„Gdzie są dziś krytycy, którzy mieszali Lewandowskiego z błotem?” – pyta w tytule Interia.pl, a jako że nikt nie wyrywa się do odpowiedzi, to chętnie odpowiemy my: są dokładnie tam, gdzie byli, bo niby z jakiej racji mieliby być gdzieś indziej?
Cały tekst napisany jest w mniej więcej takim klimacie:
Po meczu eliminacji MŚ z Mołdawią Robert Lewandowski został zmieszany z błotem przez sporą grupę dziennikarzy i kibiców. Ciekawe, co mają do powiedzenia krytycy „Lewego” dzień po tym, jak zapewnił Borussii Dortmund zwycięstwo w Lidze Mistrzów?
Wyjątkowo infantylne to i głupkowate. Gol strzelony w meczu Borussia – Ajax nie może przecież wpłynąć na ocenę gry w meczu PZPN – Mołdawia, albo Estonia – PZPN. Tymczasem dziennikarz Interii sugeruje nam, że należałoby paść na kolana przed napastnikiem BVB i zweryfikować wystawione mu oceny, tylko dlatego, że we wtorkowym meczu Ligi Mistrzów trafił w bramkę. To tak samo debilne, jak wniosek, by uznać „Wojnę polsko-ruską” za dobry film, tylko dlatego, że ten sam reżyser nakręcił potem świetny serial „Krew z krwi”. Przykłady można mnożyć.
Niestety, zasady rządzące światem są dość proste. Jeśli ktoś chce, by chwalono go za mecz z Mołdawią, Estonią, Czechami czy Rosją, to musi zagrać dobrze z Mołdawią, Estonią, Czechami czy Rosją, a nie z Ajaksem.