Pierwsza liga bez-nadziei. Puk, puk, czy ktoś tam coś robi, czy tylko wszyscy udają?

redakcja

Autor:redakcja

09 sierpnia 2012, 09:30 • 6 min czytania

Mniej więcej pół roku temu sprawdzaliśmy, czy istnieje szansa, że doczekamy się normalności na zapleczu Ekstraklasy. Czy doczekamy się profesjonalnej i kompleksowej organizacji – z godną medialną otoczką, z realnymi zyskami dla klubów zamiast ciągłych obciążeń i z poważnym sponsorem. Wnioski były oczekiwane, czyli fatalne do kwadratu. Piłkarska Liga Polska, jako organizator rozgrywek, okazała się idealnym odzwierciedleniem pierwszoligowych realiów. Biednym stowarzyszeniem, który na swoje biuro wynajmuje jedno pomieszczenie w Warszawie, zatrudniając w nim sekretarkę na umowę-zlecenie, a przede wszystkim, którego efektów pracy nie widać. Jakby pracowała tam tylko ta sekretarka. A przecież tak nie jest.
W lutym szefowie PLP pięknie opowiadali o swoich planach, jednak, choć minęło pół roku, trudno dostrzec, by poczynili choć jeden znaczący krok naprzód. Jeden realny, którym pomogliby klubom, a nie tylko pozostający w sferze ciągłych planów, dyskusji i konsultacji. Bo przecież nie jest tak, że nie ma w co ręki włożyć.

Pierwsza liga bez-nadziei. Puk, puk, czy ktoś tam coś robi, czy tylko wszyscy udają?
Reklama

– ciągle nie można doczekać się sponsora rozgrywek
– wysokie ekwiwalenty sędziowskie obciążają klubowe kasy
– zmiana statutu stowarzyszenia na spółkę nadal nie doszła do skutku
– nawet strona internetowa PLP wciąż kompromituje organizację.

I tak dalej, i tak dalej…

Reklama

Czy w czasach, kiedy większość klubów ledwo zipie, kiedy Radzionków z braku funduszy wycofuje się z ligi, a Zawisza w ramach protestu myśli o rezygnacji z występów w Pucharze Polski… Czy w tej rzeczywistości cokolwiek się zmienia na lepsze?

Puk, puk, czy ktoś tam coś robi, czy tylko mówi, że robi?

Mogliśmy o to zapytać nowego prezesa Piłkarskiej Ligi Polskiej – Michała Listkiewicza, jednak woleliśmy porozmawiać z dyrektorem wykonawczym Jerzym Staroniem. Po pierwsze, dlatego, że to on pół roku temu roztaczał przed nami wizje pełne optymizmu, po drugie, bo w przeciwieństwie od Listkiewicza od dawna figuruje we władzach PLP i po trzecie, ponieważ uczestniczył wczoraj w posiedzeniu ws. dopuszczenia Polonii Bytom do rozgrywek pierwszej ligi.

Kilka miesięcy temu przechodziliście wstępną fazę zmiany statutu stowarzyszenia na spółkę. Dlaczego Piłkarska Liga Polska wciąż spółką nie jest i czy kiedykolwiek nią będzie?
Jerzy Staroń: – W konsultacji z osiemnastoma klubami oraz PZPN-em opracowaliśmy już statut. Teraz m.in. od decyzji nowych władz zależy, kiedy zostanie on wprowadzony. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły, ale będzie zależeć to też od warunków zewnętrznych, czyli od rozmów z Polskim Związkiem Piłki Nożnej oraz Ekstraklasą SA.

Ciągle nie przyciągacie sponsorów. Kluby mają żyć nadzieją, że to się zmieni?
– Do tej pory opieraliśmy się głównie o zapewnienia firmy SportFive, co w zeszłym roku nie zakończyło się dla nas sukcesem. Dlatego związaliśmy się umową telewizyjną ze stacją Orange Sport i przyjęliśmy trochę inną strategię. Teraz kilka firm równocześnie szuka nam sponsorów – strategicznego, głównego i tytularnego. Sami również szukamy i jesteśmy przy nadziei, jeśli można tak to kolokwialnie ująć.

Pół roku temu też szukaliście i też byliście przy nadziei.
– Pan wie, że to nie jest prosta sprawa. Wystarczy wspomnieć trudności, jakie z pozyskaniem sponsora miała, bądź co bądź, atrakcyjniejsza marketingowo Ekstraklasa. Jesteśmy po rozmowach z kilkoma firmami, wobec czego czysto statystycznie zakładam, że przynajmniej z jedną z nich negocjacje doprowadzimy szczęśliwie do końca.

Czysto statystycznie, to prezesi klubów pierwszej ligi zakładają, że nie opłaca im się obecna umowa ze stacją Orange Sport, która z jednej strony, oczywiście, wykonuje ogromną pracę na rzecz medialności rozgrywek, ale jeśli chodzi o finanse, nie przynosi zysków na oczekiwanym poziomie. Da się to zmienić czy pierwsza liga po prostu jest tyle warta?
– Obecna umowa z Orange Sport podpisywana była w sytuacji zupełnie awaryjnej, po pacie ze SportFive. Gdyby nie ona, zostalibyśmy nie tylko bez sponsora, ale i bez telewizji, a nie muszę chyba tłumaczyć, co dla ligi oznacza brak medialnego przekazu. Dlatego po bardzo szybkich negocjacjach, gdzie czas był liczony nie w miesiącach, ale w dniach, przystaliśmy na tę umowę.

Pół roku temu mówił mi pan: „niech ktoś znajdzie stację, która da więcej niż dwa miliony za sezon, to ja chętnie odpalę prowizję i jeszcze gwarantuję, że powstanie pomnik na każdym stadionie”. To jak? Da się wyciągnąć więcej niż dwa miliony za sezon, do podziału na 18 klubów?
– Z kontekstu całej sprawy oraz z kuluarowych zapewnień wnioskuję, że na długo przed upływem obecnej umowy przystąpimy do negocjowania nowych warunków. Oczekuję, że będą one dużo korzystniejsze dla klubów. W Niemczech podział środków finansowych za transmisje pomiędzy pierwszą a drugą Bundesligą wynosi 80% do 20%. U nas to jest 99,75% do 0,25 % na rzecz Ekstraklasy.

Prezesi narzekają na wysokie ekwiwalenty sędziowskie, którymi obciążacie te i tak biedne, jak myszy kościelne, kluby. Chyba wypada z tym coś zrobić, by nie ponosiły w każdej kolejce kilku tysięcy złotych kosztów za pracę arbitrów.
– Rozmawiamy z Grzegorzem Latą. Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką chcemy osiągnąć jeszcze w tej rundzie jest kwestia dofinansowania PZPN-u do opłat sędziowskich, a następnie rozstrzygnięcia tego problemu na Walnym Zebraniu.

Macie jakiś konkretny pomysł?
– Metody mogą być różne. Jedną z nich byłoby znalezienie sponsora reklamującego się na strojach sędziów. Niekoniecznie przecież musi za nich płacić PZPN, mogą to również robić zewnętrzni patroni, którzy chcieliby być widoczni na koszulkach arbitrów.

Orange transmituje dwa mecze każdej kolejki, a na większość stadionów przychodzi po dwa, trzy tysiące ludzi. Zasięg tej reklamy, a co za tym idzie jej wartość finansowa, będą niewielkie.
– To tylko jeden z pomysłów poruszanych w naszych konsultacjach.

Podejrzewam, że Piłkarskiej Lidze Polskiej zależało, by pierwsza liga za wszelką cenę wystartowała w osiemnastu zespołów, czyli aby Polonia Bytom uzyskała wczoraj licencję.
– Ubytek każdego zespołu powoduje, że sponsor medialny nie musi płacić za pełną gamę, jaką gwarantuje mu kontrakt. Poza tym, rozmowy z potencjalnymi sponsorami są zupełnie inne, gdy klubów jest osiemnaście niż kiedy jednego brakuje. Tym bardziej, że Polonia Bytom ma ustaloną markę na rynku. Większą niż, przy całym szacunku, na przykład niepołomicka Puszcza.

Czyli Polonię Bytom trzeba było wpuścić.
– Co jednak najważniejsze, znaleźliśmy potwierdzenie merytoryczne, włącznie z zapewnieniami ze strony miasta Bytomia, które spowodowało, że komisja nie miała wątpliwości w głosowaniu – korzystnym dla klubu.

Polonia ma ciągle niewyjaśnioną sytuację finansową z kilkoma zawodnikami, którzy grali w jej barwach jeszcze w Ekstraklasie. Przymknęliście na to oko?
– Weźmy pod uwagę, że jeszcze dwa lata temu Polonia Bytom była zadłużona na ponad dziesięć milionów złotych i do dnia dzisiejszego zredukowała tę kwotę bardzo znacząco. Pozwoliłem sobie podnieść ten argument na posiedzeniu. Należało docenić, że Polonia na bieżąco znajduje środki, by spłacać ciążące na niej zadłużenie, a więc wykonuje ruchy w odpowiednim kierunku.

***

Czego się więc dowiedzieliśmy? Niestety, głównie tego, że wypada powtórzyć naszą wyliczankę:

– sponsora rozgrywek wciąż nie ma. Trzeba go szukać, do skutku
– strona internetowa? Bez zmian. Ale to akurat widać najlepiej – www.plp.org.pl
– ekwiwalenty sędziowskie? Na razie wciąż płacą kluby, ale należy o tym rozmawiać
– zmiana statutu stowarzyszenia na spółkę? W toku, trzeba czekać…

Albo lepiej, cytując naszego rozmówcę: „trzeba być przy nadziei”. Ł»e kiedyś będzie normalniej.

PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama