Nie pisaliśmy o tym meczu zbyt wiele. Nie rozkładaliśmy po kolei formacji. Nie porównywaliśmy, jak Murawski ma się do Cleverleya. Nie sprawdzaliśmy codziennie, co myśli Hodgson i jakie zdanie ma o nas, Polakach, którykolwiek z wtorkowych rywali. Mimo wszystko, to już ten moment, kiedy kilka słów o meczu z Anglią napisać wypada. Będzie dość zwięźle. I niezbyt przyjemnie. Jeśli oczekujecie, że będzie coś o nadziei – to raczej nie tutaj. O realnych szansach – hm, może następnym razem. Dziś trudno było się na to zdobyć. Będzie więc z grubsza o tym, co nas przed meczem z Anglią otacza – w kilku retorycznych pytaniach.
1. Czy my wiecznie musimy się taplać w przeszłości?
Od kilku dni w mediach ciągła martyrologia. Ożywianie zakurzonych historii. Jak to kiedyś było dobrze, a jak źle jest teraz. Jana Tomaszewskiego po raz milion trzeci wszyscy pytają, czy wspomina to, że kiedyś zatrzymał Anglię. Marka Citkę o gola na Wembley, a Jana Domarskiego, czy wtedy gdy strzelał, piłka mu zeszła, jak Markowi Sokołowskiemu z Cracovią, czy może właśnie tak chciał od początku. Za chwilę wyskoczy kolejny i znów zdobędzie się na wielce odkrywcze stwierdzenie, że WTEDY to mieliśmy zespół, a DZIŚ już go nie mamy. Wszystko dzieli się na „wtedy” i na „teraz”. Co mecz te same wspominki. Jak w telewizji śniadaniowej. Wiadomo, że jak pierwszy września, to musi koniecznie pójść temat o wyprawce do szkoły. A jak pierwszy listopada, to co zrobić, żeby było bezpiecznie na drogach.
Nic się nie zmieniło. Ciągle żyjemy w czasach Orłów Górskiego. Tylko piłkarze jakby już inni.
2. Czy ten mecz na pewno jest AŁ» TAK wyjątkowy?
Z jednego, prostego powodu – chyba nie jest. Trudno nie zgodzić się tu z Fornalikiem i jego banalnym stwierdzeniem, że to mecz prawie jak każdy inny. O trzy punkty, jeden lub zero. Wiadomo, trudniejszy niż zwykle. Wreszcie elektryzujący kibiców. Ale czy w czymkolwiek ważniejszy? Jeden z dziesięciu (no, ośmiu, bo jest San Marino) potencjalnych wpierdoli w eliminacjach. Nie łapiemy się na historyjki o klątwach, zaczarowanych bramkach i tym, że jakiś mecz wyznaczył nam tendencję na lata. Jest tylko jedna, niezmienna ostatnio tendencja – oni silni, my słabi. Ale rozmawiajmy o realiach, a nie o bajkach. Punkty trzeba urywać drużynom w zasięgu. Anglii tylko można, licząc na sensację.
Bo cokolwiek jutro zrobimy, pozytywny wynik nią będzie.
3. W jakim składzie zagrają Anglicy?
Nie zmienimy zdania, że to w gruncie rzeczy nie ma najmniejszego znaczenia. Naprawdę. Dokonają sześciu zmian w porównaniu z poprzednim meczem, czy pięciu – wszystko jedno. Zagra Ashley Cole czy Leighton Baines – to samo. Jasne, trzeba o czymś pisać. Wypada analizować. W końcu to Anglia! Ale w kontekście naszych szans to doprawdy nie robi specjalnej różnicy, czy Wszołek / Grosicki / ktokolwiek będzie musiał radzić sobie z facetem, który zagrał 200 meczów dla Evertonu, czy z facetem, który zagrał 200 dla Chelsea.
W teorii i w praktyce ma tak samo przesrane.
4. To może inaczej, kiedy ostatnio Anglia była słabsza kadrowo?
Takie pytanie też od dawna słyszymy, ale i ono mocno pozbawione jest sensu, bo nie skupiamy się na sprawie kluczowej – przepaść, jaka nas dzieli od Anglii cały czas jest ogromna. Jaka to więc różnica, czy rozdźwięk między nami a nimi mierzy się dziś w tysiącach czy setkach kilometrów piłkarskiej klasy? Każdy może sobie zadać pytanie, ile meczów z Anglikami widział w swoich życiu. Ile się w tym czasie odbyło. W których z nich Anglia była bardzo silna, a w ilu zaledwie… silna. I dlaczego tak się one zwykle kończyły.
5. Kto będzie bronił strzałów Anglików?
Jakby powiedział Mateusz Borek, wchodzimy w niuanse i personalia. Tytoń czy Kuszczak? Waldemar Fornalik czaruje, bo musi. Albo inaczej. Uznał, że tak wypada – tak już się przecież utarło, że składem trzeba zaskoczyć w ostatniej chwili. Chociaż od przynajmniej czterech dni dokładnie wiadomo, że zagra Tytoń. Selekcjoner chciał sprawdzić, jak wygląda po miesiącu na ławie, dał mu dziewięćdziesiąt minut w piątkowym sparingu, a w zamian dostał odpowiedź, że niczego zmieniać nie trzeba. Wypuszczając teraz na Anglię Kuszczaka, Fornalik sam nastawiłby głowę na ostrzał i kłopotliwe pytania w przypadku porażki – dlaczego nie dał mu z RPA chociaż połówki? Gdzie tu logika i konsekwencja? A co byłoby, gdyby jednak zagrał Tytoń? Między innymi dlatego – roszad nie będzie.
6. O kogo powinniśmy się obawiać u siebie?
Naszym skromnym zdaniem, najbardziej należałoby się obawiać tego, co zdarza nam się ostatnio najczęściej. Nazwijmy to kolektywnym daniem dupy, od linii obrony aż po linię ataku. Możliwości jest masę – zaczynając od środka obrony. Bo wiadomo, że ten, bez względu na to, jak zestawić go osobowo, nie należy do najpewniejszych. Ani najszybszych, ani najbardziej zwrotnych. Boki obrony też mamy silne w teorii – zawsze w klubie i jakoś nigdy w kadrze. To samo w pomocy – ze szczególnym naciskiem na pierwszego hamulcowego z Euro i Czarnogóry – Obraniaka. Wpadanie w pułapki własnych słabości idzie nam świetnie.
7. Czy młodzież wytrzyma?
Być może, że jeśli grać z Anglikami o punkty, to tylko idąc na całość. W końcu lepiej podjąć ryzyko niż narażać się na kolejną beznadzieję Mierzeja. Dlatego np. Wszołek zdaje się być słusznym posunięciem. Tyle że nie ma nawet cienia pewności, najmniejszej gwarancji, że ten mecz mu się uda. Bez względu na to, czy ze względu na sferę mentalną, czy zbyt niskie umiejętności. Po prostu, może się okazać, że przy szczerych chęciach nic z tego nie będzie.
8. A tak w ogóle, to skąd ten pesymizm?
Przecież nie taka silna ta Anglia. Nieudane Euro, ciągłe kontuzje, obyczajowe skandale. Przecież remis z Ukrainą i zwycięstwa na razie tylko z San Marino i ze słabą Mołdawiąâ€¦ Ok. Pompowanie nastrojów zostawmy jednak tym, którzy dają sobie z tym radę najlepiej – z telewizją publiczną na czele. Wróżyła nam już i udane Euro, i szereg innych sukcesów. Ale to my (w kontekście piłkarskim – niestety) jesteśmy Polska, a tamci Anglia. I inaczej nie będzie.
Jeśli więc słyszycie, że to właśnie teraz. Ł»e to jest ten idealny moment, żeby tę cholerną Anglię pokonać – nie wierzcie. Moment jest taki sam, jak każdy inny. Ł»yjemy w kraju, w którym futbol stoi na takim, a nie innym poziomie. Mamy takich, a nie innych piłkarzy. I takie, a nie inne wyniki. Dlatego, wybaczcie, nie jesteśmy i nie będziemy ekspertami od sportowych marzeń i karmienia innych nadzieją. Po meczu z Anglią spodziewamy się niewiele dobrego.
Jedyna nadzieja (ha, czyli jednak!), że czasem zdarza nam się mylić.



