Skoro już Roman Kosecki chce być prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, to warto zapoznać się z jego poglądami. Na przykład na bardzo drażliwy temat aborcji.
Aborcja to trochę zbyt duży kaliber, jak na naszą durną stronę. Temat zbyt ciężki i przytłaczający, zwłaszcza, że dyskutować można byłoby godzinami o wszystkich aspektach tej dramatycznej decyzji. Bo wyłączając głęboką patologię i osoby skrajnie głupie i nieodpowiedzialne – aborcja zawsze jest dramatem. Aktualnie przepisy polskiego prawa są bardzo rygorystyczne: usunąć ciążę można tylko w przypadku, gdy jest ona wynikiem gwałtu, gdy zagraża zdrowiu i życiu kobiety oraz gdy w wyniku wczesnych badań okazuje się, że płód jest dotknięty nieuleczalną chorobą zagrażającą życiu lub nieodwracalnie upośledzony. Ostatnio oszołomy spod znaku Zbigniewa Ziobry zaproponowały, by prawo stało się jeszcze ostrzejsze i by ta ostatnia ewentualność przestała się liczyć. Czyli jeśli matka np. w trzecim miesiącu dowie się, że nosi dziecko śmiertelnie chore lub / oraz ciężko upośledzone – będzie musiała je urodzić.
Co się stanie, gdy już urodzi? Czy państwo zapewni opiekę? Czy matce takiego dziecka stworzy się godne warunki? Czy dziecko będzie miało do dyspozycji pomoc szeregu lekarzy, a ona sama pomoc psychologa? Czy dostanie finansowe wsparcie? Nie, oczywiście, że nie. Tym się posłowie nie zajmują. Matka ma urodzić i już (ale dostanie becikowe!). Ewentualne matki rozpoczęły akcje protestacyjną, np. wysyłają do posłów zapytania w stylu: „Jak by się Pan czuł, gdyby to Panu kazano być przez kilka miesięcy chodzącą trumną własnego, niedoszłego, kochanego dziecka?”.
Między innymi z takimi pytaniami będzie się musiał zmierzyć Roman Kosecki, który poparł propozycję Solidarnej Polski.
Zawsze apelowaliśmy, by nie wybierać sportowców do parlamentu.