Pojednanie roku – tak niemiecka prasa okrzyknęła zakopanie topora wojennego przez Diego i Felixa Magatha. Jeszcze kilkanaście dni temu trener Wolfsburga narzekał na lenistwo Brazylijczyka, wypychał go na siłę z klubu, miał przesuwać do czwartoligowych rezerw, a dziś… Aż trudno w to uwierzyć, ale jest to historia ze szczęśliwym zakończeniem. Przynajmniej na razie. Diego dostał właśnie drugą szansę, spory kredyt zaufania i zobowiązującą koszulkę z „dziesiątką” na plecach.
Punkt kulminacyjny niezbyt przyjaznych relacji obu panów to ostatnie starcie sezonu 2010/2011. Przed meczem z Hoffenheim Magath podał jedenastkę, która wyjdzie na boisku. Zabrakło w niej Brazylijczyka, który natychmiast wstał, trzasnął drzwiami i wsiadł do samochodu. Zamiast oglądać kolegów z ławki rezerwowych, siedział w domu. Ani przez chwilę nie przejął się późniejszymi konsekwencjami, choć otrzymał najwyższą karę w historii. Pół miliona euro. Robi wrażenie? Jeśli tak, to na pewno nie na samym zainteresowanym. W końcu to tylko równowartość… miesięcznych zarobków. Wściekli działacze pozostali bezradni, bo rozwiązanie kontraktu wiązałoby się z wielkimi stratami. 15,5 miliona euro, które wcześniej wydali na transfer, oficjalnie zostałoby wyrzucone w błoto.
W Wolfsburgu liczyli, że z krnąbrnym Brazylijczykiem (już wcześniej np. zapłacił 100 tysięcy euro kary za to, że niewyznaczony wykonał rzut karny) uporali się raz na dobre. Podczas rocznego wypożyczenia do Atletico pokazał, że wciąż jest rozgrywającym wysokiej klasy, wygrał z drużyną Ligę Europejską, zostawił po sobie dobre wrażenie. Nagle – z nikim w Madrycie nie rozmawiając – złożył w hiszpańskiej federacji skargę na klub, że nie wypłacono mu zaległej premii. Poszło o 59 tysięcy euro, przez które przekreślił swoje szanse na transfer. Diego sprawę skwitował na Twitterze: – W odpowiednim momencie opowiem, co naprawdę się dzieje. Uściski dla kibiców Atletico.
Magath miał nadzieję, że Brazylijczyk albo zostanie w Madrycie, albo po prostu ktoś go kupi. Ktokolwiek, kto zaoferuje 10 milionów euro. – Do końca lipca musi wyjaśnić się jego sytuacja. Jeśli nie, to zostanie z nami – mówił jakby bez przekonania. Po pierwszych zajęciach piłkarza też bardzo się krzywił. – Widzieliście, żeby chciało mu się trenować? Bo ja nie widziałem – przyznał dziennikarzom. I zaczęto spekulować, że lada dzień Diego wyląduje w czwartoligowych rezerwach. Mateusz Klich pewnie zacierał ręce…
I nagle wszystko zmieniło się o 180 stopni. Brazylijczyk przeprosił drużynę i kibiców, ale przede wszystkim odbył szczerą rozmowę z trenerem. Pogodzili się. – Wyciągnąłem wnioski ze swoich błędów – przyznał. Sam Magath też zmienił front: – Nie jest tajemnicą, że nasze relacje były napięte. Ważne jest jednak, aby umieć wybaczać błędy. Nie mam wątpliwości, że Diego odegra u nas kluczową rolę, dlatego też zagra z „dziesiątką”. Z nim możemy osiągać sukcesy.
Pytanie tylko, czy do tych sukcesów obaj wytrwają w zgodzie.
PT
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]