmiechem: – A ja raz.

Ni chuja nie wiemy dlaczego koleś akurat tak zaczął gadkę, niemniej jednak wszystko to wyglądało dosyć śmiesznie i absurdalnie.

Choć nie tak bardzo, jak widok… Edwarda Lorensa w klubie. Były trener Ruchu dzielnie towarzyszył Darkowi Gęsiorowi. Kiedy jednak ten zajął się rozmową z jakąś wysoką blondynką, Lorens… zaczął się skradać.

Obserwowanie jak zbliża się do parkietu było czystą przyjemnością. Lorens zrobił dwa kroki, po czym przystanął, spojrzał na parkiet, podrapał się po brodzie, a następnie ruszył w kierunku baru. Potem niespodziewanie zawrócił, by znów spróbować dotrzeć do miejsca klubowych szaleństw. Wyglądało to trochę jak fragment skeczu Monty Pythona o ministerstwie głupich kroków.

Ostatecznie Lorens stanął sobie gdzieś z boku, zawadiacko włożył ręce do kieszeni i niespiesznie zaczął pląsać. Szczerze to zadziwił nas swoją kondycją – koło 3.30, gdy kadrowiczów nie było już w Enklawie Edek nadal stał w tym samym miejscu i ciągle ruszał się w jednostajnym tempie. No po prostu polski Jaś Fasola. Ale też, dla nas, od wczoraj nowy król Mazowieckiej.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama