Niedokładność, nuda, zawodzące młode talenty – druga kolejka pierwszej ligi za nami

redakcja

Autor:redakcja

15 sierpnia 2012, 19:45 • 3 min czytania

Zaserwować sobie dwa mecze pierwszej ligi, a następnie reprezentacji PZPN bez przerwy… To zakrawa na masochizm, na który moglibyśmy sobie pozwolić chyba tylko my. No, ale póki jeszcze nie ma Ekstraklasy warto zobaczyć, co oferuje nam jej zaplecze. A dziś zaoferowało naprawdę niewiele.
Niecieczę postanowiliśmy obejrzeć pod kątem kilku młodych chłopaków, którzy niedawno ocierali się o Ekstraklasę. Czyli wypożyczonego z Jagiellonii Jana Pawłowskiego (nie podniósł się z ławki) oraz Damiana Skołorzyńskiego i Michała Nalepy z Wisły Kraków. O ile Skołorzyńskiego forował na alibi Robert Maaskant, a Jacek Bednarz ostatecznie się go pozbył, o tyle o Nalepie już od paru lat mówi się, że to perełka, z której już lada moment Biała Gwiazda powinna mieć jeszcze jakiś pożytek. Nasze zdanie na temat szlifowania talentów w Wiśle znacie. Do niedawna za obiecujących uchodzili Maciej Papież i Sebastian Janik, a teraz kopią się po czołach w Szreniawie Nowy Wiśnicz i Puszczy Niepołomice. A Nalepa i Skołorzyński? We will say what time will tell, choć… dziś chwilowo odarli nas z nadziei o odrodzeniu krakowskiego szkolenia. Bo jeśli kogoś niemiłosiernie objeżdżają nowosądeccy wirtuozi, to… No, bez komentarza.

Niedokładność, nuda, zawodzące młode talenty – druga kolejka pierwszej ligi za nami
Reklama

Sam mecz Niecieczy z Sandecją – nieporozumienie. Umiejętnościowo A-klasa. W pierwszej połowie zobaczyliśmy w zasadzie jedną akcję, że przez grzeczność nie wspomnimy o strzale Skołorzyńskiego, który stojąc na dwudziestym którymś metrze na wprost bramki prawie wywalił na aut (potem jego wyczyn przebił i „udoskonalił” Czerwiński). Jeśli mielibyśmy to spotkanie podsumować dyplomatycznie, napisalibyśmy, że „rządził przypadek”. A i tak najlepiej puentuje je dialog فukasza Wiśniowskiego z Andrzejem Iwanem.

– Robi się zimno. Coś się, Andrzej, trzęsiesz.
– To z nerwów. Nie ma co komentować.

Reklama

Gdyby nie gol Filipa Burkhardta, który na kilka minut rozruszał obie drużyny, prawdopodobnie umarlibyśmy z nudów.

W Bydgoszczy, bo obejrzeliśmy też starcie Zawiszy z GKS-em, było nieznacznie lepiej. Tyski przytułek z Bizackim, Rockim, Masternakiem, Jarką i Bukowcem w składzie dzielnie stawił opór faworytowi do awansu i mimo przeciwności losu, zdołali wywieźć z trudnego terenu jeden punkt. Bohatera meczu wybrać nie potrafimy (ewentualnie Misztal za obronę karnego), antybohaterem został sędzia Mariusz Korzeb za podyktowanie absurdalnej jedenastki i wyrzucenie z boiska Macieja Mańki, a w końcówce Piotra Rockiego. No i drużyna Zawiszy, bo ciężko wyobrazić sobie walkę o awans grając w takim stylu jak ostatnio z Cracovią i przed chwilą z GKS-em.

A my największą ulgę poczuliśmy, gdy na telewizorze po kilku godzinach pojawił się napis – „zasilanie wyłączy się za pięć minut”.

Wyniki (90minut.pl):

PS Zapomnielibyśmy… Meldunek od kolegi, który wybrał się na mecz فKS-u ze Stomilem.

Mecz فódzkiego Klubu Sportowego ze Stomilem Olsztyn… Cóż, najlepszym komentarzem do tego spotkania będzie opis drugiej bramki dla gości. Klasyczna piłka „na wypierdol” z obrony, Michał Ł»ółtowski próbuje… coś zrobić. Wychodzi mu podanie karkiem (!) w stronę swojej bramki (!!). Do piłki dopada jeden z napastników Stomilu, mija Wyparłę w takim tempie, że defensywa ełkaesiaków zdążyła ustawić w bramce mur. Zgrywa piłkę z taką siłą, że defensywa ełkaesiaków zdążyła wypić herbatę. I wtedy Cyzio wpada na piłkę, próbuje ją wybić i od słupka trafia do swojej siatki.

Cały mecz wyglądał podobnie. Niedokładne podanie, złe przyjęcie, niedokładne podanie, dośrodkowanie w trybuny, drybling poza linię boiska. Stomilowcy grali nieco dojrzalej, co znalazło odbicie w wyniku i okazjach bramkowych. Chojnacki na konferencji trafił w sedno: „mecz bez historii”.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama