Ljuboja tłumaczy, dlaczego stracił prawo jazdy, Śląsk ma pieniądze do… października

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2012, 09:43 • 7 min czytania

Poziom, jak co piątek, trzyma „Przegląd Sportowy”, w którym warto przeczytać teksty o Furmanie, Pazio, Woźniaku i Bace, a także wywiady z Ljuboją i Milą. W pozostałych gazetach szału nie ma. Polecamy ewentualnie tekst Artura Brzozowskiego o problemach Śląska.
FAKT

Ljuboja tłumaczy, dlaczego stracił prawo jazdy, Śląsk ma pieniądze do… października
Reklama

Reklama

Zapowiedź bardzo “warszawskich” derbów Warszawy…

W drużynie Czarnych Koszul jest za to dwóch doświadczonych piłkarzy, którzy przyszli na świat w stolicy. To Łukasz Piątek (27 l.) i Wojciech Szymanek (30 l.). Piątek jako ostatni zawodnik Polonii strzelił gola dla swojej zespołu w meczu na stadionie przy فazienkowskiej. – Każdy z nas odczuwa, że jest to inny mecz niż pozostałe. Na pewno nie trzeba nas mobilizować, zrobimy wszystko, żeby sprawić niespodziankę. Nie stawia się nas w roli faworytów, ale my będziemy walczyć od pierwszej do ostatniej minuty. Poza tym na stadionie zabraknie naszych kibiców, dlatego chcielibyśmy zrobić im miły prezent – przekonuje „Piona”.

I rozmówka z Robertem Lewandowskim.

W meczu z Anglią zobaczymy pana w takiej formie, jak w ostatnich spotkaniach Borussii?
– Chciałbym strzelić Anglikom bramkę i zrobię wszystko, żeby tak się stało. Ale ciężko porównywać spotkania Bundesligi z Pucharem Niemiec i reprezentacją. Rok temu zdobyliśmy mistrzostwo, a potem nie poradziliśmy sobie w Lidze Mistrzów. Kilka zespołów z Bundesligi pożegnało się z Pucharem Niemiec już po pierwszym meczu. Wszystkie rozgrywki się od siebie
różnią.

Często podkreśla pan, że styl gry kadry jest zupełnie inny od tego, który stosujecie w klubie. Kiedy do kadry wróci Sławomir Peszko, okazji do zdobywania bramek będzie więcej?
– W Lechu i reprezentacji wiele razy zdobywałem bramki po podaniach Sławka. Uważam, że przydałby się kadrze i mam nadzieję, że zostanie powołany na mecz z Anglią. Peszko jest na tyle dobrym zawodnikiem, że pomógłby drużynie w meczach o punkty. Ostateczna decyzja należy jednak do selekcjonera.

RZECZPOSPOLITA

Zapowiedź derbów.

Szkoda tylko, że nad derbami znów wisi groźba problemów na trybunach. Legia pod groźbą zamknięcia trybuny za bramką (nowej Ł»ylety) zgodziła się niedawno wprowadzić tam stewardów, ale naraziła się w ten sposób kibicom, którzy protestowali podczas ostatniego meczu z Podbeskidziem. I klub tak bardzo obawiał się rozróby podczas meczu z Polonią, że wnioskował o przełożenie derbów. Kiedy Ekstraklasa odmówiła, Legia zdecydowała się nie wpuszczać kibiców gości. Fani Polonii najpierw protestowali, a później uznali, że najlepiej będzie zbojkotować mecz. Piłkarze Polonii na Łazienkowskiej będą mogli liczyć tylko na siebie. Na co mogą liczyć legioniści – nie wiadomo.

GAZETA WYBORCZA

Tekst o problemach Śląska Wrocław.

W minionym tygodniu nie został rozstrzygnięty przetarg na sprzedaż działki obok Stadionu Miejskiego. Władze Wrocławia wyceniły ziemię na 80 mln zł, ale nie zgłosił się żaden kupiec. Choć wcześniej przedstawiciele magistratu zapewniali, że to jedna z najatrakcyjniejszych działek inwestycyjnych w kraju, której pozyskaniem interesuje się wielu kontrahentów. Na razie ten scenariusz się nie potwierdził.

Kiedyś właścicielem działki był Śląsk. Współwłaściciel drużyny Zygmunt Solorz planował wybudować tam galerię handlową, która w założeniach miała finansować działalność klubu. Nic z tego nie wyszło. Do wiosny 2011 roku powstał jedynie wykop pod fundament i miasto zerwało umowę. Ale Solorz postawił warunek – chce odzyskać pieniądze, jakie włożył w prace przygotowawcze i wykop fundamentu. Nieoficjalnie mówiło się, że może to być nawet kilkanaście milionów złotych. Jednocześnie przedstawiciele właścicieli klubu informowali dziennikarzy, że te miliony biznesmen przeleje do Śląska. Jak tylko grunt zostanie sprzedany.

(…)

– Nie wypłaciliśmy jeszcze piłkarzom premii za mistrzostwo – mówi Michał mazur, rzecznik prasowy Śląska. – Nie mieliśmy uregulowanych też premii za trzy wygrane mecze, ale z moich informacji wynika, że te pieniądze właśnie są przelewane na konta zawodników.

Premia za wywalczenie mistrzostwa Polski to 2 mln zł do podziału na drużynę. Problemy mistrzów Polski komplikuje fakt, że miasto nie chce już dalej „pompować” milionów w klub, a Zygmunt Solorz na dwa lata wstrzymał finansowanie drużyny. Spłaca 16 mld zł kredytu zaciągniętego na zakup Polkomtela i nie ma kasy na futbol. Co dalej z finansowaniem Śląska? Patalas: – Pieniędzy wystarczy do końca października. A potem zobaczymy. Wkrótce muszę się spotkać z Józefem Birką i ustalimy, co robimy dalej, jaki pan Solorz ma plan finansowania Śląska.

Wywiad z Robertem Kolendowiczem.

Na pewno odpowiadał pan już na to pytanie kilka razy, ale zapytam już z perspektywy czasu. Karny z Wisłą Kraków był, czy go nie było?
To pytanie zadawano mi setki razy, ale zaraz po meczu, kiedy dopiero zszedłem z boiska. Na gorąco trudno sobie wyrobić zdanie. Teraz, kiedy widziałem telewizyjne powtórki, mogę powiedzieć, że jeśli karny był, to bardzo kontrowersyjny i na 10 zapytanych osób 9 powie, że sędzia nie powinien gwizdać. Na boisku nie przewróciłem się sam, poczułem rękę rywala, ale być może brało się to z tego, że naprzeciwko mnie stał mierzący 195 centymetrów Gordan Bunoza, a ja nie jestem jakimś wielkoludem. Jego siła mogła w tej sytuacji przeważyć. Jeśli mielibyśmy gwizdać takie „jedenastki” w każdym meczu, to byłoby ich sporo, a chyba nie do końca o to chodzi.

Drugą bramkę zdobył pan będąc na pozycji spalonej. Nie zamierzam umniejszać waszego zwycięstwa, ale sędzia Adam Lyczmański parokrotnie mylił się na waszą korzyść. W takich momentach zawsze pojawia się pytanie o wprowadzenie telewizyjnych powtórek. Pańskim zdaniem podobny zabieg byłby lekarstwem na całe zło, czy też ciosem w piękno tego sportu?
– Jestem za wprowadzeniem powtórek. W moim mniemaniu sytuacja, po której padł drugi gol, była wyjątkowo trudna do oceny dla sędziego bocznego. Wracałem ze spalonego, obrońcy wbiegali, a arbiter musiał mieć jeszcze pod kontrolą piłkę, którą podawał Przemek Pietruszka. Powtórka rozwiałaby wszelkie wątpliwości i byłoby na pewno uczciwiej. Pamiętam, że kiedyś – będąc kontuzjowanym – sędziowałem na boku kolegom jakąś gierkę w ramach zabawy. Do tamtego momentu praca liniowych wydawała mi się niezwykle łatwym zadaniem, ale po 10 minutach nabrałem wielkiego szacunku do bocznych arbitrów. To naprawdę sztuka łapać takie spalone, jak ten z Wisłą.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Pojawiło się sporo głosów, że w końcówce sezonu więcej pan machał rękami i gestykulował, niż grał.
Nie wynikało to z żadnych personalnych porachunków, moje gesty nie były do nikogo skierowane. Wynikały raczej z mojego rozczarowania. Taki sposób na wyładowanie frustracji.

(…)

Rosenborg był drużyna lepszą technicznie, bardziej zaawansowaną. Potrzeba nam więcej takich piłkarzy jak Jorge Salinas. Uważam, że to świetny chłopak i wróżę mu wielką przyszłość. Naprawdę. To jeden z takich zawodników, który dużo widzi na boisku, potrafi podjąć dobrą i nietypową decyzję, szuka nowych rozwiązań.

(…)

Jak to było z tym zatrzymaniem przez policję?
Dzień po meczu z Podbeskidziem miałem urodziny. Poszliśmy z przyjaciółmi na sushi. Postawili mi szampana. W czwórkę wypiliśmy jedną butelkę. Dwa kieliszki na głowę. Absolutnie nie czułem się pijany ani wstawiony, gdy siadałem za kierownicą. Ale gdy tylko wsiadłem do auta, zostałem zatrzymany przez policję, która kazała mi dmuchnąć w alkomat i zabrała prawo jazdy.

Tekst o Jarosławie Bako.

Codziennie przez osiem godzin Bako miał nadzorować (wymęczyć) zawodnika, który nie chciał rozwiązać kontraktu z klubem. – U Wojciechowskiego były dwa wybory: albo akceptujesz jego polecenie, albo je odrzucasz i tracisz pracę. Miałem rodzinę na utrzymaniu, musiałem się na to zdecydować. Poza tym wiedziałem, że nie będzie to trwało wiecznie, bo Kokosińskiemu kiedyś kontrakt wygasał – tłumaczy dość spokojnym tonem. Tak jest przez większość rozmowy. Wybucha tylko raz, gdy pytamy o słynne przebieżki po schodach, które miał serwować podopiecznemu. – Nie było żadnych schodów! Wbiegaliśmy jedynie podjazdem pod trybunę: pięć sekund podbiegu i powrót marszem. Musiałem urozmaicić zajęcia – upiera się trener bramkarzy i asystent Piotra Stokowca.

(…)

Ludzie z klubu twierdzą, że ostatnie lata z Kokosińskim zmieniły Bakę. Eskalacja trudnych miesięcy nastąpiła w maju, gdy po zakończeniu sezonu Wojciechowski stwierdził, że piłkarze zawalili sezon i należy im się kara. Miał ją wymierzyć Bako, który jako lojalny pracownik przyjechał 7 mają do klubu, przebrał się w dres i rozpoczął pierwszy „trening” w parku, który polegał na truchtaniu po tartanie. Wprowadzał rygor jak w wojsku: zakaz rozmów, żartów, co chwila rzucał siarczyste przekleństwo, a czas mierzył z zegarkiem w ręku. Dziś przyznaje, że była to pokazówka.

– Jeśli miałem uzyskać wpływ na drużynę składającą się z 20 facetów, nie mogłem im pozwolić, by robili, co chcieli. Przez pierwszy okres musiałem trzymać to w garści. By utrzymać dyscyplinę, trzeba być stanowczym. Poza tym wiedziałem, że wkrótce dostaną urlop – twierdzi.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama