Zbigniew Boniek: – Moje pierwsze boisko już nie istnieje. Stoją tam garaże…

redakcja

Autor:redakcja

07 sierpnia 2012, 12:18 • 5 min czytania

Był taki okres w Polsce, że wszędzie stawiano trzepaki, wtedy na taki trzepak grało się na jedną bramkę, po trzy godziny, a mecz często kończył się w sposób bokserski. Dzisiaj na nowych osiedlach ani trzepaków, ani dzieciaków. Zanika sport uprawiany w sposób spontaniczny, a przecież właśnie taki sport daje elastyczność, równowagę, zdrowe nogi, klub nie musi już uczyć tego, czego nauczyłeś się sam – mówi Zbigniew Boniek. Rozmawiamy na temat poruszony w tekście o dawnych, osiedlowych meczach, które już zanikają.
– Gdzie rodzą się piłkarze? Na podwórku czy w klubach? Czy kluby będą w stanie wykształcić zawodników, mimo tych pustych, osiedlowych boisk?
– Ł»aden piłkarz na świecie nie został wykształcony przez klub. Klub daje wartość dodatkową, oszlifuje talent, ukierunkuje, ale to jest ciągle bazowanie na czymś, w czym dzieciak sam się zakochał i czego sam się nauczył. Dzisiaj wszędzie widać tabliczki „nie deptać trawników”. Kiedyś inaczej to wyglądało. Przed każdym blokiem toczyły się mecze. Gdzie ja się nauczyłem grać? Właśnie tam! Po pięciu czy sześciu godzinach ojciec krzyczał: – Zbyszek, kończ, bo za pół godziny masz trening w klubie! Brało się kromkę chleba i szło na te zajęcia już bardziej profesjonalne, ale jednak dodatkowe. Po pięciu czy sześciu godzinach rąbanki na osiedlu! Teraz wszystko się zmieniło, na trening rodzice dowożą dzieci samochodem, mama wsadza rękę za koszulkę i mówi: „O mój Boże, spociłeś się, nie biegaj tak”.

– Niektórzy nasi czytelnicy są zdania, że i dziś prawdziwego piłkarza może wykształcić tylko profesjonalny klub. Może coś w tym jednak jest?

– Dzisiaj jest etap komercjalizacji wszystkiego, nawet kluby szkolące młodzież często skupiają się na tym, by rodzice zapłacili składki na czas. W moich czasach w klubie grało się za darmo, jeszcze dali trampki i koszulkę. Teraz miejscami nie możemy mówić o szkoleniu, tylko o biznesie. Tak się zastanawiam, jak to jest… Oglądam igrzyska, a to jest przede wszystkim oglądanie porażek i klęsk. Komunizm to nie jest system, do którego ktokolwiek chciałby wracać, na pewno nie ja, ale wtedy niby nie było nic – nie wspominając nawet o stypendiach dla sportowców, obozach zagranicznych – a byli szpadziści, bokserzy, lekkoatleci, od cholery naszych wspaniałych sportowców, którzy rodzili się gdzieś za rogiem. Właśnie dzięki masowości, dzięki entuzjazmowi w uprawianiu sportu byliśmy mocni we wszystkich dyscyplinach… Nie będziemy wracać w stronę komuny, ale musimy znaleźć inną drogę. Dzisiaj dojście do sportu bywa dla młodych ludzi trudne, bo wiąże się z opłatami, a nie każdą rodzinę na to stać. Sport nie może być zarezerwowany dla bogatych czy średniozamożnych, musi też stanowić szansę dla chłopaków i dziewczyn z biednych rodzin. Jakie jest naturalne środowisko dla bokserów? To często źli chłopcy, rozczarowani życiem, naładowani, z trudnych rodzin. I teraz największy znak zapytania jest taki, jak im stworzyć szansę do treningów, zamiast tylko informować, ile kosztuje miesięczna składka. Z piłką nożną jest to samo. Skąd się wziął Deyna, Lato, Tomaszewski, skąd my się wzięliśmy? Z fajnych, normalnych, ale biednych rodzin, gra w piłkę nic nas nie kosztowała… Dzisiaj być może w ogóle byśmy nie grali.

– Patrząc na puste boiska, spodziewa się pan pokoleniowej dziury w polskim futbolu?

– Nie wiem, ale faktycznie jak jeżdżę przez Polskę to ciągle widzę puste boiska. A kiedyś to było nie do pomyślenia. Blok na blok, ulica na ulicę, na koniec meczu trzeba było jeszcze szybko biegać, żeby nie wrócić z rozkwaszonym nosem. Może to też efekt braku idoli? Może potrzebujemy więcej Lewandowskich? Inspiratorów? Pamiętam, że kiedyś jak nie grało się w piłkę, bo nie można było grać non-stop, to robiło się kapslami Wyścig Pokoju. Ktoś być Szurkowskim, ktoś Szozdą, ktoś Magierą. Chcieliśmy ich naśladować…

– Pańskie pierwsze boisko jeszcze istnieje?

– Nie, stoją tam garaże. Na trawniku, gdzie też się grało i gdzie rozgrywaliśmy bardzo fajne mecze, są teraz drzewa. Był taki okres w Polsce, że wszędzie stawiano trzepaki, wtedy na taki trzepak grało się na jedną bramkę, po trzy godziny, a mecz często kończył się w sposób bokserski. Dzisiaj na nowych osiedlach ani trzepaków, ani dzieciaków. Zanika sport uprawiany w sposób spontaniczny, a przecież właśnie taki sport daje elastyczność, równowagę, zdrowe nogi, klub nie musi już uczyć tego, czego nauczyłeś się sam.

– Czy to także rola PZPN-u, aby myśleć o reaktywacji futbolu na szczeblu osiedlowym?

– Nie chcę mówić teraz o PZPN, ale to jest tak, że wyłączność na piłkę w naszym kraju ma właśnie Polski Związek Piłki Nożnej. Wiele firm chciałoby mieć na coś wyłączność w takiej skali, PZPN ma. I tutaj potrzebne jest wspólne działanie z samorządami, z marszałkami, z ministrem sportu… Prezes związku mówi, że jak reprezentacja wyjdzie z grupy na Euro 2012 to będzie to jego sukces. Ale przecież PZPN to nie tylko piłka zawodowa. Zawodowych klubów mamy w Polsce – strzelam – sześćdziesiąt, natomiast amatorskich kilka tysięcy. I tym też się trzeba zająć. Wielcy sponsorzy idą tam, gdzie telewizja, gdzie zawodowstwo, ale musimy pomyśleć o dopływie świeżej krwi do futbolu, o dzieciach i młodzieży. Ja wiem, że dzisiaj są czasy komputerów, internetu i telewizji, ale w jakimś stopniu trzeba stworzyć dzieciakom szansę na dostęp do sportu, trzeba ją może zachęcić, zanęcić… Tylko na masowości rośnie jakość, nie ma jakości bez ilości. Trzeba wyjść z ofertą do rodziców, bo to nie może być tak, że wszystkie koszty są po stronie rodziców. Spalamy pieniądze, pompując je w administrację, a zapominamy o podstawach.

Zbigniew Boniek: – Moje pierwsze boisko już nie istnieje. Stoją tam garaże…
Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama