Obraniakowi język polski niepotrzebny. Przecież Drogba i Anelka nie uczyli się chińskiego…

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2012, 10:32 • 3 min czytania

W sprawie Ludovica Obraniaka głos zabrał jeden z najbardziej lubianych i cenionych przez nas ekspertów piłkarskich, Joachim Marx. I użył tak absurdalnych argumentów, że nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie uderzyli pięścią w stół.
Koledzy z kadry mają do niego pretensje, że się nie uczy polskiego.
Trzeba było przewidzieć, że to nie jest takie oczywiste. On dostał na szybko obywatelstwo, żeby grać w piłkę, język nie jest mu niezbędny. Jak ja przyjechałem do Francji, to przez dwa lata też nie mówiłem za wiele, tylko podstawowe słowa. Może dlatego, że trener nazywał się Sowiński i trochę mówił po polsku, a poza tym Lens jest pełne górników, w znacznej mierze z Polski, więc nie potrzebowałem. A czy Drogba i Anelka, gdy jadą do Chin, to uczą się chińskiego? Jak ludzie potrafią grać, to się dogadają. Obraniak przyjeżdża dwa, trzy razy w roku na kadrę, więc znajomość języka nie jest mu aż tak potrzebna, ale z tego co wiem i tak trochę się nauczył. Widziałem nawet, że śpiewa hymn polski.
(źródło: przegladsportowy.pl).

Obraniakowi język polski niepotrzebny. Przecież Drogba i Anelka nie uczyli się chińskiego…
Reklama

Pozamiatał pan, panie Joachimie. Drogba i Anelka, powiada pan… Tylko oni – może pan to przeoczył – pojechali tam się nachapać, pograć rok-dwa i wrócić z pełną kabzą. Nie mieli zamiaru reprezentować Chin, ani występować w tym kraju przez sześć-siedem lat. A Ludovic tak. Przynajmniej w teorii. Zadebiutował w barwach Polski w wieku 25 lat, teraz ma prawie 28 i mówi tak:

Reklama

„Jesteśmy cietni przed joro (…). Jestem tutaj od dwie lata. Ja lubię Polacy i lubię mój kolego”. No, zajebiście się „trochę nauczył”. Lingwista pełną gębą. Ł»arty żartami, panie Joachimie, ale to w założeniu jest drużyna narodowa, a nie klub. Teraz co prawda to reprezentacja związku piłkarskiego, a nie kraju, ale – parafrazując Mateusza Borka – mówmy o pryncypiach.

Prawie trzy lata gry w kadrze i efekt taki, że â€œjesteśmy cietni przed joro”…

– Początkowo myślałem, że to jakaś kara za czerwoną kartkę, ale skoro wiadomo było, że nie zagra z Mołdawią, to była z niego zdjęta presja. I była to świetna okazja, żeby pobył z kolegami, zintegrował się, po prostu był z grupą, pośmiał się, pożartował….

Z kim miał więc Obraniak się integrować? On jest tu przecież dopiero od dwie lata i dogadałby się tylko z Krychowiakiem i być może z Wasilewskim. Ale żarty? Jakie żarty? Po meczu z Czarnogórą? Pan widział, jaki bileter (nowa ksywa bojowa Błaszczykowskiego) był nagrzany, mówiąc o Ludovicu? Francuz cieszy się takim poważaniem wśród PZPN-owców, że przy jakichkolwiek próbach żartów tym jego kaleczonym „polskim” dostałby tylko w cymbał.

Choć jak tak teraz sobie myślimy o tym Drogbie i Anelce… Chyba właściwie zdiagnozował pan pobudki patriotyczne Obraniaka.

TĆ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama