Im bliżej piątkowego klasyku, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że czekają nas emocje jak podczas wywiadu z Waldemarem Fornalikiem. Bo tak to u nas w polskiej piłce bywa, że jak już sobie na coś ostrzymy zęby, to wychodzimy ze stadionu ze spuszczonym nosem. Tym razem liczymy, że będzie inaczej, choć prawdę mówiąc, nie wiemy, na czym opieramy nasze nadzieje. Chyba tylko na tym, że Wisła – Legia to przecież derby Polski. Hit kolejki. Hit rundy. I tak dalej. I tak dalej… No a skoro taki to hit i w ogóle klasyk, to pasuje jakoś go przedstawić poza typowymi zapowiedziami, które serwujemy przed każdą serią gier. Pokusiliśmy się więc, razem z Czesławem Michniewiczem, o porównanie formacji zespołów.
Trochę prowizoryczne, bo skazujące z góry jedną z drużyn na pożarcie. W końcu Wisła zmierza ostatnio w kierunku dna, a Legia – mimo trzech remisów – trzyma się czuba tabeli. Ale musieliśmy wziąć pod uwagę obecną formę. Nie ma co się rozwodzić. Jedziemy…
BRAMKARZE:
Jeszcze przed niespełna dwoma sezonami Wisła nokautowała Legię w pierwszej rundzie. Z jednej strony – wtopa transferowa roku, elektryczny Marijan Antolović, z drugiej – znakomity Sergei Pareiko, który momentalnie wyrósł na odkrycie rundy i pomógł wywalczyć mistrzostwo. Od tamtej pory Estończyk przeniósł się jednak na drugą stronę rzeki (lubimy to określenie) i zaczął seryjnie puszczać babole. Legia natomiast ściągnęła świetnego Dusana Kuciaka, który co prawda ostatnio nie ustrzegł się błędów (jak ostatnio z Górnikiem), ale generalnie wybronił masę punktów. Porównanie tych formacji to oczywiście formalność, ale oddajmy głos ekspertowi.
– Dwa różne światy. W Legii od lat pracuje Dowhań, który generalnie się nie myli. Oczywiście – zdarzają się pomyłki w stylu Antolovicia, ale takie nazwiska jak Boruc, Fabiański, Mucha czy Kuciak mówią wszystko – ocenia Czesław Michniewicz. – Wisła natomiast nigdy nie miała kogoś, kto wynajdowałby tych bramkarzy. Kazimierski przemielił dwudziestu, a nie znalazł żadnego. W końcu trafiono na Pareikę, który okazał się mocnym punktem, ale w decydującym momencie, na Cyprze popełnił kluczowy błąd i od tamtej pory zdarza mu się ich zdecydowanie więcej. Ostatni strzał Podgórskiego w normalnej dyspozycji przyjąłby bez zastanowienia nogą. Tyle tylko że pewność bramkarza wynika z zaufania do obrony, a obrona, która ciągle jest rotowana, też nie ufa samemu Sergeiowi.
Legia 7:3 Wisła
OBROŁƒCY:
Na papierze defensywa Wisły może imponować. Mieszanka uznanych graczy (Głowacki, Chavez, Jaliens czy nawet Jovanović) plus kilku mniej lub bardziej obiecujących (Bunoza, Czekaj, Uryga, Burliga). W rzeczywistości jest jednak dużo gorzej niż w Legii. A przede wszystkim – mniej spokojnie. Na Łazienkowskiej rywalizacja ewentualnie istnieje tylko pomiędzy prawymi obrońcami, bo pozostali – Ł»ewłakow, Astiz i Wawrzyniak – mają od początku sezonu pewny plac. A w Wiśle? – Proste błędy, wielokulturowość, braki komunikacyjne, a przede wszystkim rotacja to największe problemy. Umiejętności obrońców obu drużyn są podobne, ale liczba meczów rozegranych w tym samym ustawieniu – diametralnie inna. W Legii obrona wygląda prawie tak samo jak za czasów Maćka Skorży, a w Wiśle nie było możliwości, żeby ci defensorzy się zahartowali. Dziś nie byłbym w stanie powiedzieć, kto zagra w następnym meczu Białej Gwiazdy i nie ma możliwości wypracować takich automatyzmów jak te z Łazienkowskiej – twierdzi Michniewicz.
Legia 6:4 Wisła
POMOCNICY:
Przepaść. Różnica przynajmniej dwóch klas. O ile Jan Urban może rzucić monetą i w ten sposób, bez większej utraty jakości, wystawiać linię pomocy, o tyle Kulawika czeka w najbliższych dniach sporo gimnastykowania się. Pomijając już fakt, że liczba pomocników Legii jest zdecydowanie wyższa, to w Wiśle – nie licząc Meliksona i od biedy Szewczyka i Chrapka – w zasadzie wszyscy spisują się fatalnie. A i nawet ten Melikson jest cieniem samego siebie po tym, jak został odrzucony przez starszyznę zespołu, której – że tak to delikatnie ujmiemy – nie do końca odpowiada jego mentalność.
– Maor, po przyjściu do Polski, miał w sobie dużą radość, dynamit. Dziś oglądam go z Wartą i Piastem, i widzę zawodnika przygaszonego. Może wynika to z tego, że odeszło paru piłkarzy, z którymi dobrze się rozumiał, jak Biton czy Małecki? A może czuje się niedowartościowany? Podobny problem jest z Wilkiem, który zbyt wielu bramek nie strzelał, ale też sprawia wrażenie zakłopotanego i nie widać w nim entuzjazmu. To wrażliwy chłopak i może czuje się współodpowiedzialny za to, co się dzieje – sugeruje Michniewicz.
I dodaje: – Skarbem Legii są młodzi chłopcy – jak ostatnio Łukasik czy Furman – którzy w pozytywnie bezczelny sposób chcą wykorzystać swoje pięć minut i świetnie im się to udaje. Nie dość, że nieźle wyglądają w defensywie, to jeszcze potrafią popisać się kreatywnością w ataku lub niebezpiecznym strzałem. A jak do tego dołożymy zaciętą rywalizację na skrzydłach… No, nie ma porównania z Wisłą.
Legia 7:4 Wisła
NAPASTNICY:
To słowo, w przypadku Wisły, powinniśmy chyba wziąć w cudzysłów. Atak Legii ładuje co kolejkę aż miło, a na Reymonta nieziemska posucha. Na miano napastnika zasługuje jedynie Genkow, który i tak się zaciął, i być może w przyszłości Quioto (we will say what time will tell), a na Sikorskiego i Boguskiego wypada jedynie spuścić zasłonę milczenia, by nikogo nie urazić. – No i co tu dużo oceniać, skoro strzelać może tylko Genkow, który i tak ostatnio nie błyszczy? – pyta retorycznie Michniewicz. – Wisła ma straszny problem ze zdobywaniem bramek. Kiedyś wyniki robili Ł»urawski, Frankowski, Brożek czy Zieńczuk, a dziś piłkarzy decydujących o wyniku już nie ma.
Legia 7:3 Wisła
***
I tym oto optymistycznym wnioskiem przechodzimy do dość zaskakującej jednak puenty. – Nie spodziewajmy się cudów, bo wiadomo, jak zwykle wypadają u nas klasyki. Szansy na ciekawe widowisko upatruję jednak w tym, że wielu zawodników Wisły ma coś do udowodnienia nowemu trenerowi. Tomek Kulawik, wbrew pozorom, znajduje się w świetnej sytuacji, bo jeśli mu się nie powiedzie, to wina spadnie na klatę Probierza, a jak wygra, to wszyscy odtrąbią efekt nowej miotły. To olbrzymi atut Wisły, który może okazać się kluczowy – podsumowuje Michniewicz.
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA



