Reklama

Wrzutka do Baszcza – Marcin odpowiada na wasze pytania

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2012, 11:22 • 25 min czytania 0 komentarzy

– Dan Petrescu, przychodząc do Wisły, był od początku dziwnie nastawiony do polskich piłkarzy. Ktoś mu nagadał, że w Krakowie spotka się z samymi zmanierowanymi gwiazdami, którym trzeba od razu mocno przywalić w głowę, żeby wróciły na ziemię. Nasza współpraca rozpoczęła się od mocnego wstrząsu. Treningi rzeczywiście były ciężkie, momentami mordercze, ale nie pamiętam ani jednego piłkarza, który nie wykonałby jego polecenia. Przeciwnie – każdy się starał, bo zależało nam na zyskaniu zaufania Petrescu i zdobyciu mistrzostwa. Pamiętam taki mały konflikt… – opowiada Marcin Baszczyński w obszernej (bardzo obszernej) rozmowie z czytelnikami Weszło.

Wrzutka do Baszcza – Marcin odpowiada na wasze pytania

Kamil: Mam do Pana kilka pytań związanych z Polonią Warszawa, klubem, w którym Pan obecnie gra. Czy jest widoczna różnica między rządami
Józefa Wojciechowskiego, a rządami Ireneusza Króla? Czy piłkarze odetchnęli z ulgą, ze JW odszedł, jest teraz więcej luzu?
Czy faktycznie jeszcze pól roku temu na drużynę zły wpływ mieli Cani i Bruno (wiadomo nie od dziś – leserzy, dla których liczy się kasa)?
I ostatnie – jak Pan uważa? Polonia ma szansę coś ugrać w tym sezonie ?

Minęło za mało czasu, żeby powiedzieć, czy ta różnica jest widoczna. Prezes Król próbuje wprowadzić normalność w zespole, ale nie wygłasza stanowczych deklaracji, że mamy zdobyć mistrzostwo lub cały czas być w czołówce. Wymaga raczej, żebyśmy uporządkowali drużynę – on od góry, my od wewnątrz. Wystartowaliśmy nieźle, choć z Lechem mogło być lepiej. Drużyna cały czas się tworzy, dochodzą nowi zawodnicy – to też pokazuje, jaka jest sytuacja w klubie. Wszystko się poukłada, jak będą wyniki.

Cani i Bruno… No, różne były momenty. Cała ta odgórna sytuacja wpływała na zawodników – jednym udzielało się to mocniej, innym mniej. Widocznie Caniemu i Bruno pewne rzeczy przychodziły w życiu łatwiej i może stąd ten brak szacunku do pewnych kwestii. Kiedy wykraczało to poza pewne normy w szatni, faktycznie nas to denerwowało, ale jeśli na treningu ich zaangażowanie było OK, to przymykaliśmy oczy na ich inne zachowania. Ale.. no, można było powiedzieć, że momentami niektórzy nie wytrzymywali.

Karol6: 1. Kto jest największym „jajcarzem” w Polonii? I czy możesz opowiedzieć jakąś historię z nim związaną? 2. Czy tak jak Paweł Wszołek też lubisz truskawki?
Uwielbiam owoce sezonowe – szczególnie truskawki, poziomki, jeżyny, borówki… A jeżeli chodzi o jajcarza, to jeden ujawnił się niedawno. Bramkarz Budzyński stał się wodzirejem i DJ-em. Przywozi swoją muzę, hity na czasie, fajnie mu to idzie i mimo młodego wieku, szybko odnalazł się w szatni.

BJ: Jak czujecie się przygotowani do sezonu, zwłaszcza w obliczu tego że nie mieliście obozu przygotowawczego z prawdziwego zdarzenia (przy okazji: czy uważasz, że takie obozy przygotowawcze są niezbędne?). Co możesz powiedzieć o treningach z Jarosławem Bako?
Podczas pierwszego etapu przygotowań trener Bako miał jasno określone z góry, że trzeba nas ukarać. Te treningi były zupełnie bezsensowne i nietrafione. Skończył się sezon, a my dostaliśmy porcję ostrego biegania, czyli coś było nie tak. Potem, gdy zmieniała się sytuacja w klubie, zmieniały się też treningi. Nie jest też prawdą, że nie mieliśmy okresu przygotowawczego, bo akurat ten okres letni był najtrudniejszym w całej mojej karierze. Największym problemem było to, że nie byliśmy razem, bo cały czas coś się działo. Początkowo było nas siedmiu-ośmiu piłkarzy z dorosłej drużyny, reszta z Młodej Ekstraklasy i brakowało czasu na zgranie. Ale jak już się ekipa zgrała, to widać było wolę szybkiego nadgonienia tego przygotowania.

Reklama

Onkolog: Jak traktował pan całą tę akcję z KP Katowice? Wyobrażał pan sobie grę dla Nowotworu bez kibiców?
Denerwowała nas ta bezsilność. Byłem zupełnym przeciwnikiem całej tej akcji i pewnie bym w tym Nowotworze nie zagrał. Na szczęście sytuacja się wyjaśniła.

Sylwek LEGIA: Panie Marcinie jak wiemy nie udał sie transfer do Ruchu ,ale wyobrażmy sobie sytuacje,ze wpłyneła oferta z Legii,która chce wzmocnic prawa strone obrony i co Pan
na to?

Dziękuję serdecznie, to temat nie dla mnie – tak wyglądałaby moja odpowiedź. Trochę by to było wbrew wszystkiemu, prawda? Przenosiny do Legii byłyby zupełnie niepotrzebnym rozdziałem w mojej karierze. Z dużym szacunkiem traktuję ten klub, ale zawsze był takim moim pozytywnym „wrogiem”, bo cały czas bił się z nami o mistrzostwo. Nie wyobrażam sobie gry w Legii, a jej kibice pewnie też byliby przeciwko temu transferowi.

Kolend: Czy różnica pomiędzy oferowaną kwotą w Ruchu Ch., a zarobkami w Polonii-Groclin-PrawieGKSKatowice-Warszawa była tak duża na korzyść Polonii, że warto było znosić p. Wojciechowskiego, trenerów Klubu Kokosa, brak przygotowań, całe zamieszanie z przenosinami lub nie itp. itd.?
Z Ruchem dogadałem się w dwie godziny, nie było problemu, jeśli chodzi o finanse, choć to oczywiste, że były dużo mniejsze. Chodziło o sprawy ambicjonalne – dlaczego za męczarnie, które przechodziliśmy, miałbym z czegokolwiek rezygnować? Powiedziałem sobie, że wytrwam i jeżeli miałoby dojść do rozwiązania kontraktu z Polonią, to na moich warunkach. Kiedy właścicielem był jeszcze Wojciechowski, było bardzo blisko, żebym przeniósł się do Chorzowa, ale sytuacja nagle się zmieniła i wszystko w Polonii wróciło do normalności.

Bartosz Stróżykowski: Marcin na forach kibiców Ruchu było jedno hasło BASZCZU WRÓC!Gdy okazało sie,że jednak nie wrócisz fani zaczeli Cię oskarżać że wolałeś dużą kasę zamiast powrotu do Chorzowa. Czy masz może im coś do powiedzenia?
To już nie pierwszy raz, kiedy mój ewentualny powrót do Ruchu jest tak bardzo rozdmuchany. Gdy wracałem z Grecji, też powstało całe to zamieszanie. Oczywiście – chciałem przejść do Chorzowa, sprawa w Polonii się przeciągała, a Ruch miał ambitne plany, jeśli chodzi o europejskie puchary. One odeszły bardzo szybko. Mam wśród kibiców Ruchu bardzo wielu kolegów, mieszkam w okolicy zdominowanej przez Niebieskich i większość z nich rozumie moją sytuację. Nie wszyscy będą zadowoleni, oczywiście, ale chcę im powiedzieć, że wywodzę się z Ruchu, pamiętam o tym i niezależnie, co o tym myślą, mam swoje zdanie i na Cichej na pewno będę się pojawiał.

Gokarol z Rudy: Marcinie, patrząc z perspektywy lat jak ocenisz fakt, że z tysięcy chłopaków grających w Rudzie Śl. na przestrzeni ostatnich lat wybiłeś się tylko Ty, Gora i teraz Sobiech? Czy patrząc wstecz na Twoje losy największą rolę odegrało szczęście czy może głównie talent i ciężka praca? Takich miast +/- 150 tysięcznych w kraju trochę jest, młodych chłopaków marzących o wybiciu się setki w każdym roczniku a tylko nielicznym się udaje. Za Twoich czasów nie było orlików, na Pogoni, Wawlu czy Uranii boczne boiska to były kartofliska i jak sądzisz – mogło mieć to wpływ że dużo utalentowanych ludzi się zniechęciło tą całą szarością? Czy widziałeś koło siebie ludzie bardziej utalentowanych a którzy gdzieś przepadli? I jeszcze jedna kwestia: jak oceniasz trenerów ze swoich czasów juniorskich i jak porównasz ich wiedzę, wykształcenie itd. w porównaniu z dzisiejszymi standardami i oczekiwaniami dzieci i ich rodziców?
Temat rzeka… Niedawno z kimś o tym rozmawiałem i faktycznie tak było – wokół mnie pojawiło się w trampkarzach kilku utalentowanych chłopaków, którym wróżono większą karierę ode mnie. Ale wiadomo, jak było w tamtych czasach – jeden skoczy na bok, drugi wypije winko, trzeci zlekceważy trening… Ja jakiś talent może i miałem, ale na pewno nie był tak widoczny, jak u innych. Ale dzięki mojej systematyczności nagle się okazywało, że ja robię krok w przód, a oni stoją w miejscu. W tej szarej rzeczywistości okręgowej piłki mieliśmy fajnego trenera, który próbował wprowadzić trochę profesjonalizmu, a czasem gdy jeździliśmy na mecze, miał spory problem z zebraniem jedenastki… Ostatnio się zastanawiałem, czy nie otworzyć szkółki piłkarskiej w Rudzie Śląskiej, bo pojawia się wielu utalentowanych chłopaków, ale problem jest taki, że w dzisiejszych czasach ciężko ich odciągnąć od komputera.

Krzysztof: Witam, panie Marcinie! Mam do Pana pytanie odnośnie incydentu sprzed 12
lat, podczas Wielkich Derbów Śląska. Czy pamięta Pan okoliczności, w
jakich doszło do naruszenia „nietykalności cielesnej” prowadzącego ten
mecz Stanisława Ł»yjewskiego i czy mógłby Pan coś więcej na ten temat
powiedzieć? Bo do dzisiaj w jego (a zarazem moim) rodzinnym mieście
wszyscy zastanawiają się, czy się tylko przewrócił na „kępie” czy też
padł na murawę wbrew sobie? Jeżeli Pan nie chce przypominać sobie osoby
sędziego Ł»yjewskiego, to proszę się nie martwić, w rodzinnym mieście
mało kto ma o nim dobre zdanie.

Cała ta sytuacja była odzwierciedleniem tego, co się działo w polskiej piłce, a ja mam teraz satysfakcję, że dołożyłem cegiełkę do późniejszych zmian. Oczywiście, że pamiętam pana Ł»yjewskiego, bo po tej akcji zastanawiałem się, co się stanie z moją karierą – pierwszym orzeczeniem była roczna dyskwalifikacja. Byłby to dla mnie spory cios. Potknął się… Nie wiem, sporo tam było nóg. Wyjaśniliśmy sobie później wszystko z panem sędzią. Wina pewnie była po obu stronach, bo nie żywił do mnie urazy. Ale później kilka osób powiedziało mi coś więcej o tym spotkaniu… I tyle.

Reklama

Wojcikbartosz: Baszczu, wypełniłeś dwa kontrakty w Wiśle Kraków więc na pewno miałeś okazje poznać właściciela Bogusława Cupiała. Jak często jako piłkarz miałeś okazje kontaktu z bossem? Jaki jest boss w stosunku do swoich piłkarzy? Czy dostrzegasz jakieś różnice w podejściu do futbolu między B.Cupiałem, a J.Wojciechowskim?
Prezes Cupiał na początku bardzo często się z nami spotykał, by wysłuchać głosu drużyny. Przylatywał nawet na nasze obozy. Później pieniądze upływały z Wisły i nasze rozmowy zaczęły się ograniczać. Miałem okazję poznać go nawet na stopie koleżeńskiej – mnie i Arka Głowackiego traktował nawet trochę po ojcowsku, ale nie angażował się tak bezpośrednio w piłkę jak prezes Wojciechowski. Cupiał nie wchodził do szatni, nie komentował spraw boiskowych i nie udzielał się w mediach.

KamilN: Witam, moje pytanie jest o pamiętny mecz z Realem Saragossa. Co się wtedy z Panem działo? Przyzna Pan chyba, że gorszego meczu niż ten wygrany przez Wisłę w Krakowie 4:1 Pan na Reymonta nie miał. Samobój, nie strzelony karny mało pewna gra. Coś się musiało stać bo zawsze pamiętam Pana z twardego charakteru i mocnej psychiki. Nie pękał Pan przed wielkimi piłkarzami. A ten mecz w Pana wykonaniu to idąc za terminologią Kickera „6”. I jeszcze jedno, jeśli to nie tajemnica co się działo w szatni w przerwie tego meczu? Bo to, że było gorąco jest pewne:) No i jak reagował na to ówczesny trener Orest, bo odmiana w waszej grze była niebagatelna.
Jak ktoś nie wykorzystuje karnego i strzela samobója, to klapa totalna, wiadomo. Ale w końcówce meczu wybiłem też piłkę prawie z bramki, co też miało wpływ na wynik. Ja jednak ten mecz wspominam zupełnie inaczej. Od tego momentu – może dzięki temu, że awansowaliśmy – ta radość kibiców odbiła się na mnie pozytywnie. Przyznałem się oczywiście do błędów, choć nawet nie musiałem się przyznawać, ale fani mocno mnie wsparli i szło mi zdecydowanie lepiej. To był taki punkt przełomowy, coś wspaniałego. Poczułem się dużo lepiej i wszystko zaczęło iść we właściwą stronę.

Było jeszcze pytanie o trenera Lenczyka… Wszedł do szatni, spojrzał najpierw na mnie, zapytał: – Gramy dalej?
– No tak, gramy dalej – odpowiedziałem.
– No to trzy zmiany.

Pach, pach, pach. Nie powiedział słowa i wyszedł z szatni. Od tego momentu gra zaczęła się układać.

Mateuszpiszcz: Panie Marcinie, W sezonie 2003/2004 w eliminacjach do Ligi Mistrzów, Wisła Kraków mierzyła się z ówczesnym mistrzem Cypru, Omonia Nikozja, Pan w pierwszym spotkaniu strzelił przepięknego gola, być może najładniejszego w pańskiej karierze. moje pytanie brzmi czy miał Pan wtedy w zamiarze oddawać strzał, czy jednak Pan dośrodkowywał? myślę, że wiele osób do dzisiaj się nad tym zastanawia.
Niewiele wyszło mi w życiu fajnych ofensywnych akcji, ale to była od początku do końca zamierzona. Chciałem uderzać, weszło, super.

Mruczek1906: Wybierasz się z Kosą na wigilię do Cupiała ;))? Opowiesz coś o tamtym wydarzeniu?
Nie było mnie akurat na tej pamiętnej wigilii. Coś tam było, ale szczegółów nie pamiętam.

Redakcja: A nie było tak na którymś spotkaniu z Cupiałem, że zwrócił się do twojego syna ze słowami: „obyś nigdy nie grał tak jak ojciec”?
Aaa, może coś było, ale ewidentnie w żartach. Wtedy zmieniała się drużyna i niewielu nas z tej starej gwardii zostało. Może dlatego pozwolił sobie na żart. My też z niego żartowaliśmy, ale oczywiście na poziomie i po kumpelsku.

Mateusz Nogajewski: Panie Marcinie, jak Pan wspomina mecze w pucharze UEFA z Wisłą, kiedy ogrywaliście takie firmy jak Parma, Schalke? Czego zabrakło w meczu z Lazio? Porządnej murawy? Szkoda też meczu z Panathinaikosem ale wtedy sędzia dołożył swoje 3 grosze, czuliście złość? Ewidentnie nie było ręki przy bramce Penksy.
Okropnie… Ten Panathinaikos to największy ciężar, który wciąż noszę w sobie. Grając już w Grecji słyszałem głosy, że w tym meczu już nawet nasz rywal stracił wiarę i awans odebrano nam niesłusznie. Parma, Schalke, Lazio – to już piękny rozdział tej mojej wiślackiej kariery. Mieliśmy super ekipę, ale zabrakło… No, zabrakło, ale nie wiem czego… Murawa – oczywiście, przed pierwszym terminem, w którym mecz się nie odbył, byliśmy niesamowicie naładowani. Może wtedy wynik byłby zupełnie inny. „Drugi” mecz otworzył się dla nas super, ale tego kroczku, tego łutu szczęścia nam zabrakło. Byliśmy lepsi, ale tu poprzeczka, tu piłka nie chciała wpaść – szkoda, bo w tej edycji Pucharu UEFA mogliśmy dojść bardzo, bardzo wysoko.

KM: Pod koniec sierpnia ubiegłego roku w „Piłce Nożnej” ukazał się wywiad z Panem. Pewien fragment bardzo mnie zaciekawił: -Przed sześciu laty przekonał się pan o tym na własnej skórze, gdy w kwalifikacjach Ligi Mistrzów krakowska Wisła okazała się słabsza od Panathinaikosu?
Marcin Baszczyński: [b]ZAGRAŁEM W OBU MECZACH[/b] przeciwko Koniczynkom. W pierwszym wygraliśmy pewnie 3:1, by w rewanżu(…). Problem polega na tym, że w pierwszym spotkaniu Pan nie zagrał za kartki (świetny mecz na prawej obronie zagrał mało wówczas znany Błaszczykowski). Mało tego, przecież pierwszy mecz komentował Pan razem ze Szpakowskim. O co tutaj chodzi? Zapomniał Pan o tym? Celowo wprowadził w błąd czytelników? Czy jednak fatalny błąd popełnił redaktor i źle spisał wywiad?

Przecież to był mój debiut w roli komentatora, więc takiej gafy bym nie popełnił. Aż tak słabej pamięci nie mam.

Crazyhooligan: „Co wydarzyło się w szatni Wisły po pamiętnym meczu z Panathinaikosem w Atenach (sierpnień 2005r.)? Czy faktycznie „Sobol” wlał wtedy „Frankowi”?
To to już w ogóle… Ktoś puścił taką bujdę, rozdmuchał i poszło. Nikt się nie bił, wszyscy dostali w twarz na boisku i po dogrywce nie mieliśmy nawet siły, żeby podnieść rękę czy nogę. Panowała totalna żałoba.

Andrzej: Mam pytanie o sezon 2005/2006 w którym pracowałeś z Danem Petrescu , jak oceniasz tego szkoleniowca i jego treningi oraz czy faktycznie był pod koniec jego pracy konflikt na linii piłkarze-trener . Drugie pytanie o ten sam sezon i jesień cudów w wykonaniu Legii ( 11 wygranych , jeden remis ) czy wg. Ciebie tamten sezon był ustawiony przez sędziów oraz Wita Ł»elazko(szefa arbitrów) i jego przyjaciela Dariusza Wdowczyka (trenera Legii ) tak jak ustawione były wcześniej mecze Korony Kielce przez tych dwóch panów ?
Dan Petrescu, przychodząc do Wisły, był od początku dziwnie nastawiony do polskich piłkarzy. Ktoś mu nagadał, że w Krakowie spotka się z samymi zmanierowanymi gwiazdami, którym trzeba od razu mocno przywalić w głowę, żeby wróciły na ziemię. Nasza współpraca rozpoczęła się od mocnego wstrząsu. Treningi rzeczywiście były ciężkie, momentami mordercze, ale nie pamiętam ani jednego piłkarza, który nie wykonałby jego polecenia. Przeciwnie – każdy się starał, bo zależało nam na zyskaniu zaufania Petrescu i zdobyciu mistrzostwa. Pamiętam taki mały konflikt… Rada drużyny wybrała się do trenera, żeby zapytać o jakąś głupotę – czy moglibyśmy przełożyć odprawę tak, żeby odbyła się przed treningiem. I zaczęły się wyrzuty, pomówienia, że nie jesteśmy profesjonalni, krzyki, rezygnacja… A to naprawdę była głupota i normalna prośba ze strony drużyny. On to odebrał w sposób – hmm – dziwny. Potem to wszystko się kumulowało, wyników nie było, cierpliwość kibiców się kończyła, a presja była bardzo duża, co udzielało się wszystkim.

Jesień cudów w wykonaniu Legii? Nie przypuszczałbym, żeby Legia bawiła się w zdobywanie mistrzostwa w taki sposób. Ten klub z roku na rok był za plecami Wisły i akurat w tym okresie wykorzystał naszą słabość. Jestem ostatnim człowiekiem, który powiedziałby, że Legia ustawiła mistrzostwo.

Hero08: 1. Baszczu jak to było z Brożkami w Wiśle, serio niszczyli atmosferę ? Byłem na kilku treningach was pooglądac i co mi się rzuciło w oczy to, ze za każdym razem gdy chłopakom coś nie wyszło to mieli pretensje do reszty, ze to źle podał, że za wolno ruszył do ich podania, że miał strzelać itp. szczególnie „zamamrany” był Pietia. Wiem, że to wynikało z ich przywiązania do Wisły, ale powiedz jak to z Twojej perspektywy wyglądało ?
(śmiech) To fakt, że obaj mają Wisłę w sercu, fakt, że lubili sobie pomarudzić na treningu, ale nikt by nie pozwolił, żeby zepsuli atmosferę lub działali przeciwko drużynie. Z zewnątrz może wyglądało to dziwnie, ale bracia kłócili się… głównie między sobą. W szatni stało się to nawet tematem do żartów i nie raz odgrywaliśmy scenki tych kłótni.

maateuszz: Jak myślisz, czemu Ty ani żadnej z Twoich kolegów z czasów „Wielkiej Wisły” trenera Kasperczaka nie zrobił dużej kariery po wyjeździe za granicę? Czy nie macie żalu do prezesa Cupiału, że w najlepszym dla Was piłkarsko okresie dyktował za Was zaporowe ceny ? A może było tak, że spotkała się grupa pasujących do siebie piłkarzy, dobrze rozumiejących się na boisku i poza nim, która razem była nie do zatrzymania, a osobno już niekoniecznie ?
W każdym z tych argumentów jest trochę prawdy. Niektórzy wyjechali za późno, bo żeby zrobić karierę na Zachodzie, trzeba wyjechać wcześnie, jak Kuba Błaszczykowski. Kosa wyjechał wcześnie, ale źle wybrał, bo miał inną opcję, ale dał słowo i nie mógł się wycofać. Ł»uraw późno, ale jemu coś udało się osiągnąć. A ja to już w ogóle – niektórzy mówili, że Grecja to piłkarska emerytura, choć byłem blisko sukcesu, czyli zdobycia Pucharu Grecji.

Bonkol: Ile było prawdy w plotkach na temat zainteresowania Twoją osobą przez Arsenal? I czy były jakieś konkretne oferty z innych większych europejskich klubów podczas Twojej gry w Wiśle ?

Mateusz Kisiel: Dzień dobry Panie Marcinie! Ja chciałem się zapytać o transfer do West Hamu w bodajże 2005 roku. Mianowicie dlaczego on nie wypalił, swego czasu PS sporo o nim pisał, poszło o pieniądze dla Cupiała, czy może miał Pan obawy o siedzenie na ławce przed Mundialem w 2006? Fajnie było jakby Pan opowiedział też o innych możliwych transferach jak np. Zenit. Czemu one nie wypaliły? Czy były jakieś propozycje z innych klubów o których nie pisały gazety?
Książkę można napisać o tych moich „transferach”. Arsenal to jakaś śmieszna sprawa (śmiech). West Ham był blisko, pojechałem tam nawet, ale moje nieszczęście polegało na tym, że prezes Cupiał chciał mnie sprzedać, a oni nalegali na wypożyczenie. I druga sprawa – w tym samym czasie z Valencii uwolnił się prawy obrońca z Argentyny i statystyki albo nazwa klubu przeważyły, bo West Ham podpisał z nim kontrakt. Po pół roku temat mojego transferu wrócił, bo ten sam dyrektor, z którym rozmawiałem w Anglii, przyjechał mnie oglądać przed mundialem w Niemczech, ale akurat trafił na mecz z Kolumbią na Stadionie Śląskim, który… wiadomo, jak wypadł. No i sprawa znowu padła. Zenit – tu już rozbiło się o indywidualny kontrakt. Ivica Kriżanac opowiadał mi, jak to wszystko tam wygląda, ale potraktowano mnie naprawdę nisko. Z perspektywy czasu wiem, że mogłem to inaczej rozwiązać – zgodzić się na proponowane warunki i po roku renegocjować umowę. Wisła z Zenitem się dogadała, prezes Basałaj mówił, że wszystko zależy ode mnie. Wcześniej, po czterech latach w Wiśle, pojawiła się też oferta z Panathinaikosu, ale tyle co przedłużyłem kontrakt i z niej nie skorzystałem. Przez rok jeździli też za mną skauci Bayeru Leverkusen, ale to też się nie udało.

Bronias: Z sentymentem wspominam „Waszą” Wisłę. Mam wrażenie, że mieliście
świetnie dobrany kolektyw i byliście zgraną paczką. Zdradź jakąś
anegdotę z tamtego czasu. Kto był największym podrywaczem, z kogo
robiliście sobie najczęściej żarty, u kogo były najlepsze imprezy?

Ojej… Były czasy, były imprezy, było wszystko. Potrafiliśmy się zjednoczyć na treningu, niektórzy pomimo dużego zmęczenia (śmiech). O tej ekipie chodziły takie historie i legendy… Jak wszędzie – było kilku podrywaczy, kilku jajcarzy, kilku imprezowiczów. Nie chcę już się zagłębiać w szczegóły, bo chyba wszystko zostało już na ten temat powiedziane.

Maciej Seredyński: Panie Marcinie, w swojej karierze miał Pan okazję dwukrotnie pracować z Panem Trenerem Orestem Lenczykiem (TM), w Ruchu Chorzów, a później w Wiśle Kraków. Czy częstym zjawiskiem jest szeroko w ostatnich dniach komentowana gra piłkarzy „przeciwko” trenerowi, dlaczego piłkarze wybierają tak radykalne działanie, uderzające nie tylko w trenera, ale przede wszystkim w kibiców, klub i samych zawodników i w końcu jak Pan postrzega Pana Trenera Oresta Lenczyka, który pracując od 1970 roku w roli trenera, przez 42 lata najdłużej w klubie zabawił 3 lata, co udało mu się trzykrotnie – w Ruchu Chorzów (wtedy, kiedy Pan w nim występował), wcześniej w Wiśle Kraków w latach 70, a także w GKS Bełchatów?
Trzy lata to i tak blisko rekordu patrząc na polskich trenerów, bo prawie nikt u nas tak długo nie pracuje. Trener Lenczyk darzył mnie sympatią, bo lubił szybkościowców. Nasza współpraca układała się bardzo dobrze, podał mi rękę w Wiśle, bo wiadomo, w jakiej byłem sytuacji – w sparingach grałem na warunkowym odwieszeniu. Nie wszystkim podobają się jego metody prowadzenia drużyny i treningów, ale to taki człowiek, któremu trzeba od początku zaufać i oddać się temu, co robi. Bo jeżeli drużyna zaczyna od marudzenia i narzekania, że to „niepiłkarskie” treningi, to nie ma prawa się dobrze zakończyć. Gra w piłkę z materacem na głowie to faktycznie dziwaczna sprawa, ale skoro to wszystko w efekcie daje świetne przygotowanie fizyczne, to chyba ma to sens, prawda? Trener Lenczyk prywatnie jest dość zamknięty w sobie i do niego zawsze należy ostatnie zdanie w kontakcie z zawodnikami, dlatego nie łatwo się z nim współpracuje, ale jeżeli uwierzy się w jego metody, wtedy można odnieść sukces.

Łukasz Bożęcki: Czy żałujesz że śpiewałeś kiedyś „zawsze nad Wami, pierdolonymi Ł»ydami”? Czy masz poglądy antysemickie, czy nie chciało Ci się nauczyć historii krakowskich klubów?
Pewnie Łukasz to kibic Cracovii (śmiech). Akurat w tym meczu byłem kapitanem i nie było mnie przy płocie, więc nie mogłem tego śpiewać. Ja mecze derbowe zawsze traktowałem bardzo emocjonalnie. Na Cracovii spotkały mnie niemiłe chwile, bo wywieranie presji to normalna sprawa, ale odnoszenie się do śmierci mojego taty… To zostało w mojej pamięci i żadnym antysemitą nie jestem, ale siedzi we mnie taka pozytywna złość i zawsze, kiedy będę grał przeciwko Cracovii, będę chciał tę złość wykorzystać, bo nie darzę tego klubu sympatią.

Artur Szczygielski: Pragnę zapytać Pana jako byłego Wiślaka o Pana zdanie na temat Patryka Małeckiego. Widzę wielką falę krytyki jaka spadła na tego zawodnika. Według mnie jednak dysponuje ogromnym talentem, a jego różne wybryki były podyktowane walką o to co najlepsze dla Wisły. Zgodzi się Pan ze mną?
Na początku Patryk potrafił tę swoją energię spożytkować na boisku, potem bywało różnie. Buntował się przeciwko całemu światu i też mu było ciężko z tym, że Wisła nie odnosi sukcesów. Bił się z myślami, „bił się” z kibicami. Stawał w obronie drużyny, co obracało się przeciwko niemu, bo żaden z obcokrajowców po jego stronie by nie stanął. Wielokrotnie mu tłumaczyłem: „Patryk, pojedziesz za granicę i zobaczysz, że jak ktoś przyjeżdża, to najpierw martwi się o siebie, potem o całą resztę”. Szkoda, bo liczyłem, że na dłużej zakotwiczy w Wiśle i przez lata będzie wiodącą postacią tej drużyny. Może w Turcji zmężnieje i wróci jeszcze do Krakowa?

Łukasz Kasperowicz: Witam i pozdrawiam. Moje pytanie dotyczy Wisły a dokładniej Radka Sobolewskiego. Dlaczego unika kontaktów z mediami
Radek to bardzo konkretny facet i jak coś sobie postanowi, to ciężko go przekonać, żeby zmienił zdanie. W czasach, kiedy wywiadów tak powszechnie się nie autoryzowało, jakiś dziennikarz przekręcił słowa Radka i on na tym bardzo ucierpiał, chyba nawet skomplikowała się jego sytuacja w klubie. Od tego momentu przestał udzielać wywiadów, ale wrócił do tego, kiedy został kapitanem Wisły.

Pattop: Panie Marcinie, jako kibica Wisły ciekawi mnie, czy ma pan zamiar pracować w tym klubie po zakończeniu kariery zawodniczej?
Czemu nie, zależy, co miałbym robić. Rozmawiałem nawet kiedyś na ten temat z prezesem Basałajem. Zobaczymy, jaką drogę wybiorę. Na pewno od piłki się nie odizoluję. Mieszkam blisko Ruchu, jestem w kontakcie z ludźmi z Wisły. Fajnie byłoby gdzieś tam się zahaczyć.

Tsubassa: Czy jeżeli dostałbyś powołanie do reprezentacji Polski przyjąłbyś je? Czy temat gry w reprezentacji jest już dla Ciebie zamknięty?
Chciałem zagrać ostatni mecz i jakoś się z kadrą pożegnać, choć nie mam jakiejś oszałamiającej liczby występów – tylko 35. Teraz reprezentacja to dla mnie chyba już za wysokie progi. Nie wiem, czy odnalazłbym się jeszcze na takim poziomie. Temat zamknięty.

Jakub Błaszczykowski: Marcin, ile mieliście biletów na mundialu w Niemczech i ile teraz na Euro? :(((
(śmiech) Na mundialu mieliśmy tego sporo, nie było żadnego problemu. A teraz, przed Euro zadzwoniłem do PZPN-u, ale najwyraźniej za późno, bo jako były reprezentant Polski nie dostałem ani jednego biletu. Chciałem je nawet kupić, ale nie było takiej możliwości. Na szczęście kilku kolegów gra jeszcze w kadrze i mnie poratowali.

Lewy-1199: Dzień dobry panie Marcinie. Chciałbym wiedzieć kogo uważa pan za najlepszego zawodnika przeciwko któremu pan grał w meczach polskiej ligi i kadry.Chodzi mi o kogoś najtrudniejszego do upilnowania lub kogoś kto zrobił na panu największe wrażenie jako piłkarz lub osobowość ? Dziękuję i życzę sukcesów z Polonią.
Wielu takich było. Np. kiedy graliśmy z Realem – odebrać piłkę Zidane’owi i ubezpieczyć lewą stronę lub dobiec za Carlosem… Było sporo pracy.

Martyna Bogacz: Kiedyś Bogusław Cupiał ściągał do Wisły Kraków najlepszych i zarazem najbardziej utalentowanych zawodników w Polsce, w ten sposób piłkarzami Białej Gwiazdy zostali m.in. Kamil Kosowski, Arkadiusz Głowacki, Maciej Ł»urawski, Tomasz Frankowski no i oczywiście Pan. Załóżmy, że przed sezonem 2012/2013 zostaje Pan doradcą Bogusława Cupiała i ma mu przedstawić listę zawodników, których należy ściągnąć, ponieważ już są dobrzy, a mogą być jeszcze lepsi. Jakich zawodników widział by Pan w takim polskim dream teamie?
Powiem szczerze, że miałbym duży dylemat, jeśli chodzi o młodych Polaków. Najłatwiej mi powiedzieć, kogo mógłbym polecić z Polonii. Duży potencjał ma Paweł Wszołek i mam nadzieję, że go nie zmarnuję. Co do reszty – musiałbym się naprawdę bardzo głęboko zastanowić i to wszystko przeanalizować. Na szybko nie jestem w stanie wymienić.

Siarkowski: „Baszczu”, czy na zakończenie kariery przywdziejesz barwy drugiej siły Krakowa, czyli Pychowianki Kraków ?
Czego? Pychowianki? Muszę przeprosić, ale nie wiedziałem, że taka drużyna istnieje. To jakaś szyda z Cracovii?

Paweł: Baszczu kiedyś mówiłeś, że czytasz książki Paulo Coelho, a teraz co czytasz? Generalnie widać, że różnisz się od większości piłkarzy inteligentnym wyglądem.
Ciekawe, ciekawe… Teraz trochę zapuściłem włosy, więc nie wiem, czy nie ubyło mi tej inteligencji. Inteligentny wygląd… Miło mi to słyszeć. Może dlatego, że często mnie biorą do wywiadów i jakoś nie daję się tym dziennikarzom. Kiedyś faktycznie dużo czytałem, ale ostatnio trochę się opuściłem, przeglądam głównie internet, pochłaniają mnie też inne pozapiłkarskie sprawy.

Jacek Jońca: jakie jest twoje zdanie na temat legalizacji marihuany?
(śmiech) Jońca? Myślałem, że Palikot będzie podpisany. Nigdy nie paliłem, znam piłkarzy, którzy próbowali, ale mnie nigdy nie ciągnęło do tego typu używek. Wolę się napić dobrego drinka niż coś zajarać.

Trollface: Zauważyłem, że od wielu lat w trakcie udzielania każdego pomeczowego wywiadu kaszlesz – z czego to wynika?
Nie jaram ani fajek, ani marihuany (śmiech). Kaszlę, ponieważ siadają mi strony głosowe, bo drę się przez cały mecz na kolegów.

BJ: O których piłkarzach z polskiej ligi mógłbyś powiedzieć, że mają najbardziej profesjonalne podejście do wykonywanego sportu? A którzy to z kolei „gwiazdunie” zapatrzone przede wszystkim w wypełniającą się własną kieszeń? Którzy z piłkarzy w polskiej lidze kojarzą Ci się ze szczerym przywiązaniem do kibiców, a których kojarzysz z tego, że mają usta pełne pro-kibicowskich frazesów, ale w rzeczywistości mają na kibiców kompletnie wyjebane?
Ciężko jest oceniać, jeśli z kimś się nie pracuje. Wszystko zależy od fizjonomii ciała – niektórzy mogą wypić cztery piwa i zupełnie nie widać tego na treningu. Znałem też „profesjonalistów”, którzy jak przychodziło co do czego, to chowali się po kątach na boisku. Wśród piłkarzy mamy taką szydę z lizusów, którzy przechodzą do szóstego-siódmego klubu i zdążyli wycałować już wszystkie herby. Takie zachowania piętnujemy. W Ruchu zawsze z klubem utożsamiał się Grzybek i ważne jest mieć w drużynie kogoś takiego, kto podtrzymuje kontakt z kibicami.

Adrian P.: Jesteś doświadczonym zawodnikiem i na pewno przeżyłeś wiele różnych sytuacji. Jakaś anegdota związana z dziennikarzami?
Pamiętam, jak raz Maciek Stolarczyk „przywitał się” dość mocno z jednym dziennikarzem, który wcześniej go skrytykował. Chciał mu przybić piątkę, ale trafił tak konkretnie w klatkę piersiową. Wyszło żartobliwie i dosadnie.

jarno: Te kolorowe „wkręty” w których można Cię często zobaczyc na boiskach Ekstraklasy to jakas moda z Zachodu czy poprostu własny styl? Stały sie nawet tematem jednego z odcinka „Cafe Futbol”. Czy nie sądzisz ze takiemu weteranowi (w pozytywnym słowa tego znaczeniu) nie było by lepiej, w nigdy nie wychodzacej z mody czerni?
Powiem szczerze, że odkąd zacząłem grać w kolorowych butach, nie potrafię założyć czarnych. Czuje się, jakbym był w gumowcach. Jakoś mi to nie odpowiada i musiałbym piłkę prowadzić piszczelami, co – jak żartowali koledzy w Wiśle – zdarza mi się.

Maciek: Baszczu, czy przy kupnie alkoholu pytają cię jeszcze o dowód?
(śmiech) Czasem się koledzy śmieją, jak przyjeżdża jakiś murzynek na testy ze zmienioną datą w paszporcie, to ja mógłbym te liczby poprzestawiać i nikt by się nie kapnął. Zdarza się, że ludzie dają mi mniej lat, niż mam, ale to chyba dobrze. Najważniejsze, żeby moja kondycja fizyczna na boisku wyglądała nie na 35, tylko na 30 lat.

Maciej Seredyński: Drugie pytanie, za które z góry przepraszam, ponieważ dotyczy pieniędzy: czy uważa Pan, że piłkarze w Polsce zarabiają za dużo w odniesieniu do ich umiejętności, przez co w zbyt dużym stopniu obciążają budżety klubowe, brakuje im ambicji i nie odnoszą sukcesów adekwatnych do inkasowanych gaż? Co sądzi Pan o modelu cypryjskim, gdzie największe gwiazdy zarabiają duże pieniądze, a poza nimi zespoły są uzupełniane Cypryjczykami zatrudnionymi na kontraktach półprofesjonalnych z niskimi zarobkami, dla których piłka jest dodatkiem do „normalnej pracy”?
Modelu cypryjskiego dokładnie nie znam. Kosa opowiadał mi tylko, że poziom jest tam naprawdę wysoki i wszystko się w ostatnich latach zmieniło. Ja o swoje pieniądze walczyłem przez ponad 350 meczów w lidze, 35 w reprezentacji i 50 kilka w pucharach. Niektórzy dziwią się, że na koniec kariery przywiązuję wagę do pieniędzy… Pamiętam swój pierwszy kontrakt w Ruchu – 500 złotych stypendium. Dziś młody chłopak dostaje od razu samochód, mieszkanie i jakieś niezłe pieniądze. Ja dwa-trzy dni po wypłacie czasem nie miałem kasy i musiałem kombinować. Pierwsze auto kupiłem dopiero za premię po zdobyciu Pucharu Polski. Wcześniej korzystałem z wartburga. Widzisz, czasy się zmieniają. Może z tego powodu młodzież dziś nie ma takiej determinacji?

Przygotował TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Polecane

Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Sebastian Warzecha
0
Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!
Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
1
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...