Złap mnie, jeśli potrafisz. Kiedy spektakl jest ważniejszy od rekordów…

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2012, 15:19 • 6 min czytania

Jest najszybszym człowiekiem w historii, choć sprawia wrażenie, jakby nie interesowały go rekordy. Gdy przeciwników ma daleko za sobą, a do mety jeszcze nie dobiegł – zaczyna świętowanie. Jedni zarzucają mu brak szacunku dla rywali, drudzy doceniają cały ten „fun”. Bo Usain Bolt chwyta moment, chce dobrze wypaść na zdjęciach. Tak po prostu. A reszta – przeciwnicy, rekordy, kibice… To wszystko jest tłem.
– Nie mam problemu z tym jego show. Ale myślę, że powinien okazywać więcej szacunku rywalom. Poklepać ich po plecach po finiszu, zamiast wykonywać te wszystkie gesty. Może on to rozumie inaczej, ale my jego zachowanie postrzegamy na zasadzie: „złap mnie, jeśli potrafisz”. Nie powinno się tak postępować. Ale on się nauczy, wciąż jest młody – narzekał prezes MKOl, Jacques Rogge, jakby nie rozumiejąc, że… na tym polega cały urok największego biegacza wszech czasów. Na tym – czyli nie na rywalizacji, zachowaniu fair-play i usłużnym schyleniu głow po medal. Nie… to nie w stylu Bolta. – On jest tak wyluzowany, że w blokach prawie zasypia i wcale się nie zdziwię, jeśli kiedyś przegapi sygnał startu i odpadnie z wyścigu – pisze Dean Macey z „Guardiana”.

Złap mnie, jeśli potrafisz. Kiedy spektakl jest ważniejszy od rekordów…
Reklama

– On jest Michaelem Phelpsem naszego sportu. Wiesz, co mam na myśli? Jest showmanem. Ludzie przychodzą na stadion i płacą po to, żeby zobaczyć, jak biega – Justin Gatlin, jeden z konkurentów Bolta, wie, co mówi. Niedzielny bieg Jamajczyka z trybun oglądało 80 tysięcy ludzi – większość przyszła dla niego – a w telewizji… dwa miliardy (BBC zaliczyła 20-milionową oglądalność). Z tej dość sporej grupy wykluczamy Stany Zjednoczone, bo tamtejsza NBC nie zdecydowała się pokazać biegu na sto metrów, bo „nie pasował do amerykańskiej widowni”.

Boltowi pewnie było to nie w smak, tym bardziej, że jak sam stwierdził – ten triumf był dla niego słodszy, bo wiele osób w niego wątpiło. – Muszę podziękować Yohanowi Blake’owi za pobudkę. Zapukał do mojego pokoju i powiedział: „Usain, to olimpijski rok. Wstawaj”. Po tym postanowiłem się ponownie skupić na grze – jak zapowiedział, tak zrobił. 9.63 na „setkę” i nowy rekord olimpijski. A po pięciu dniach kolejne złoto, tym razem na 200 metrów. Zaliczone jakby od niechcenia, bo… Nie ma co się oszukiwać – gdyby chciał, gdyby faktycznie zależało mu na liczbach, to kolejny rekord olimpijski… wciągnąłby nosem. Ale on woli się rozejrzeć, gdzie są przeciwnicy, otworzyć szampana na kilka metrów przed metą, wypić całą butelkę, zanim całe towarzystwo ukończy bieg, a na koniec udzielić kilka rad Cristiano Ronaldo („powinien brać przykład z Rooneya i nie zachowywać się jak… ciota) i zaoferować swe usługi Sir Alexowi Fergusonowi.

Reklama

– Bolt rzuca wyzwanie prawom biologii. Jego długie nogi pozwalają mu na wykonanie 41 kroków w biegu na 100 metrów, podczas gdy jego rywale wykonują 44 – mówi Peter Weyand, fizjolog z Uniwersytetu w Dallas. – Czy może być szybszy? Oczywiście. Ruchy boków jego ciała nie są symetryczne – uważa Michael Johnson, niegdyś legendarny sprinter, dziś szkolący młodzież w swoim kalifornijskim „Centre of Excellence”. – Usain na starcie kołysze się z jednej strony w drugą, brakuje mu stabilizacji i wtedy traci. Ale poza tym jest unikalny – dodaje Johnson, który współpracował z BBC przy tworzeniu świetnego dokumentu o Bolcie.

Największy paradoks tej jego opinii polega na tym, że kiedy Bolt się kołysze, to właśnie na tych pierwszych trzydziestu metrach, wypracowuje swoją przewagę. Po przebiegnięciu tego dystansu podnosi głowę i zaczyna czerpać z przyspieszenia, które wypracował. Wtedy jednym krokiem pokonuje średnio około dwóch i pół metra. A w biegu na 200 metrów – jeszcze więcej. Według wyliczeń uniwersyteckich fachowców – jego rekordy nie powinny zostać pokonane do 2030 roku. Tyle że wszystkie te wyliczenia biorą w łeb, kiedy zobaczymy, JAK Bolt pokonuje swój dystans. – Widziałem, jak zwalnia przed metą, kiedy ja jeszcze przyspieszałem. To fenomenalny sportowiec i nie widzę możliwości, żeby ktokolwiek go wyprzedził – twierdzi Richard Thompson z Trynidadu i Tobago. – Gdyby po pięćdziesięciu metrach nie zaczynał kalkulować i patrzeć na przeciwników, zszedłby już do 9,49 sekund. Ale taka jest jego marka – uważa trener Bolta, Glen Mills. I ma rację, bo Usain – jak czytamy w „El Pais” – jest „szybszy niż czas”.

– Bolt powiedział mi, że nie spodziewał się, że stanie się tak wielki. A on tak naprawdę nie ma pojęcia, jak wielki jest. I to jest w nim najlepsze. Biega dla zabawy. Granice same się przed nim pojawiają, a przebijanie się przez nie stało się dla niego nawykiem – tłumaczy Michael Johnson. – Wydawało mi się, że budowa jego mięśni pozwala na osiąganie takiej szybkości, ale nie sądzę, żeby miał ich znacznie więcej niż np. Tyson Gay. Jest wysoki, ale przy tym bardzo mocny. Ma w sobie coś wyjątkowego. Nie sądzę, żebyśmy w niedługim czasie zobaczyli kogoś takiego jak on – podkreśla doktor Richard Ferguson z Loughbourough University. Jeden z wielu fachowców, dla których, mimo wielu badań, sukcesy Bolta są zagadką. Podobnie jak dla kilkunastu dziennikarzy, którzy wyruszyli do Trelawny. Miejsca, w którym narodził się talent Jamajczyka.

Image and video hosting by TinyPic

A tam, zamiast porządnych stadionów i centrów treningowych – klepiska, do których w przypadku deszczu trudno ze stołecznego Kingston dojechać. No, jest jeden obiekt z bieżnią, ale taką, której jakość, przynajmniej zdaniem Michaela Johnsona, pozostawia sporo do życzenia. Ale biegać można. Nieco trudniej jest z obiadem, bo w mieścinie, z której pochodzi Usain, ciężko o jakąkolwiek restaurację. Zamiast nich znajdziemy tam bary lub stragany, na wzór „naszych” punktów z kebabem, gdzie można zjeść pieczonego kurczaka lub wieprzowinę z ryżem, popijając pina coladą i zagryzając… miejscowymi słodkimi ziemniakami, które według ojca Bolta, są tajemnicą jego sukcesów. Co na to sam zainteresowany? – Nigdy nie jadałem śniadań. W dniu, w którym pobiłem rekord świata na 100 metrów, zjadłem nuggetsy, wróciłem do domu, przespałem się dwie godziny, znowu zjadłem nuggetsy i udałem się na stadion – wspomina. Swojski chłop, który nie pasuje do wizerunku nowoczesnego atlety ze zbilansowaną dietą i idealnie wyliczoną długością snu. Aczkolwiek… – Jak zwykle lubię się wygłupiać i ludziom wydaje się, że się nie wysilam. Wielu uważa, że jestem leniem i… faktycznie, czasem jestem. Ale zazwyczaj im odpowiadam: „widzimy się o szóstej rano. Przyjdźcie zobaczyć, jak trenuję”.

Image and video hosting by TinyPic

Bolt podkreśla też, że europejsko-amerykański tryb życia nie do końca mu odpowiada. Po zakończeniu kariery zamierza wrócić do Trelawny, gdzie będzie imprezował, pałaszował kurczaki, a pół miasta będzie żyło na jego koszt. I będzie miało za co, bo 26-latek zarabia dziś 10 milionów dolarów rocznie z samego kontraktu z Pumą. – W przyszłości chcę zamieszkać na wsi. Tam ludzie nie są tak uciążliwi. Będę spotykał się z rodzicami, będziemy grać w domino, pić piwa i odpoczywać. Tam stworzę dom swoich marzeń – opowiadał w jednym z wywiadów.

Zanim do tego dojdzie, czeka go jednak małe zadanie do wykonania. Przed igrzyskami wspominał, że ten turniej oddzieli go od innych sportowców. Czy się udało? Cel minimum, czyli dwa złota, został zrealizowany. Zabrakło tylko małego drobiazgu – kolejnych rekordów świata do CV. – Myślę, że rekord na sto metrów zatrzyma się na 9,4 sekundy i zostanie na takim poziomie przez długi czas. Ciężko będzie go pobić, ale nigdy nie wiadomo. Nigdy nie skupiam się na biegu i dotarciu do mety. Zawsze muszę się odwrócić i zobaczyć, gdzie są pozostali. Może pewnego dnia, jeśli uda mi się w pełni skoncentrować i pobiec naprawdę szybko, uda mi się zejść do tego rekordu – zastanawia się Bolt.

Ale… No właśnie. Czy zdoła ani razu się nie odwrócić, nie pomachać do kamery i nie świętować przed ukończeniem wyścigu?

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama