Reklama

Koniec marzeń El Maestro. Niedoszła gwiazda futbolu skończyła w Koronie Kielce

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2012, 15:37 • 6 min czytania 0 komentarzy

Okno transferowe z hukiem zatrzaśnięto. Do naszego polskiego grajdołka nie trafił ani jeden nowy, z miejsca podnoszący poziom całej ligi piłkarz. W umiejętnościach punktu zaczepienia zatem znaleźć się nie da. Z braku laku należy poszukać go gdzieś indziej. Na przykład w życiorysach. A do świętokrzyskiego trafił zawodnik o naprawdę imponującym CV. Taki, który od wielkiej piłki był o maleńki krok. Skończył co prawda w jej przedsionku, ale i tak zdążył poznać zapach szatni, doświadczyć szkolenia i poznać obiekty takich klubów jak Valencia czy Schalke. To coś, czego 99% naszych ligowców nie dotknie nigdy w życiu.

Koniec marzeń El Maestro. Niedoszła gwiazda futbolu skończyła w Koronie Kielce

Kiedy Alex Ferguson obejrzał filmik z esencją jego umiejętności, zapewne zwyczajnie zaniemówił. Jedenastoletni Jevtić strzelał bramki z rzutów rożnych, a piłkę posłaną z siedemdziesięciu metrów przyjmował z największą łatwością. Wówczas zainteresował się nim Manchester, ale nie tylko. Został gwiazdą Youtube’a, o jego względy zabiegali giganci – z Realem Madryt, Liverpoolem i Feyenoordem na czele. Największe kluby świata miały w swoich notesach tego samego człowieka, który teraz jest za słaby na polską Ekstraklasę. Nieprawdopodobne.

W szkółce Valencii znalazł się jako trzynastolatek. W pakiecie z nim, cudownym dzieckiem, zatrudniono jego dziesięć lat starszego brata – Nestora – którego postać również jest nietuzinkowa. Karierę trenerską rozpoczął już w wieku osiemnastu lat, w West Ham United, gdzie odpowiadał za trening techniczny. W swoim CV ma prawo wpisać także Juventus oraz kolejne kluby swojego brata, który cały czas ciągnął go za sobą – Austria Wiedeń, Schalke, Valencia. W Hiszpanii ich drogi się rozeszły. Starszy z braci Jevticiów El Maestro (obydwaj urzędowo zmienili swoje nazwiska) trafił do Hannoveru 96, gdzie zabrał go za sobą trener Mirko Slomka. I pracuje tam do dziś. Facet, który do pewnego momentu był tylko szarym dodatkiem do swojego młodszego brata, w sumie osiągnął od niego znacznie więcej.

Nestor swojego czasu był osobistym trenerem Nikona. Pracował z nim już po zajęciach w klubie. Razem ze swoimi serbskimi rodzicami przeprowadzili się na Wyspy Brytyjskie. Przede wszystkim po to, aby umknąć wojennemu zgiełkowi, który potrząsał wówczas tamtejszymi ziemiami. Dlatego też obydwaj legitymują się nie tylko serbskimi, ale i angielskimi paszportami.

Reklama


Bracia Nikon i Nestor w Valencii

W pewnym momencie wszyscy zaczęli dostrzegać w nim piłkarskiego geniusza. Oprócz Fergusona, publiczny ukłon w kierunku jego talentu wykonali legenda Valencii, Pep Claramunt czy nawet sam Arsene Wenger. Ten ostatni, znany ze ślepej miłości do młodych talentów, rzecz jasna próbował sprowadzić go do Arsenalu. Sprawa przenosin upadła z powodu zobowiązań zawodowych ojca małego Nikona.

Futbol był jego przeznaczeniem i już jako młodziutki chłopak został mu poświęcony w stu procentach. Miał zostać gwiazdą światowego formatu. Tego oczekiwali od niego wszyscy. Począwszy od jego samego, poprzez rodzinę, na trenerach i mediach kończąc. Zamknięto go w futbolowej fiolce. Sen i trening, życie w ciągłej presji, mocno skrzywione dzieciństwo. Nigdy nie chodził do szkoły. Bo po co? I tak wiadomo było, że czekają na niego miliony. Prywatnych lekcji w domu udzielała mu jego siostra. Mimo to sprawnie posługuje się trzema językami – serbsko-chorwackim, angielskim i niemieckim. – Nikon żyje tylko po to, aby grać w piłkę. Jest jak ktoś, kogo wychowuje się w laboratorium. To eksperyment, który niesie za sobą wielkie ryzyko. Przede wszystkim dla niego samego – mówił w swoim czasie psycholog sportowy, Jose Carrascosa.

– Kiedy grałem w Valencii, byłem obecny w mediach prawie każdego dnia. Byłem najbardziej zaawansowanym technicznie młodym zawodnikiem w całej drużynie. Potem nadeszła lepsza finansowo oferta z Schalke. Chcieli wziąć mnie i mojego brata, któremu zaproponowano posadę asystenta trenera. To była propozycja z tych nie do odrzucenia – wspominał w jednym z wywiadów.

Swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał z niewielkim, austriackim klubem SC Wiener Neustadt. Jeszcze rok wcześniej błyszczał w rezerwach Austrii Wiedeń. Zderzenie z zawodowym futbolem okazało się jednak bardzo brutalne. Zanim jeszcze sezon na dobre się rozkręcił, on już został wyrzucony. Nie, nie grał aż tak tragicznie. Właściwie to nie grał w ogóle, bo nie zdążył, ale nie w tym rzecz. We wszystko wmieszała się… Amy Winehouse. Jeden ze swoich koncertów grała w Belgradzie. Grała? Za duże słowo. Improwizowała. Zalana w trupa zapominała teksty swoich piosenek, błądziła po scenie. Impulsywna, serbska publika pożegnała ją gwizdami i zniesmaczona zaczęła wracać do domów. Zachowanie to skrytykowała amerykańska dziennikarka, Chelsea Handler, nazywając Serbów niecywilizowanymi.

Reklama

I tu miejsce na swój popis wywąchał nasz 18-letni Nikon. Obudził się w nim duch patriotyzmu. Opublikował zrobiony w rapowym stylu utwór, w którym, jako rewanż, dosadnie prezenterkę zwymyślał, nazywając m.in. “żydowską kurwą”. Nagranie trafiło do jego przełożonych. Oskarżono go o rasizm. Kontrakt został rozwiązany w trybie natychmiastowym. – To były wygłupy, a ludzie wszystko wyolbrzymili. Ona obraziła Serbów, a ja byłem jednym z dwustu tysięcy ludzi, którzy jej na to odpowiedzieli. Nie wiem jakim cudem dowiedzieli się o tym w klubie. Jakie znaczenie mają słowa piosenki? Nie chcę o tym rozmawiać – tłumaczył się mediom.

Poprzez ten incydent zasiadł na szczycie gigantycznej zjeżdżalni, po czym odepchnął się ze wszystkich sił. Zaczął się szybki zjazd. Miał trafić do Partizana Belgrad, z którym przez jakiś czas trenował, aby utrzymać formę. Uznano go jednak za mało przydatnego. Potem zlitował się węgierski Ujpest, gdzie jednak na dobre przykleił się do ławki rezerwowych. Nie licząc kilku nic nieznaczących epizodów, grywał tam tylko w drużynie rezerw.

Kiedyś miał prawo marzyć o zakładaniu strojów największych klubów. Trenowaniu z gwiazdami światowej piłki. Popijaniu whisky z lodem na tarasach najdroższych hoteli świata, przegrywaniu fortun w kasynach. Rzeczywistość wymierzyła mu bolesny policzek. Trafił do Korony Kielce. W chwili obecnej jednego z najsłabiej prezentujących się klubów polskiej ligi.

Osobą, za sprawą której młody Serb trafił na Arenę Kielc, jest dyrektor sportowy Korony, Jarosław Niebudek. Zadzwoniliśmy i zapytaliśmy – jakim cudem “gwiazdor” tego pokroju znalazł się w tak przeciętnym klubie? – Przeciętny to jak na razie jest on. Mamy swoje kontakty na Bałkanach i nam go polecono. Bogate CV to jedyny powód dla którego się tutaj znalazł – tłumaczy Niebudek.

– Przed podpisaniem kontraktu oglądałem go na jednym treningu. Po dzisiejszych zajęciach zakomunikowałem mu, że będzie trenował z drużyną Młodej Ekstraklasy. Jak dotychczas niczym mnie nie zachwycił. Nie ma co żyć historią, tylko tym, co jest teraz. Janota jakiś czas temu też był rozchwytywany przez całą Europę, a obecnie walczy o pierwszy skład Korony. Gdybym widział w Jevticiu potencjalną gwiazdę, to bym go pielęgnował, a nie zsyłał do MESY – powiedział nam Leszek Ojrzyński.

Nikon jest młody, ma dopiero dziewiętnaście lat. Wielu w jego wieku zaczyna poważnie grać w piłkę, niektórzy nawet jeszcze trochę później. W jego przypadku to jednak nie początek, a prawdopodobny koniec. Koniec marzeń o podbiciu świata, które jeszcze kilka lat temu już prawie wydawały się być nieodzowną częścią rzeczywistości. Teraz pozostały mu wspomnienia, no i oryginalne nazwisko. El Maestro…

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...