Eurowpierdol w środę, eurowpierdol w czwartek (razy trzy), gdyby europejskie puchary rozciągnąć na siedem dni i gdyby ktoś z litości dopuścił siedem naszych drużyn do rozgrywek to moglibyśmy rozbawiać do łez całą Europę nieprzerwanie przez tydzień. Nie ma drugiego kraju w Europie, w którym piłkarze – ale też kibice – tak bardzo zadzieraliby nosa („dobre losowanie, jesteśmy faworytami!”), mimo że wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerują, że raczej należałoby się spalić ze wstydu. Właśnie skonfrontowaliśmy siłę naszej ekstraklasy z ligą szwedzką i efekt jest bolesny: 0:6.
Zwycięską porażkę – bo takie teraz pojęcie należy zastosować, zwycięskie remisy były lata temu i te piękne czasy już nie wrócą – zanotowała tylko Legia. Ogólny bilans środy i czwartku to 1:10.
Z jakiegoś dziwnego powodu słuchanie piosenek Dody uchodzi za obciach (bo ona nie potrafi śpiewać), natomiast oglądanie polskiego futbolu obciachem nie jest – mimo że ci zawodnicy grać nie potrafią tym bardziej. Otóż, drodzy kibice, przyłapanie was na oglądaniu naszych piłkarzy powinno być traktowane jak przyłapanie kogoś w kinie z ręką w majtkach albo w kiblu na wyjadaniu kóz z nosa. No, wstyd. Chyba że oglądacie ten nasz narodowy sport dla beki – jak my. Wtedy to logiczne.
Przegrał dziś Lech Poznań, ale to było wiadome jeszcze przed meczem – kiedy trener Mariusz Rumak tym swoim mądrym tonem oświadczył, że nie interesuje go remis. Skoro nie remis, to wiadomo – porażka (przecież nie zwycięstwo – nie żartujmy). Chciał i ma. Przegrał Ruch Chorzów, ale to też było wiadome jeszcze przed meczem. Ci faceci z Pilzna dopiero co robili wiatrak z Łukasza Piszczka, więc nic dziwnego, że radzili też sobie ze Stawarczykiem albo Sadlokiem (z Sadlokiem poradzi sobie każdy, kto ma trochę wolnego czasu – wystarczy stanąć obok i zaczekać, aż Maćka coś rozboli). Eurowpierdol zanotowała również Legia – jasna sprawa – ale cudem uratowała nadzieje na awans, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i strzale głową. Oprócz tego stałego fragmentu gry, warszawski zespół nie był w stanie oddać strzału, a rozrywkę w tyłach zapewniał Michał Ł»ewłakow.
Naszych sowicie opłacanych gwiazdorów leje więc każdy. Już wiadomo, że Śląsk, Ruch i Lech odpadają, Legia walczy (tak, wiemy, złe słowo). Tym samym stało się jasne, dlaczego ekstraklasa startuje w tym roku tak późno – dopiero w drugiej połowie sierpnia. Po prostu ktoś rozsądnie pomyślał, że rozgrywki ligowe nie powinny kolidować z pucharowymi i w ten sposób jest całkiem duża szansa, że trzy drużyny odpadną jeszcze przed startem ligi, co się chyba nigdy w przeszłości nie zdarzyło. Grać (znaczy się: stać) będzie jeszcze Śląsk – w eliminacjach do LE – ale wiadomo, że niezbyt długo i co ważniejsze niezbyt intensywnie.
Jeśli niebiosa się zlitują i jeśli jakimś cudem Legia przejdzie to warto uwypuklić jedno: Ried to zespół z dolnej połówki ligi austriackiej (szóste miejsce na dziesięć drużyn). I ten Ried właśnie w 2012 na własnym boisku wygrał tylko cztery mecze (trzy w lidze, jeden w pucharze kraju), no i piąty z Legią. Generalnie ta drużyna w 2012 roku do dzisiaj pochwalić się mogła następującym bilansem: 7 zwycięstw, 9 remisów, 10 porażek. Wygrywa więc ok. 27 procent spotkań, nie za dużo, prawda? Ale przyjechały ogórki z Polski i można było statystykę troszkę poprawić. Problem był, gdy kilka dni temu na ten sam stadion zajechał zespół Wolfsberger AC. Wtedy – niestety – 0:2 w dupę.
Na szczęście, w całym zamieszaniu potrafiła się odnaleźć telewizja i podjęła najlepszą możliwą decyzję: niczego nie pokazała. Brawo – co piszemy bez cienia ironii. Telewizja Publiczna przynajmniej teoretycznie ma misję i na pewno w tej misji nie mieści się celowe frustrowanie społeczeństwa. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że są na świecie masochiści, którzy chcą oglądać wszystkie produkty piłkarskopodobne, ale i oni muszą zrozumieć, że telewizja nie ma obowiązku zajmować się każdym głupim hobby. Nie transmituje jak nadzy faceci biegają po łące z siatką na motyle i nie transmituje jak faceci w krótkich spodenkach udają piłkarzy. Bardzo słusznie. Nie wbijajmy polskich piłkarzy w dumę pokazując ich facjaty w najlepszym czasie antenowym, bo to naprawdę żadna sztuka założyć getry i dostać trójkę.
Skoro jednak nie mogliśmy dzisiaj liczyć na posłańców dobrych wiadomości, czyli komentatorów TVP, postaramy się zakończyć w ich stylu, czyli optymistycznie:
– Styl się nie liczy, Śląsk Wrocław jako pierwsza drużyna wywalczył awans do następnej rudny europejskich pucharów (wprawdzie do innych rozgrywek, bo do eliminacji LE, a nie LM, ale zawsze).
– Mariusz Rumak dotrzymał słowa i remisu w Szwecji nie było.
– Legia może być z siebie dumna, bo jako jedyna polska drużyna w tej rundzie zdobyła gola (honorowego, ale jednak).
– Ruch zaprezentował się godnie, bo przecież grał przeciwko niedawnemu uczestnikowi Ligi Mistrzów i to nie byle jakiemu, tylko takiemu, który dwa gole wbił także Milanowi.
I jeszcze ogłoszenie parafialne: już za dwa tygodnie i jeden dzień startują rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy. O tytuł walczyć mają Śląsk, Ruch, Lech i Legia. Zapowiada się niezwykła rywalizacja. Przychody wszystkich klubów ligowych mogą przekroczyć 400 milionów złotych (co oznacza, że przychody wszystkich piłkarzy ligowych mogą przekroczyć 399 milionów złotych).
PS Dobre spostrzeżenie – jeśli ktoś wczoraj zastanawiał się, jakim cudem Śląsk Wrocław zdobył mistrzostwo Polski to dzisiaj otrzymał odpowiedź.