Kiedy trzeba wytykamy błędy, kiedy jest to konieczne – krytykujemy, ale dziś musimy wziąć w obronę „Przegląd Sportowy”, w którym nas rozbawił/zażenował/skonsternował (niepotrzebne skreślić) fragment jednego artykułu. O Śląsku Wrocław.
Tymczasem komentarze wielu piłkarzy Śląska już po pierwszym meczu sprowadzały się do słów „nie krytykujcie nas, przecież wygraliśmy”. Mariusz Pawelec powiedział wprost, że z „Przeglądem” nie będzie więcej rozmawiał, bo drużyna została przez gazetę po pierwszym meczu rzekomo „zeszmacona”. Ciekawe, czy w ogóle wiedział, z jakimi outsiderami gra?! Otóż, Czarnogóra liczy mniej więcej tylu mieszkańców co Wrocław z przedmieściami. Jaki może być poziom piłkarski drużyny, wywodzącej się z ligi zbudowanej na 700-tysięcznej populacji? Państwa, które nie ma pieniędzy na wyczynowy sport! Budućnost, od lat bita w Europie przez niemal każdego komu się nawinęła, nie miała nawet jak porządnie przygotować się do rywalizacji ze Śląskiem: na obóz za granicą nie miała pieniędzy. Ale nawet u siebie nie było im łatwo trenować, bo panowały tam potworne upały. Znaleźli przez całe lato tylko dwóch gotowych na grę w tych warunkach sparingpartnerów.
Zeszmacona…
Cofnijmy się zatem o osiem dni, do relacji po wyjazdowym meczu Śląska z Buducnostią.
Całego artykułu nie będziemy kopiować. Przytoczymy tylko fragmenty, w których pojawiła się jakakolwiek krytyka.
– Zespół Oresta Lenczyka zwyciężył po meczu rozgrywanym długimi fragmentami w sposób niegodny mistrzów Polski. Jeśli przed tym spotkaniem można było mówić, że Budućnost to drużyna składająca się z kompletnie anonimowych piłkarzy, to pierwsze minuty wczorajszego spotkania wyglądały niczym brutalne wbijanie ich nazwisk do głowy młotkiem (…). Czarnogórcy, bici w europejskich pucharach przez drużyny z Albanii i Azerbejdżanu, grali z mistrzem Polski w dziadka, a Śląsk stał i czekał na zmiłowanie.
ٹle wyglądała wrocławska defensywa. Jeśli miała piłkę, to przerzucała ją między sobą jak gorący kartofel. Przeważnie jednak jej nie miała.
(…)
Ale poważniejszy przeciwnik tak grającego jak w pierwszej połowie Śląska po prostu stratuje.
I jak? Jesteście w szoku? Bo my tak. Redaktor Michał Guz wręcz zrównał Śląska z ziemią, przekroczył wszelkie granice dobrego smaku.
Do czego to dochodzi… Czujecie to? Facet napisał delikatną i obiektywną (!) relację ze słabego meczu Śląska, zwrócił uwagę na kilka błędów, nie liżąc przy tym nikomu dupy, a Pan Piłkarz Mariusz Pawelec poczuł się zeszmacony. Zeszmacony!
Zwracamy się zatem do Pana Piłkarza – do ciebie za ten mecz jakichś większych pretensji mieć nie można, ale poproś, primadonno, klubowego informatyka, żeby ci nagrał płytkę z Podgoricy i zobacz, jaki popis odstawiają twoi koledzy, a potem mów o szmaceniu.
Najpierw przyśpiewki o Legii, potem komentarze do niej (Mila: „My tej piosenki nie znaliśmy, więc nie mogliśmy jej śpiewać”), następnie denny mecz z Buducnostią i na koniec ten Pawelec. O co tu chodzi?Umówiliście się, że co kilka tygodni musicie odstawić jakąś żenadę?
TĆ
