– Sięgam po gazetę i widzę o czym piszą. Jak chociażby przed naszym meczem z Borussią. Tu Rudnevs, tam Lewandowski. Już powtarzałem to niemieckim dziennikarzom wielokrotnie: każdy piłkarz jest inny. Każdy gra na swoje nazwisko. Nie pamiętam dokładnie… 22 bramki strzelił? Oczywiście, ja też chcę strzelić ich dużo, ale najważniejsze by nasz zespół był jak najwyżej w tabeli – mówi Artjoms Rudnevs. W krótkiej rozmowie z Weszło! napastnik HSV opowiada o pożegnaniu z Poznaniem i pierwszych miesiącach spędzonych w Niemczech.
– Przed meczem zawarłeś pakt lojalnościowy z Krzysztofem Kotorowskim? Pudłowałeś notorycznie, nawet gdy sędzia odgwizdywał spalone tobie i tak brakowało precyzji.
– Wiem, że mogło to tak wyglądać, jakbym nie chciał strzelić Lechowi tej bramki, ale taka jest piłka. Nie wykorzystałem kilku dogodnych sytuacji i tak wyjeżdżamy z Poznania jako przegrani.
Rudnevs w międzyczasie zakłada biżuterię. Po chwili opamiętał się, że po założeniu naszyjnika z krzyżem, nie pocałował go. – Aha – rzucił i cmoknął wisiorek.
A uwierz mi, pomimo że to sparing, chcieliśmy wygrać. W większości zagrali rezerwowi, którzy bardzo chcieli pokazać się przed trenerem.
– Niemalże całą drugą połowę spędziłeś rozdając autografy kibicom. Jak głęboko Lech zagnieździł się w twoim sercu?
– Nie było mnie tu – oczywiście w roli piłkarza – od sześciu miesięcy i stęskniłem się za atmosferą tego stadionu. Zarówno miasto, jak i kibice są bardzo głęboko w moim sercu. Fajnie, że dostałem taką okazję, by się z nimi pożegnać. Dla nich i dla mnie była to wielka radość. Chciałem im podziękować za te dwa lata. Za, jak do tej pory, najlepszy okres w życiu.
– Który mecz w barwach Lecha najmilej wspominasz? Zaskocz nas i powiedz, że nie ten z Juventusem…
– Całkiem poważnie, to powiem że debiut ligowy przeciwko Widzewowi. Wszedłem w drugiej połowie i zdobyłem gola głową. Ten mecz dodał mi dużo pewności siebie przed wyjazdem do Turynu.
– Jak przebiegła twoja aklimatyzacja w Hamburgu?
– Od początku dużo pomagał mi Jeffrey Bruma. Praktycznie cały czas był przy mnie, tłumaczył co mówi trener, polecał dobre restauracje. Teraz już nie ma żadnego kłopotu, team spirit w tym zespole jest świetny, o co zadbał cały sztab szkoleniowy. Ja też, gdy zapoznałem się z kolegami, nie mam żadnych kłopotów w kontaktach. Porozumiewam się z nimi po angielsku.
– Ale jakieś podstawy niemieckiego są opanowane?
– Trzy lekcje do tej pory miałem, także nie chcę wiele o tym opowiadać (śmiech). Póki co, mówię po angielsku.
– Dotarły do nas wieści o nietypowym obozie przygotowawczym, który zorganizował Thorsten Fink.
– Przygotowawczym może i tak, ale pod względem atmosfery. Bardzo fajny pomysł. Pojechaliśmy na trzy dni do lasu, gdzie rozbiliśmy prawdziwy obóz. Bez piłek, ciepłej wody, skazani wyłącznie na naturę. To była zabawa. Dobra zabawa. Latem w drużynie było sporo zmian. Jedni poodchodzili, drudzy dołączyli. Trener w ten sposób chciał nas skonsolidować.
– Powiedz może, jakie już ciężary na twoją sztangę nakłada trener przygotowania fizycznego, Nikola Vidović. Ponoć potrafi nieźle dać w kość swoim podopiecznym.
– (śmiech) Nawet nie przypominaj. Jest z tym coraz lepiej, ale dokładnego obciążenia ci nie podam.
– Czule żegnałeś się z żoną. Mamy rozumieć, że najbliższa rodzina jeszcze nie dołączyła do ciebie w Hamburgu?
– Jeszcze nie. Ł»ona z Ariną (córką – przyp. MW) wracają w czwartek na Łotwę, a ja pojadę tam zaraz po meczu ligowym z Greuther Fürth. Od przyszłego tygodnia zaczynamy zgrupowanie reprezentacji i czeka nas ciężki mecz ze Słowacją. Po meczach eliminacyjnych moja rodzina osiedli się już w Hamburgu.
– Jakieś ulubione miejscówki już masz? Może Reeperbahn?
– Ree… jeszcze raz można?
– Reeperbahn, główna ulica dzielnicy Sankt Pauli.
– A no jeszcze tam nie byłem. Z żoną spacerowaliśmy wzdłuż portu. Wszystko mi się tam podoba. Piękne miasto. Jak rodzina przyjedzie, więcej pozwiedzam. Na Reeperbahn też pójdziemy.
– Po przyjściu Rafaela van der Vaarta w końcu zaczęliście wygrywać. Na swoim stadionie ograliście nawet Borussię Dortmund. Jak ci się z nim współpracuje?
– Skoro przyszedł do nas zawodnik tak wysokiej klasy, musieliśmy dostosować się do niego poziomem. On rozumie każde boiskowe zachowanie napastnika. Szuka mnie przez cały mecz, wie już jakie piłki lubię, z jakimi mam problem. Świetny piłkarz oraz kolega.
– Gdy rozmawiałem z kibicami Hamburga, często porównywali cię do Roberta Lewandowskiego. Sugerowali, że skoro strzeliłeś więcej bramek w polskiej lidze od niego, jeszcze lepiej poradzisz sobie w Bundeslidze.
– Jasne, że czuć tę presję. Sięgam tam po gazetę i widzę o czym piszą. Jak chociażby przed naszym meczem z Borussią. Tu Rudnevs, tam Lewandowski. Już powtarzałem im to wielokrotnie: każdy piłkarz jest inny. Każdy gra na swoje nazwisko. Nie pamiętam dokładnie… 22 bramki strzelił? Oczywiście, ja też chcę strzelić ich dużo, ale najważniejsze by nasz zespół był jak najwyżej w tabeli.
– Czyli nie lubisz tych porównań do Lewandowskiego?
– No nie lubię. Ja robię swoje i on robi swoje.
Rozmawiał MICHAŁ WYRWA