Najważniejsza saga transferowa tego okienka. Albo inaczej – zabawa w kotka i myszkę. Popularność Luki Modricia w Hiszpanii najłatwiej teraz porównać do… popularności Natalii Siwiec nad Wisłą. Dwie gwiazdy lata, których żaden najmniejszy krok nie umknie paparazzim, a każde wypowiedziane słowo odbije się w mediach olbrzymim echem. O ile Siwiec wycisnęła z Euro, ile tylko się dało, o tyle Modrić wciąż czeka na swój najważniejszy kontrakt w życiu. Z Realem Madryt.
A końca przewidywalnej hiszpańskiej telenoweli nie widać, choć przynajmniej można wskazać jej początek, który nastał z otwarciem letniego okienka transferowego. Wtedy jeszcze wszystko wskazywało na to, że melodramat rozegra się wyłącznie na Wyspach. „Modrić w United!” – krzyczało „The Sun”, przekonane o sile swojego źródła i błyskawicznie skompromitowane po umieszczeniu wiadomości na stronie głównej. Mijały godziny: 24, potem 48, a Chorwat wciąż figurował w kadrze Tottenhamu. I ani myślał w ogóle zabierać głos na temat „Czerwonych diabłów”.
W międzyczasie został już poinformowany o zainteresowaniu Realu Madryt, co zadziałało na niego jak miłosna strzała Kupidyna. 26-latek uparł się już tylko na jeden kierunek, choć skąd my to znamy – rok temu podobne zauroczenie przeżywał na wieść, że za furę pieniędzy miałby odejść do Chelsea.
Modrić to zresztą swoista wersja „beta” piłkarza obrażonego na władzę „Kogutów”. Alfa, czyli jego poprzednikiem, był Dymitar Berbatow, który stroił fochy i celowo kopał się po czole na treningach, żeby tylko wymusić transfer do Manchesteru United. Udało się, ale dlatego, że cierpliwości w podchodach zabrakło Fergusonowi… który chciał mieć już spokój i rzucił na stół rekordową sumę ponad 30 milionów funtów.
Real jest bardziej ostrożny i negocjacje na razie stanęły w miejscu. Poszło o rozbieżności. A konkretnie o „marne” (jak na ten klub) 5 baniek euro. Tottenham życzy sobie w sumie 40, a Hiszpanie dają 35 i ani grosza więcej. Nie jesteśmy jednak naiwni – historia zna przypadki, że kiedy „Królewscy” się uprą, to jak kapryśne dziecko – i tak staną na swoim. Zwłaszcza, że Modrić ma już nową taktykę, a konkretnie branie na litość…
Odmowa wyjścia na trening. Zwolnienie agenta. Kara 100 tysięcy funtów nałożona przez zespół. Niepohamowana lawina newsów, która wreszcie ustaje. Z prostej przyczyny – sam zainteresowany na kilka dni ukrył się w Chorwacji, a dziś wrócił do treningów w Londynie. Oczekując wyłącznie na święty spokój i happy end. Uciekająca panna młoda najpewniej wreszcie stanie przed ołtarzem. Tyle, że sakramentalnego „tak” nie powie Chelsea, a Realowi…
FK
