W ostatnim czasie pochwaliliśmy akcje reklamowe czołowych polskich klubów (może z wyjątkiem Śląska Wrocław). Po środowych obchodach 90-lecia Lecha, wypada przyznać że to w Poznaniu czyni się najwięcej, by ugościć kibiców na trybunach. Tropem czołowych niemieckich klubów, Kolejorz zorganizował festyn, którego zwieńczeniem było pożegnanie Artjomsa Rudnevsa. Spodziewaliście się, że napiszemy „mecz Lecha z HSV”? Nic z tych rzeczy. Poza drobnymi wyjątkami, po boisku biegali piłkarze z trzeciego odchowu Hamburga.
Kultura kibicowska Poznania jest godna pozazdroszczenia. Powiecie, że modę na Lecha prokuruje słaba postawa innych drużyn z Wielkopolski. Ł»e obcy jest dualizm, występujący chociażby w Krakowie, czy Trójmieście. Ale ciężko zaobserwować, czy to we Wrocławiu, czy w Szczecinie tak skrajne przypadki kibicowskie. Wsiadamy do autobusu miejskiego, a tam staruszka po siedemdziesiątce siedzi w szaliku Kolejorza. Obok jej mąż z gadżetem nieco bardziej ortodoksyjnym – czarną smyczką z hasłem „Anty Legia”. Nie wysiadają pod stadionem, jadą dalej. Ona w ręku trzyma owoce, on grabie. Jakby wracali z ogródka. Jest dzień meczu i choć nie wybieram się na Bułgarską, to przywdziewam barwy mojej drużyny. Pamięcią sięgają zapewne czasów, gdy o wyniku decydował tercet Anioła –Białas – Czapczyk. Dla kontrastu widok już częstszy na polskich stadionach – dzieciaki, które pod opieką rodziców udają się na mecz. Już na dwie godziny przed jego rozpoczęciem, bo wpierw… nie mogą opuścić atrakcji przygotowanych przez klub pod stadionem.
Festyn z okazji jubileuszu był skierowany przede wszystkim do najmłodszych. Przy wejściu na stadion podstawiono autobus, którym na co dzień podróżują podopieczni Mariusza Rumaka. Każdy mógł wejść i zobaczyć, w jakich warunkach jeżdżą Lechici. – Patrzcie, mają telewizor! A tu pewnie grają w karty – krzyczał do kolegów jeden z dzieciaków. Anielską cierpliwością z kolei wykazać się musiał klubowy kierowca. Proporczyki porozwieszane wokół jego stanowiska budziły nie mniejsze zainteresowanie niż multimedia. Skąd jest ten? A kiedy Lech grał z Herthą? Czy możemy sobie wziąć jeden? Pytania małolatów z reguły nie pozostawały bez odpowiedzi. Ci którzy już opuścili autokar udawali się na arenę gry w piłkarzyki, bądź szukali kart do podpisu dla piłkarzy. Po występach muzycznych i kilku konkursach, przed sceną pojawili się piłkarze Lecha. Wprowadzeni przez poznańską orkiestrę nie uciekali od autografów i wspólnych zdjęć. Szli wzdłuż tłumu bez interwencji ochroniarzy. Złotousty trener Rumak rzucił ze sceny wyświechtaną formułkę typu „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” i to wystarczyło, by wprowadzić zebranych w euforię.
Świetnie zagospodarowany teren wokół stadionu może służyć kibicom z dalszych zakątków kraju jako główny punkt zwiedzania. Przy Bułgarskiej znajduje się wystawa zdjęć historycznych Lecha, jest świetnie zaopatrzony sklepik z klubowymi gadżetami. Ten obiekt funkcjonuje przez cały tydzień, co obce chociażby obumarłemu wrocławskiemu kolosowi. Musimy przyznać, że zakres pamiątek związanych z Kolejorzem niczym nie odbiega od Hamburga, czy Hannoweru. Dostaniemy niemalże wszystko. Ci kibice, którzy pojawili się na terenie obiektu przed 16 mogli dołożyć coś od siebie dla Artjomsa Rudnevsa, czyli podpisać koszulkę, która została mu wręczona przed meczem. Pracownicy sklepiku także szybko zareagowali na ostatni ruch transferowy. Reiss wrócił, choć na boisko bez efektu, to skutecznie pod względem marketingowym. Brakowało w Poznaniu charyzmatycznego lidera, który swoją twarzą reklamowałby klub. Ostatecznie, jeszcze przed zakontraktowaniem „Reksia”, swojego wizerunku udzielałâ€¦ Krzysztof Kotorowski.
A co do samego meczu z HSV? – Chyba nie tak się umawialiśmy – mogliby powiedzieć działacze z Poznania. Thorsten Fink zakpił prosto w oczy lechitom. Potraktował Kolejorza podobnie, jak przed kilkoma miesiącami został potraktowany przez Barcelonę. Po macoszemu? Mało powiedziane. Przegląd Sportowy typował następujące zestawienie: Adler – Diekermeier, Mancienne, Westermann, Jansen – Son, Badelj, Arslan, Beister, van der Vaart – Rudnevs . My jedynie możemy pogratulować naiwności. W składzie Hamburga trafili w dwa nazwiska: Beister i Rudnevs. Trochę mało, co? Van der Vaart? – Ma problemy zdrowotne – argumentował Fink. Ale wszyscy wiemy, na jakich zasadach obchodzi się z takimi problemami. Nieco ponad rok temu, na podobnych prawach doszło do sparingu z Borussią Dortmund. Wówczas nie zabrakło polskiego tercetu, Hummelsa, Suboticia, Santany czy Goetze.
Mariusz Rumak również nie zestawił najsilniejszej jedenastki, posyłając na boisko Drewniaka, Kędziorę i Ratajczaka. Sam Rudnevs do przerwy mógł zdobyć hat-tricka, ale nie ma się czemu dziwić, gdy pozycję stopera zajmuje… Łukasz Trałka. Łotysz wyraźnie nie chciał skrzywdzić kolegów, wyręczył go Maximilian Beister. Grę Lechitów po przerwie rozruszał Bartosz Bereszyński (jeśli wciąż główkujecie nad tym – nie, on nie tańczył z Drewniakiem). Bohater wieczoru, Artjoms Rudnevs, tuż po przerwie został wystawiony na jeszcze większą próbę. Przez całą drugą połowę krążył wokół WSZYSTKICH trybun, by rozdać pożegnalne autografy. To rzucił koszulkę, to również bluzę. Zainteresowania nie wzbudził wyłącznie w sektorze zajętym przez fanów z Hamburga.
Trochę wychwaliliśmy działaczy z Poznania? Fakt, ale nie obejdzie się bez kilku uwag. Mecz z wysokości trybun obserwowało ledwie 11,5 tysiąca widzów, podczas gdy na spotkanie z Pogonią przyszło ponad 30 tysięcy. Powód? Niefortunny termin – spore grono kibiców wolało obejrzeć Ligę Mistrzów z polskimi akcentami, aniżeli rywalizację Kolejorza z rezerwami HSV. Mecz odpuściło sobie również liczne grono studentów, w tym czasie bawiąc się podczas Wielkich Otrzęsin Poznania. Dużo wyższej frekwencji spodziewać się można już w sobotę, a ma ją zapewnić… Piast Gliwice. Nie, bez przesady. Nie Piast, lecz promocja skierowana do poznańskich studentów, których przez cały październik obowiązują 50-procentowe zniżki na mecze Kolejorza.
Choć było kilka niedociągnięć – może i za wysokie ceny biletów? – to Lech pokazał ekstraklasie, jak powinien przebiegać jubileusz istnienia klubu. Z organizacji zadowoleni byli niemieccy dziennikarze, którzy w kilkuosobowej grupie przyjechali za HSV do Poznania. Jednak zwrócili uwagę na detal, dezorganizujący ich pracę. – Dlaczego piłkarze wychodzą do mix zone dopiero po opuszczeniu szatni? U nas to niedopuszczalne! Zanim udadzą się pod prysznic, muszą porozmawiać z nami – grzmiał przedstawiciel Kickera.
MICHAŁ WYRWA




