Dokładnie rok temu liderem tureckiej ekstraklasy był ogrywający ligowych potentatów Istanbul BB, z regularnie występującym Marcinem Kusiem. Apelowaliśmy do ówczesnego selekcjonera, by w końcu ruszył tyłek z domu, wybrał się do Turcji i przyjrzał potencjalnemu zmiennikowi Piszczka, nawet sam Kuś desperacko wołał: – Panie Smuda, tu leci się tylko dwie godziny! Dziś, widząc w jakim piłkarz znajduje się położeniu, przecieramy oczy ze zdumienia. Pozycja polskiego obrońcy zmieniła się o 180 stopni – od czerwca nie rozegrał żadnego meczu, choćby towarzyskiego, jest odsunięty od pierwszej drużyny i wylądował w czymś na wzór Klubu Kokosa.
– Myślę, że chłopaki z Polonii mieli trochę gorzej, bo my ani nie biegamy po schodach, ani nie dźwigami ciężarów. Faktem jednak jest, że na zajęcia przychodzimy we czterech i nie mamy żadnej styczności z trenerem czy pierwszym zespołem. Przy ustalaniu kadry meczowej na ligę żaden z nas nie jest nawet brany pod uwagę. Co robimy? Cóż, starają się nam jakoś wypełnić czas, a to zajęciami biegowymi, a to skocznościowymi, czasem treningiem strzeleckim. Ale w piłkę nie gramy. Nie mamy z kim – opowiada Weszło Marcin Kuś.
Problemy Kusia rozpoczęły się w momencie, kiedy w klubie zameldował się nowy trener Carlos Cavalhal, niegdyś pracujący w Bradze czy Sportingu. Z miejsca, tuż po podpisaniu umowy wypalił, że kilku piłkarzy jest mu kompletnie niepotrzebnych. Piłkarzy, którzy dotychczas grali regularnie i są z zagranicy. Wśród nich był przede wszystkim podstawowy bramkarz i obrońcy, w tym właśnie Kuś. Ale jeszcze w dniu powrotu do Turcji zawodnik mówił: „Ja jestem spokojny, mam umowę ważną przez rok i to treningi pokażą, czy ze mnie zrezygnują”. Jak się okazało, treningi wcale nie były do tego potrzebne. Decyzja zapadła wcześniej. Od początku okresu przygotowawczego Polak jest permanentnie lekceważony.
– Nie mam pewności, czy decyzja o odsunięciu była decyzją trenera, czy kogoś innego. Nie wiem – zastanawia się Kuś. – Ale nie ukrywajmy, wygląda to dziwnie. To nie jest normalne, że przychodzi nowy trener i na dzień dobry, jeszcze przed pierwszym treningiem odstawia kilku zawodników na boczny tor. Odsunięto niektórych obcokrajowców, a sprowadzono paru rodaków trenera. Pomijam już to, że wzięli gościa zwolnionego z Besiktasu, w którym szło mu bardzo średnio. To w ogóle nie idzie w parze z polityką klubu, bo dotychczas nie zatrudniano szkoleniowców z zewnątrz, a sięgano po tych z własnego ogródka – mówi. Tak było choćby poprzednim razem, bo kiedy Abdullah Avci obejmował reprezentację Turcji, to Istanbul BB przejął jego dotychczasowy asystent.
Ostatnio zmienił się jednak nie tylko trener, ale i główny dyrektor. Odszedł ten, który w klubie pracował w blisko dwadzieścia lat. Podobno dlatego, że był zmęczony i chciał na stare lata odpocząć. – W takie uzasadnienie nie wierzę. Musiały zadecydować o tym inne kwestie. Zwłaszcza, że mówi się o dobrowolnej rezygnacji, a on po prostu został zwolniony – zauważa.
Jeszcze przed startem sezonu Kusiowi zaproponowano rozwiązanie kontraktu. Klub przedstawił swoją ofertę, piłkarz swoją – nie dogadali się. Pojawiły się więc możliwości wypożyczenia lub definitywnego transferu. – Odmówiłem, bo to musi być przemyślana decyzja. Po pierwsze, córka chodzi do szkoły anglojęzycznej, a w mniejszych miastach jest to spory problem. Po drugie, w styczniu urodzi się drugie dziecko. Wiele czynników należało wziąć pod uwagę, choćby otoczenie, edukację, lokalizację – tłumaczy.
Kuś musi więc czekać do zimy. Najwcześniej wtedy zmieni klub.
– Nie podoba mi się ta sytuacja, od początku mi się nie podobała. Byliśmy u dyrektora na rozmowie w większym gronie, byłem też sam i padło kilka ostrych słów. Nie nadaje się to do prasy, ale powiem tylko, że mocno się poróżniliśmy. Bo dla mnie nie jest normalne, że tak się traktuje pracownika klubu. Inna kwestia, co dziś mi pozostało? Co mogę zrobić? – pyta retorycznie. – Tym bardziej, że od kilku miesięcy zalegają mi z wypłatami. Ale jak zawodnik ma kontrakt, nie narusza żadnych warunków umowy, to trzeba będzie mu zapłacić. Prędzej czy później. Dlatego klub działa tylko i wyłącznie na swoją szkodę.