Redaktor Roman Kołtoń określa kwotę 15 tysięcy euro jako „niewygórowaną”. Prezes Grzegorz Lato inkasuje miesięcznie 50 tysięcy złotych pensji. Bramkarz Bogusław Wyparło twierdzi, że za 5 tysięcy złotych nie wyżywi rodziny. Nóż się w kieszeni otwiera, zwłaszcza w kieszeni kogoś, kto poznał smak futbolu najpodlejszego, najniższego szczebla.
Łódź to obecnie trzecie co do wielkości miasto w Polsce i swego czasu potęga piłkarska. Widzew znany był ze swojego charakteru i niemałych sukcesów międzynarodowych, natomiast ŁKS był prawdziwą kuźnią piłkarskich talentów, zdolną grać na najwyższym poziomie rozgrywek praktycznie tylko własnymi wychowankami. Transferem „zagranicznym” było ściągnięcie zawodnika ze Zgierza czy Pabianic. W cieniu potęg funkcjonowały takie kluby, jak Start, RKS, Elta, Kolejarz, Metalowiec, Włókniarz czy Victoria. Obecnie można to o kant dupy potłuc.
Widzew i ŁKS tęsknie patrzą w kierunku Urzędu Miasta, licząc na kolejną dotację od urzędników. W międzyczasie rozwiązują kontrakty z zawodnikami, aby uciec od długów. Słynnych w Łodzi boisk treningowych ŁKS-u nie ma – stoi tam Atlas Arena. Pozostałe kluby łódzkie masowo wycofują zespoły seniorskie – miasto nie przewiduje dotacji na sport dorosłych, a innych źródeł finansowania nie widać. Najprostszym sposobem jest pozostawienie ekip juniorskich, a kiedy junior skończy wiek, ma do wyboru przysłowiową budkę z piwem bądź transfer za suty ekwiwalent za wyszkolenie. W klubie macierzystym przecież nie zostanie, bo… nie ma sekcji seniorów. Koszt roku wyszkolenia to w „najtańszym razie” 700 zł.
Mimo zdecydowanie niekorzystnego klimatu, w Łodzi próbuje jeszcze funkcjonować kilka klubików na szczeblu klas A i B. Generalna opinia na temat futbolu (korupcja) oraz mała zamożność mieszkańców powoduje, że w większości przypadków jest to wegetacja. Futbol amatorski, nawet B-klasowy, generuje bowiem całkiem spore koszty:
1. Składka członkowska (60 PLN);
2. Startowe (350 PLN klasa B, 650 PLN klasa A, 50 PLN drużyny młodzieżowe – obowiązkowe od klasy A wzwyż);
3. Potwierdzenie zawodnika (10 PLN senior, 4 PLN junior);
4. Transfer nieodpłatny (sic!) zawodnika (250 PLN);
5. Weryfikacja boiska (60 PLN);
6. Udzielenie licencji (200 PLN, przedłużenie – 100 PLN);
7. Kara za trzecią żółtą kartkę (30 PLN);
8. Delegacja sędziowska (ok. 80 PLN/mecz w klasie B, w klasie A sędziują już w trzech, warto nadmienić, że sparingi też musi sędziować arbiter związkowy);
9. Koszt boiska na mecz ligowy oraz ew. sparingi (od 300 PLN/mecz, chyba, że się ma własny plac);
10. Koszty wyjazdów (najdalszy w sezonie – 400 PLN);
11. Badania lekarskie (ok. 50 PLN/zawodnik));
12. Opieka medyczna (ok. 50 PLN/mecz);
13. Woda (ok. 20 PLN/mecz);
14. Ubezpieczenie (ok. 1000 PLN);
15. Trener (ok. 300 PLN/miesiąc);
16. Stroje (ok. 2000 PLN/komplet, gramy do zdarcia)
Nie wymieniłem takich kar, jak za wycofanie ekipy z rozgrywek, nieczytelne wypełnienie protokołu, brak licencjonowanego trenera czy fachowej opieki medycznej, niestawienie się na zawody i innych.
Zakładając 20 zawodników w kadrze, koszty sezonu oscylują w granicach 13 tysięcy złotych. Klub finansowany ze składek członkowskich, czyli de facto zawodników, jest w stanie wygenerować zysk w granicach 7200 PLN rocznie. Brakuje sporo. Co robi klub? Tnie koszty, jak tylko się da!
Rezygnuje z trenera albo szuka pasjonata gotowego pracować społecznie. Nie wykupuje ubezpieczenia, licząc na zdrowy rozsądek zawodników. Woda pozostaje w indywidualnej gestii każdego piłkarza. Opiekę medyczną stanowi osoba po kursie pierwszej pomocy. Wyjazdy płaci się dodatkowo, poza składkami. Niektóre kluby posuwają się do gry na „lewo”, na cudze karty zawodnicze.
Rządowy program budowy Orlików dla piłki najpodlejszego szczebla z jednej strony jest błogosławieństwem (można potrenować na równej nawierzchni), z drugiej – niestety przekleństwem. W miastach powstają ligi miejskie, często pod egidą znanych marek, które skutecznie odciągają od wymienionych wyżej problemów piłkarską młodzież. Junior już nie chce płacić składek i dopłacać za transport do jakiejś małej wioski, gdzie trzeba zagrać mecz ligowy, jak może za nieporównywalnie mniejsze pieniądze pograć sobie na Orliku pod szkołą w drużynie o bezpretensjonalnej nazwie Zawsze Na Kacu czy Hardkorowe Koksy, nastrzelać goli i być bohaterem podwórka, a po meczu w ciągu kwadransa być w domu czy na innym melanżu.
Niestety „zet-pe-en” nie dostrzega faktu, że miasto powoli staje się piłkarską pustynią (patrz zdjęcie, boisko dzierżawione przez jeden z większych łódzkich klubów) i utrzymuje opłaty. Paranoją jest haracz (bo inaczej tego nie da się nazwać) za NIEODPŁATNY transfer zawodnika (patrz punkt 4), przybierający monstrualne rozmiary, gdy transfer odbywa się między ZPN-ami (dodatkowa opłata za wyrejestrowanie z „A” ZPN i zarejestrowanie w „B” ZPN). Oczywiście, zamiast pozyskiwać zawodników, należy ich sobie wychować (tak powie Ci każdy zasłużony działacz), tylko… patrz paragraf o „Grajarenie” i innych „szóstkach”. Łatwiejsze do ogarnięcia, tańsze i nie wymagające dalszych wyjazdów z miasta.
Miesięczna pensja Grzegorza Lato (notabene – jak można, grając dwa lata w Belgii, dwa lata w Meksyku i siedem lat w Kanadzie, prezentować taki poziom znajomości języków?) stanowi lekko licząc prawie trzyletni budżet małego klubu klasy B w dużym mieście, który nie posiada własnego boiska. Trzy sezony – nie licząc wpływów ze składek. W ekonomii istnieje pojęcie „nożyc cenowych”, chodziło tam, o ile dobrze pamiętam o zbyt duże ceny produktów przemysłowych w porównaniu z dramatycznie niskimi, będącymi poniżej granicy opłacalności, cenami artykułów rolnych. Jeżeli stosunek pensji miesięcznej Prezesa PZPN do rocznych kosztów utrzymania klubu w klasie B nie wpisuje się w tą definicję, to coś ze mną jest nie tak.
Reasumując: nie dziwcie się, że polskie kluby dostają wpierdol w pucharach. Nie dziwcie się, że reprezentacja daje dupy na imprezie stulecia. Kurek z talentami jest już dawno zakręcony, a te nieliczne, którym udaje się przekapać, przeniknąć do strefy „prawdziwej” piłki (płatnej), szybko się zadowalają dużą kasą (krecia robota Wojciechowskiego) i uciechami dużego bądź średniego miasta. Po co im więcej, harówa w Niemczech czy Anglii, skoro tu, w Polsce siano jest fajne, a narobić się nie trzeba… W końcu 15 tysięcy euro to nie jest wygórowana kwota, prawda, Mati?