Tekst czytelnika: Wojna o stołki czy wojna z korupcją? W co gra Blatter?

redakcja

Autor:redakcja

01 sierpnia 2012, 09:54 • 7 min czytania

Korupcja stała się nieodłącznym elementem piłkarskiej rzeczywistości. I nie tylko tej naszej. Prawdziwie wielkie pieniądze przekazują sobie pod stołem ci, którzy w światowej piłce znaczą najwięcej. Tak było w przypadku Mohameda bin Hammama, który rok temu został dożywotnio wykluczony z wszelkich struktur piłkarskich. Skandal odbił się szerokim echem w środowisku piłkarskim, a o korupcyjnej zarazie po raz kolejny zrobiło się głośno. Sprawa bin Hammama doczekała się właśnie kolejnej odsłony, bo o epilogu póki co nie może być mowy. A wnioskując po werdykcie Sądu Arbitrażowego ds. Sportu trudno mówić nawet o korupcji. Więc o co chodzi?
Mohamed bin Hammam to katarski milioner i wieloletni działacz piłkarski. W komitecie wykonawczym FIFA zasiadał przez 15 lat. Był prezesem Azjatyckiego Związku Piłkarskiego i dobrym znajomym najwyższych urzędników piłkarskiej centrali. To on pomógł Katarowi wywalczyć prawa do organizacji Mistrzostw Świata. Już po tak krótkiej charakterystyce jego osoby widać, że Katarczyk jest osobą nad wyraz ambitną. I to właśnie ta ambicja nakazała mu walczyć o najwyższe stanowisko w świecie piłkarskim. W ubiegłorocznych wyborach na prezydenta FIFA jako jedyny stanął w szranki z Seppem Blatterem. To znaczy taki miał zamiar, bo gdy nadszedł dzień wyborów, na liście kandydatów znalazło się tylko nazwisko Szwajcara.

Tekst czytelnika: Wojna o stołki czy wojna z korupcją? W co gra Blatter?
Reklama

10 maja 2011 roku, w Port of Spain odbyło się spotkanie przewodniczących krajowych związków piłkarskich strefy CONCACAF. I chociaż dwudniowy zjazd odbywał się w Trynidadzie, to jego organizatorem był bin Hammam. W ramach kampanii wyborczej, Katarczyk zafundował prezesom z Karaibów weekend w hotelu tej samej sieci, z usług której korzystali nasi reprezentacji podczas EURO. Z gościny bin Hammama skorzystali wszyscy zaproszeni, bo dwa dni w luksusowym hotelu to całkiem niezła nagroda za kilkugodzinne mielenie wyborczej kiełbasy Katarczyka. Jak się jednak okazało, nagrodą za przyjazd nie był tylko pobyt w hotelu, ale i koperty. Brązowe, wypełnione pieniędzmi.

Spotkanie w Trynidadzie nie było ważnym wydarzeniem w kalendarzu piłkarskich działaczy, więc tak jak po cichu się rozpoczęło, tak i się zakończyło. I gdy kandydaci na prezydenta FIFA byli już na finiszu elekcyjnego wyścigu, asa z rękawa wyciągnął ten bardziej doświadczony. Tydzień przed wyborami świat obiegła informacja, że FIFA wszczęła śledztwo przeciwko organizatorom zjazdu w Port of Spain. Powód? A jakże, korupcja. Nawet jeśli Katarczyk miał jakiekolwiek szanse w walce z Blatterem, to po takim oskarżeniu nie pozostało mu nic więcej, jak wycofać swoją kandydaturę. Szwajcar wygrał w stylu, w jakim nie zwycięża nawet فukaszenka, bo na Białorusi wybory, chociaż fałszowane, to jednak się odbywają. Blatter nie musiał nawet organizować glosowania, bo na placu boju pozostał tylko on. Zagłosowało na niego 185 federacji piłkarskich.

Reklama

A wszystkiemu winne były koperty. Brązowe, wypchane pieniędzmi. Podobno jedną z tych kopert nawet sfotografowano i podobno były w nich dolary, dokładnie 40 tysięcy. I podobno aż 25 przedstawicieli karaibskich związków piłkarskich otrzymało takie prezenty. Wkrótce znaleźli się świadkowie, którzy chętnie potwierdzili, że koperty otrzymali właśnie podczas weekendu w Port of Spain. Tyle tylko, że nikt nie był w stanie potwierdzić, że pieniądze pochodziły od bin Hammana. Według zeznań, Katarczyk miał wyjść z sali, gdzie odbywało się spotkanie, a wtedy jego współpracownicy rozdawali koperty zgromadzonym.

Ale FIFA, jako organizacja, która jak doskonale wiemy, tępi korupcję na każdym kroku, wszczęła śledztwo. A żeby nikt nie dociekał prawdy, nie zastanawiał się czemu afera wybucha na chwilę przed wyborami prezydenta, w dziwny i niemożliwy do wytropienia sposób do mediów przedostał się wstępny raport agencji detektywistycznej, która na zlecenie FIFA badała całą aferę. Raport był jednoznaczny. Był zjazd, zjazd zorganizował Katarczyk, na zjeździe były koperty, a więc korupcja. „Korupcja” czyli słowo wytrych, które odpowiednio nastawiło opinię publiczną.

„Machina ruszyła, jej nic nie zatrzyma…” rymował jeden z polskich raperów. Tak samo było w przypadku Katarczyka, który sam był sobie winien. Wycofanie się z wyborów, dla wielu obserwatorów było jasnym sygnałem – oskarżony jest winny. A FIFA sprawę musiała doprowadzić do końca, chociaż przyznać trzeba, że do końca doprowadziła ją niezwykle sprawnie. O ile piłkarze, którzy za sprawą tej organizacji, lub jej europejskiego odpowiednika chcą odzyskać swój certyfikat, lub należne im pieniądze, muszą przygotować się na kilkumiesięczną batalię, tak bin Hammama „załatwiono” w niespełna miesiąc, wykluczając go z wszelkiej aktywności w świecie piłkarskim – dożywotnio warto dodać.

Katarczyk bronił się, ale wyjątkowo niezgrabnie. Początkowo mówił, że kopert nie było. Następnie, że były, ale to taki obyczaj piłkarskich działaczy. Na dowód sam pokazał zegarek, który otrzymał od innego działacza. Tyle tylko, że zegarek kosztował pewnie kilkadziesiąt tysięcy dolarów, a bin Hammam, w ciągu jednego tylko weekendu w Trynidadzie wydał milion dolarów – na prezenty, jak sam to określił. Potem były ataki na Blattera, który wg Katarczyka miał się mścić za to, że ktoś śmiał w ogóle wystartować do pojedynku z nim. Skończyło się na nazwaniu Szwajcara „dyktatorem”, który nie prowadzi dialogu z oponentami, ale szuka na nich kwitu, lub też preparuje dowody, rozkręca machinę szkalującą wroga i następnie niszczy go.

Z drugiej jednak strony pośpiech i chęć zniszczenia Katarczyka odbija się czkawką piłkarskiej centrali do teraz. FIFA, do momentu ogłoszenia wyroku, nie przedstawiła bin Hammamowi żadnych zarzutów. Oskarżony wiedział, że jest oskarżony, bo pisała o tym prasa. Gdy Komisja Etyczna wezwała Katarczyka na ogłoszenie wyroku, jego adwokaci wysłali oficjalne pismo, w którym domagali się odpowiedzi na jedno bardzo ważne pytanie. Skoro ich klient ma usłyszeć wyrok, to musi być o coś oskarżony, pytanie tylko o co? W odpowiedzi FIFA przysłała pismo, w którym poinformowała, że o zarzutach katarski działacz… dowie się na ogłoszeniu wyroku. W jaki sposób bin Hammam miał się bronić i przeciwko czemu, tego już „sąd kapturowy” jak określił Komisję Etyczną Katarczyk, nie sprecyzował.

Była też kwestia przyjmujących łapówki. Ze spraw sądowych, których przebieg relacjonują różnej maści media, wiemy, że pierwsze wyroki zapadają na płotkach, na tych, którzy w przestępczym procederze znaczą najmniej. „Fryzjer” został skazany, gdy wiele zamieszanych osób było już zawieszona, lub wykluczona ze środowiska piłkarskiego. W przypadku bin Hammama sytuacja była dokładnie odwrotna. Skazano tego, który był mózgiem przedsięwzięcia, a płotki zostawiono na deser. Oczywiście na nich także przyszła pora. Niektórych ukarano surowo (dwuletnia dyskwalifikacja), a inne wyroki były śmieszne (700 dolarów grzywny, tydzień zawieszenia).

Na ogłoszenie wyroku Komisji Etyki bin Hammam nawet się nie pofatygował. Skoro nikt oficjalnie nie przedstawił mu zarzutów, to oznaczało tylko jedno – wyrok już zapadł i na pewno nie jest on łaskawy dla oskarżonego. Aby zachować wszelkie procedury, Katarczyk odwołał się od decyzji, ale dobrze wiedział, że i ten wniosek nie zostanie uznany, więc przygotował się do batalii w Sądzie Arbitrażowym ds. Sportu.

Pierwszy werdykt był równie surowy, co ten Komisji Etyki. Bin Hammam miał coraz mniej wyjść ewakuacyjnych. Liczba przyjaciół diametralnie zmalała. Po niedawnej pozycji i wpływach w świecie piłki nie zostało nic. Katarczyk utracił wszystko, więc nie pozostało mu nic jak tylko walczyć o swoje dobre imię. A oprócz Sądu Arbitrażowego, bin Hammam mógł się odwoływać już tylko do sądów cywilnych w Szwajcarii, gdzie system sądownictwa cieszy się dobrą renomą. Jednak zanim nadszedł czas na ten krok, były działacz ponownie odwołał się do Sądu Arbitrażowego ds. Sportu.

I tym razem, po rocznej batalii, stosunkiem głosów 2:1, Katarczyk został uznany za niewinnego. Komisja swoją decyzję uzasadniła brakiem bezpośrednich dowodów wskazujących na winę bin Hammama i wieloma zaniedbaniami w śledztwie, które prowadziła FIFA. Co prawda wręczanie kopert rzeczywiście miało miejsce, ale nie ma żadnych dowodów wskazujących na to, że bin Hammam kupował głosy, a co najważniejsze – pomimo silnych przesłanek, nie ma żadnych dowodów, że pieniądze pochodziły od Katarczyka.

O epilogu nie ma co myśleć, bo FIFA zapowiedziała, że oczywiście posiada wszelkie niezbędne dowody, tyle tylko, że nikt ich o nie poprosił. Szykuje się kolejna batalia, w której Katarczyk na pewno nie będzie czekał i spokojnie przyjmował kolejnych ciosów zadawanych przez piłkarską centralę. A nam nie pozostaje nic innego, jak czekać na rozwój wypadków. Kto wie, może kiedyś się dowiemy, czy FIFA za Blattera skutecznie eliminowała korupcję, czy też za rządów Szwajcara niebezpiecznie zbliżyła się do metod stosowanych np. w sowieckiej Rosji.

KRZYSZTOF ZBYROWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii

Braian Wilma
2
Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama