Ruch jak Ruch, ale że Rumak nie odrobił 0:3?!

redakcja

Autor:redakcja

09 sierpnia 2012, 23:14 • 3 min czytania

Ruch Chorzów pokazał się z jeszcze lepszej strony niż Śląsk Wrocław i zakończył swój europejski dwumecz z rezultatem 0:7. Strach pomyśleć, co zrobiłaby Viktoria Pilzno, gdyby przyszło jej grać w naszej ekstraklasie, poza tym, że rozbiłaby ją w pył – na szczęście od tej futbolowej potęgi dzieli nas granica i możemy kisić się we własnym, słodkim sosie. Po pierwszym, przegranym 0:2 spotkaniu, wiadomo było, że „Niebiescy” nie awansują (tak naprawdę wiadomo było to po losowaniu), ale… 0:5? Wicemistrz Polski przegrywa z trzecią drużyną ligi czeskiej 0:5?! Z drużyną, która ma budżet na poziomie Pogoni Szczecin?
No właśnie, budżet. Budżety w polskiej lidze nie określają sportowego potencjału klubów, lecz tylko stopień głupoty prezesów. Im większy budżet – tym większe przepłacanie. W Czechach grają za dwa razy mniej, ale za to dwa razy lepiej. W Szwecji zresztą też. W każdym razie Marcin Kikut, od niedawna obrońca „Niebieskich”, może mówić co chce na temat zarobków piłkarzy, ale nie ma nic rozsądnego w tym, że utrzymanie bandy zbierającej w Pilznie ostry łomot powinno kosztować w skali miesięcznej jakieś ponad pół miliona złotych. To znaczy mogłoby tyle kosztować, gdyby na lokalnym rynku ta sama banda generowała dla klubu przychody przekraczające tę kwotę. Niestety, jest dokładnie odwrotnie. 0:5 mogłaby w Czechach przegrać też reprezentacja artystów albo księży, z tą różnicą, że w tych drużynach grają hobbyści i sami piorą sobie skarpetki.

Ruch jak Ruch, ale że Rumak nie odrobił 0:3?!
Reklama

0:5 w pizdę Pilznie to jeden z większych koszmarów polskiego futbolu, ale bardzo dobrze, że się trafił. Taki wynik w dłuższej perspektywie – odzierający piłkarzy z poczucia nieuzasadnionej dumy – może przynieść więcej korzyści niż jakieś marne 0:1. 0:5 to hańba. 0:5 to publiczna informacja: nie umiem grać w piłkę. 0:5 to przekaz puszczony w Polskę: przyjdźcie na mecze ligowe, zobaczycie babę z brodą, tańczącego karła i polskich futbolistów. Przyjdźcie, występować będzie Jerzy Kryszak, Marcin Daniec, a zawodnicy ekstraklasy pokażą piłkarskie sztuczki.

Wyniku 5:0 spodziewał się tylko Mariusz Rumak, trener Lecha. No dobrze, 4:0. Takie były jego (huczne) przewidywania. Tyle że nie w meczu Ruchu, ale dla swojej drużyny. Nie jesteśmy pewni, czy wyeliminowanie z pucharów przez AIK wpłynie na poziom miłości własnej u trenera „Kolejorza”, raczej powątpiewamy. Zastanawia nas tylko, co tym razem nie wypaliło? W Szwecji – wiadomo – zawodnicy Lecha nie mogli się wyspać, dlatego następnego dnia pod wieczór zebrali brutalnie po ryju. Tym razem jednak chyba nikt ich nie budził, co? Trzeba zapytać Rumaka, zapowiadał wielką pogoń i wysokie zwycięstwo, a tu taka kiszka. Na pewno się nie pomylił, nie wygląda na takiego, który mógłby się pomylić, dlatego o odpadnięciu Lecha musiały zdecydować niespodziewane czynniki zewnętrze.

Reklama

Póki co, szkoleniowiec poznańskiego klubu po eurowpierdolu od Szwedów doszedł do takiego samego wniosku jak Orest Lenczyk, też po eurowpierdolu od Szwedów – że wszystko idzie w dobrym kierunku. Skoro tak, składamy serdeczne gratulacje i życzymy powodzenia w przyszłości. Zapowiada się niesamowity sezon, zwłaszcza, że czołowe kluby – za wyjątkiem Legii (jeszcze) – postanowiły skupić się na rozgrywkach ligowych.

Legia awansowała, chociaż po dużych nerwach. W dwumeczu awans załatwił jej Danijel Ljuboja, który dzisiaj zanotował dwie cudowne asysty i gola. To także on trafił w pierwszym meczu, nazwanym przez nas „zwycięską porażką” – i w istocie, była to zwycięska porażka. Teraz pozostaje czekać na losowanie kolejnej rundy, chociaż – co chyba oczywiste – z drżeniem serca. Miroslav Radović z przekonaniem stwierdził, że tylko Legia potrafi coś pokazać w europejskich pucharach i że jest faworytem do tytułu. Radzilibyśmy mu zachować wstrzemięźliwość, bo niedługo rusza liga i znowu przyjdzie zebrać baty od Podbeskidzia. Dobrych u nas nie ma, są tylko źle trafieni.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama