Buraki i cudaki obsadzają najważniejsze stołki w wielu polskich klubach. W Śląsku Wrocław najwyraźniej też, a może nawet tam przede wszystkim. – Błędem było zrezygnowanie z usług Ryszarda Tarasiewicza. Błędem na pewno nie będzie zwolnienie Oresta Lenczyka – powiedział Włodzimierz Patalas, jeden z tych, którzy we Wrocławiu pociągają za sznurki. Trzeba być rzadkim prawdziwkiem, żeby zdobyć się na takie stwierdzenie. Trenerzy przychodzą i odchodzą, ale sposób w jaki Śląsk przymierza się do pożegnania Lenczyka zajeżdża gnojem, sianem, końskim łajnem, czyli w skrócie – zapadłą wsią.
Czy Lenczyk odejdzie czy nie, w sumie nam to rybka. Nigdy nie był to facet z naszej bajki, o czym pisaliśmy od samego początku. Jednak w sposób spektakularny dziadek zamknął nam gęby: wyciągając zespół z przedostatniego miejsca w tabeli i doprowadzając najpierw do wicemistrzostwa, a potem mistrzostwa kraju. O ile się nie mylimy, od czasu mistrzostwa kraju – a Śląsk nie zdobywa mistrzostwa co roku, nawet nie co pięć lat i nie co piętnaście – Lenczyk NICZEGO JESZCZE NIE ZDĄٻYŁ PRZEGRAĆ. To znaczy, jasna sprawa, nie odniósł sukcesów w europejskich pucharach, ale to akurat nie udaje się prawie żadnemu szkoleniowcowi prowadzącemu polskich paralityków, a gdy do tego dodamy, że samo mistrzostwo było osiągnięciem ponad stan, to i porażki w Europie przestają dziwić. Podkreślamy więc: Lenczyk od momentu, kiedy okrzyknięto go wirtuozem trenerki – a było to jakoś w maju – niczego nie zdążył przegrać, bo przecież mecz z Widzewem to raptem jedno z trzydziestu spotkań do rozegrania.
Rzeczywiste sukcesy oznaczają dziś mniej niż porażki, które dopiero mogą nadejść?
W maju piłkarscy eksperci – z Romanem Kołtoniem na czele – nadskakiwali Lenczykowi tak bardzo, że od samego patrzenia robiło się niedobrze. Wtedy był dla nich naturalnym kandydatem do pracy z reprezentacją Polski. Wtedy ten sam Orest, działający tak samo, zachowujący się tak samo, tak samo dziwaczny i pokręcony, często wygrywający mecze w tak samo słabym stylu, w jakim teraz przegrywa, był dla nich panem profesorem. Oj, jacy oni byli w nim zakochani, jak spijali słowa z jego ust, jak chcieli się ogrzać w tym mistrzowskim blasku. Teraz – raptem po dwóch meczach ligowych, w których zdobył trzy punkty – Lenczyk jest już śmieciem. Trzeba po pierwsze nie mieć żadnego kręgosłupa moralnego, a po drugie odrobiny inteligencji, by zachowywać się w ten sposób. Chcemy to szczególnie uwypuklić: co przegrał Śląsk Wrocław od momentu, gdy Lenczyka okrzyknięto bohaterem? Konkretnie! Co? Awans do Ligi Mistrzów i awans do Ligi Europy? Ale może pomówmy o celach realnych?
To zwykłe skurwysyństwo stawiać dzisiaj Tarasiewicza ponad Lenczykiem. Owszem, sami wielokrotnie pisaliśmy, że to „Taraś” skompletował skład Śląska, a Orest go wytrenował na tyle, by odnosić sukcesy, zamiast tydzień w tydzień przegrywać. Ale to Lenczyk dokonał niemożliwego. Jeśli dzisiaj miałby z klubu odejść, bo coś się skończyło, coś się wypaliło – to z kwiatami, burzą oklasków i złotym zegarkiem sprezentowanym przez pana Patalasa. A nie z siniakiem na dupie.
Czy Lenczyk przez dwa lata zrobił Śląskowi krzywdę? Zasłużył na szacunek czy pogardę? Jeśli Patalas mówi, że błędem było zwolnienie Tarasiewicza, a nie Lenczyka, to czy naprawdę wolałby z ligi spaść, zamiast ją wygrać? Czy on w ogóle wie, ile razy w historii Śląsk zdobył mistrzostwo? Czy wie, że jest to klub niemal bez sukcesów i że znaczna część tych nielicznych jest dziełem Lenczyka? Trzeba być skrajnie bezczelnym i skrajnie głupim, by wygłaszać takie opinie.
OK, być może wyjścia nie ma i Lenczyk musi odejść – zgoda. Nie podoba nam się, że odchodzi na skutek konfliktu z piłkarzami, bo wolelibyśmy pogonienie piłkarzy i uważamy, że obecna sytuacja oznacza postawienie na głowie klubowej hierarchii. Jeśli jednak już ma odejść – to jednak jako bohater, do kurwy nędzy! Nie jako podstarzały głupek, w którego rzuca się jajkami, tylko jako zwycięzca. Z honorami. Na pewno nie konfrontowany z jakimś argentyńskim głupkiem. Jeśli Śląsk woli Diaza od Lenczyka – niech sobie woli. Kiedyś byli tacy, co woleli Sotirovicia, który też miał z trenerem na pieńku, i potem ten Sotirović ośmieszył się i w Jagiellonii, i w Pogoni (u Tarasiewicza chyba, prawda?), by teraz występować gdzieś na bałkańskiej wsi.
Patalas zamiast mówić o Lenczyku, nie pomówi o sobie. Niech lepiej odpowie na pytanie, w imieniu wszystkich działaczy, dlaczego nie był w stanie porozumieć się z Piotrem Celebanem? Jeśli ma pretensje do trenera, że ten miesza linią obrony, to niech nas oświeci – czy Lenczyk nie mieszałby mniej, gdyby nie zabrano mu najważniejszego defensora? I dalej – dlaczego Patalas ściągnął Jodłowca, jak już puchary były przegrane? I czy zatrudnienie Jodłowca (wykupienie z Polonii plus opłacenie kontraktu indywidualnego) nie okazało się WIELOKROTNIE kosztowniejsze niż spełnienie żądań Celebana?
Ł»enujący, nieporadni i niekompetentni działacze, którzy nie potrafią nawet pożegnać trenera z klasą. To co w takim razie potrafią? Zatrudnić (piłkarza) nie potrafią i zwolnić (trenera) nie potrafią, więc co? Niech wytłumaczy też Patalas, dlaczego przedłużono kontrakt z Lenczykiem, skoro zawsze zachowywał się tak samo, zawsze był tak samo trudny we współpracy? Skoro to taki kompletny idiota, to czy nie jest tak, że jeszcze większy idiota mógł dać mu sto tysięcy na miesiąc, narażając teraz klub na wypłatę wielkiego odszkodowania? Niech powie Patalas, czy działacze na bieżąco wypłacają pieniądze piłkarzom i czy olbrzymie poślizgi w premiach nie wpływały negatywnie na postawę zespołu? Lenczyk na treningi przychodził na czas, nie spóźniał się, a czy przelewy przychodziły na czas?
Teraz zacznie się akcja „zatrudnić Franka Smudę”. Tego samego, który ostatni raz mistrzem Polski był w czasach, kiedy za fajną furę uchodził Polonez Atu. Tego samego, który przez ostatnie miesiące skompromitował się doszczętnie i jako trener, i jako człowiek. Wreszcie – tego samego, który piłkarzy Śląska traktował jak kawałki gówna, całkowicie ignorując odnoszone przez nich sukcesy. Teraz nagle Frankowi do Wrocławia zrobiło się blisko, teraz piłkarze tego klubu nabrali w jego oczach wartości. Stówka na miesiąc jest przecież do podniesienia, za stówkę można uznać, że ten Kaźmierczak wcale nie jest drewniany. Zapytamy, może mocna grupa polsatowska nam odpowie: na jakiej podstawie trener przegrany miałby zastąpić trenera wygranego? Co taką zmianą ktoś chciałby osiągnąć? Lenczyk w Śląsku zmienił to, że dwa lata temu problem polegał na tym, iż zespół spadał na przedostatnie miejsce w tabeli, a dzisiaj problem polega na tym, że zespół kiepsko zagrał w eliminacjach Ligi Mistrzów. Czy nikt nie widzi, że między jednym a drugim jest kolosalna różnica? Dwa lata temu Patalasowi nie śniło się, że będzie miał kłopoty tego typu. Bał się porażek z Niecieczą, a nie Helsingborgiem.
Jeszcze nie jest za późno. Trenera można zwolnić, takie życie. Jednak do działaczy Śląska apelujemy – zachowujcie się. Byle jak, ale się zachowujcie.