Sześć dni trwała przygoda Marka Zuba w roli asystenta reprezentacji PZPN. Aż boimy się zastanawiać, ile w tym czasie zrobił dla polskiego piłkarstwa i ilu obejrzał zawodników, ale jakoś szybko mu to zbrzydło. Dziś, jak poinformowała strona związku, Zub podpisał umowę z Ł»algirisem Wilno.
– Przyjąłem tę decyzję ze zrozumieniem. Samodzielne prowadzenie klubu jest wyzwaniem dla trenera, a Ł»algiris Wilno to w tym regionie dobra piłkarska marka. Ł»yczę Markowi samych sukcesów – skomentował tę decyzję Waldemar Fornalik w takim tonie, jakby Zub przejął co najmniej Panathinaikos Ateny lub APOEL Nikozja.
Byłego asystenta trenera reprezentacji (hahaha) czekają w najbliższych tygodniach potyczki z takimi potęgami jak FK Ekranas, FK Tauras i FC Szawle. Wcześniej jednak będzie musiał przekonać do swojej osoby (o co zapewne nie będzie łatwo) Karolisa Urbaitisa, Povilasa Krasnovskisa i Jauniusa Juozaitisa.
Cała ta sytuacja – pisząc już całkiem na serio – idealnie pokazuje, jak PZPN traktuje asystentów selekcjonera. Bo ile ten cały Zub musiał dostać, że natychmiast, bez wahania zgodził się wyjechać na peryferia futbolu? Tak to w naszej federacji wygląda – sprowadza się byle pionka, rzuci mu się ochłapy i jakoś to będzie.
To jak? Kto następny? W ofercie pensja ok. 5 tysięcy złotych, zwrot biletów pociągowych, używana marynarka z odznaką PZPN w klapie, piersiówka i dwie wizyty u fryzjera rocznie.