Słaba pamięć potrafi być utrapieniem, ale potrafi też zbawieniem. Chciałbym mieć tak słabą pamięć, jak kibice Legii. W ich wypadku to wielki komfort. Mogą na przykład mieć poczucie piłkarskiej siły i wyższości nad resztą ligi, mimo że tej właśnie ligi nie wygrali od sześciu lat. Mogą podniecać się wyimaginowaną przewagą nad drużyną X, mimo że X od bardzo dawna punktuje lepiej i regularniej. Mogą wreszcie kończyć sezon obrażeni na piłkarzy i za chwilę rozpoczynać nowy w tych samych piłkarzach już znowu rozkochani miłością pierwszą. Słaba pamięć to wielki dar, który pozwala im egzystować. Szczerze zazdroszczę.
Zdaje mi się, że Legia nigdy nie jest aż tak mocna, jak w przerwach między rozgrywkami. Wtedy gdy nie trzeba grać w piłkę najczęściej urasta na wielkiego faworyta ligi, wtedy też karmi się pucharowymi wpadkami innych zespołów – o ile sama żadnych akurat nie zalicza. W przerwach między rozgrywkami jak refren wracają słowa: Legia na pewno zagrałaby lepiej! Legia na sto procent by się tak nie skompromitowała! A ja się pytam – na pewno? Na sto procent? Pytam, bo nie wiem i nie mam pojęcia, jak to sprawdzić. Dlaczego miałaby zagrać lepiej? Przecież dopiero co grała gorzej. Przecież dopiero co przerżnęła walkę o mistrzostwo i dopiero co nie była w stanie wygrać nawet z Widzewem. A Ruch pojechał na to samo boisko w Łodzi i robił co chciał.
Czytelnicy mnie informują: – To wszystko była wina trenera! Teraz Legia znowu jest najlepsza.
Aha, wszystko wina trenera. No dobrze, nie wiedziałem. Ale przecież ten nowy trener dopiero co bez powodzenia pracował w Zagłębiu Lubin, prawda? Dopiero co ktoś tam po nim gasił pożar? I teraz on przyszedł do Legii i z miejsca rozwiązał problem, przywrócił Legii jej królewskość? Nie pojmuję tego, naprawdę.
– Bo na Legię się wszyscy spinają, dlatego nie może wygrać ligi – piszą inni, ta myśl przewija się nawet często. Może i tak, może na Legię się wszyscy spinają, ale ja zastanawiam się: na kogo spina się Legią i dlaczego na nikogo? Czy mam rozumieć, że Legia byłaby najmocniejsza, gdyby przeciwnicy grali z nią na pół gwizdka, a że grają na poważnie to biedna Legia wygrać nie może? Na tym polega jej klasa? Gdzieś tu dostrzegam lukę. Legia jest zdecydowanie najlepsza, ale nie może tego potwierdzić wygraniem ekstraklasy, ponieważ przeciwnicy walczą z nią na poważnie? Powinni przestać? Rozumiem, że to problem, kiedy przeciwnik bardzo chce wygrać, ale wyobrażam sobie, że zdarzają się też – chociaż od czasu do czasu – mecze, w których jeszcze bardziej wygrać chce Legia. Na przykład mecz Lechia – Legia wygląda mi na taki, w którym mobilizacja jest po stronie gości. Ale trzy punkty już dla gospodarzy. Dlaczego? Nie rozumiem.
– Ale liga się nie liczy, w lidze rządzi przypadek. Prawdziwą klasę drużyn weryfikują puchary – twierdzą kolejni. Hmm, prawdziwą klasę powiadacie? Ale jeśli ktoś wyrasta ponad poziomy i potrafi grać w pucharach, to ligę powinien dmuchnąć z taką lekkością jak Tomasz Majewski zawody o mistrzostwo Nasielska. Nie chcę wyjść na legiożercę, bo nim nie jestem, ale muszę napisać coś niemiłego: Legia faktycznie dokonała dużej rzeczy eliminując Spartaka Moskwa, lecz cała ta euforia związana z występami grupowymi była mocno niedorzeczna. Wyprzedzić Hapoel i Rapid Bukareszt to nie jest jakieś osiągnięcie godne rozpamiętywania, zwłaszcza gdy weźmiemy pod lupę obraz tych spotkań, np. to, jak fartowne było zwycięstwo z Izraelczykami. W sumie elementy farta łatwo dostrzec też w obu spotkaniach z Rapidem, zaczynając od ewidentnego karniaka dla gospodarzy w Bukareszcie.
Wystarczy napisać rzecz oczywistą – że Legia nie jest najlepszym polskim zespołem, ale akurat w roku 2012 najśmieszniejszym (5 wygranych meczów na 13 – oto ligowy dorobek tego wielkiego faworyta w 2012 roku) – a już zaczyna się złowrogie ujadanie. I to ujadają ci sami ludzie, którzy w maju się z tym zgadzali! Potem jednak pojechali na wakacje, odpoczęli, przemyśleli kilka spraw i im wyszło, że jednak Legia rządzi i że mistrzem kto inny został przez przypadek, dzięki pomocy sędziów, spiskowi PZPN-u, szczęściu i ligowej spółdzielni. Może Legia faktycznie najlepsza będzie, na przykład za rok, nie wiem, patrzą na osłabiających się przeciwników potrafię to sobie wyobrazić, w każdym razie póki co najlepsza nie jest i to nie za bardzo podlega dyskusji. Mnie się zdaje (ale co ja się znam?), że sześć lat bez mistrzostwa to całkiem długo – wystarczająco, by nabrać pokory. W pokorę jednak nie wierzę, bo przecież mowa o klubie z blisko stuletnią historią, który ligę wygrał raptem dziewięć razy (liczę tytuł odebrany w 1993 roku). Nie dostrzegam w tych statystykach hegemona.
Kibicu Legii – tu zgłaszam się do tych kozaków z komentarzy, bo przecież kibiców jest wielu, także bardzo normalnych i zdystansowanych… Kibicu Legii z komentarzy – opanuj się, wdech, wydech. Daj spokój z tą nieuzasadnioną butą. Może za rok będziesz miał okazję się z cieszyć z mistrzostwa, może znowu nie, póki co jesteś kibicem drużyny przegranej, a próba rozpaczliwego udowadniania, że jest dokładnie odwrotnie tylko naraża cię na śmieszność. Kiedy mówisz czy piszesz, że Śląsk to zespół całkowicie beznadziejny, a Ruch to istna katastrofa pamiętaj o jednym – to wszystko prawda, ale od razu trzeba dodać, że Legia beznadziejna jest jeszcze bardziej. To zostało już zweryfikowane w trakcie poprzedniego sezonu. Wszystko inne to hipoteza, ale te hipotezy o legijnej wielkości przez kolejne lata już wiele razy zostały wywalone do góry nogami.
KRZYSZTOF STANOWSKI