Polish Masters od kuchni. Bielsa, Marcelo, rzecznik…

redakcja

Autor:redakcja

22 lipca 2012, 23:08 • 6 min czytania

Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy turnieje typu Polish Masters mają sens – po dwóch ostatnich dniach powinien zmienić zdanie. Trzy poważne europejskie drużyny, mistrz Polski, kilkudziesięciu piłkarzy przez duże P, Saviola, Cardozo, Van Bommel, Iraizoz, trenerskie sławy… W skrócie – delikatne „wydłużenie” atmosfery piłkarskiego święta po Euro. No i przy tym naprawdę niezła, a na pewno nie przynosząca wstydu gra Śląska. Obyśmy częściej organizowali takie turnieje. I to nie tylko we Wrocławiu. Bo naprawdę fajnie byłoby częściej oglądać w Polsce futbol na takim poziomie.
Przed weekendem żartowaliśmy sobie, że Polish Masters oddzieli prawdziwych piłkarzy od przebierańców. Ł»e w końcu zobaczymy, jak wygląda Sebastian Mila przy Axelu Witselu czy Waldemar Sobota przy Jeremainie Lensie. I musimy przyznać, że oczywiście różnica była, ale Polacy się nie skompromitowali. 2:4 z Benficą i 0:1 z Athleticiem to w sumie nie najgorsze wyniki, tym bardziej przed starciami z dużo słabszymi przeciwnikami w eliminacjach Ligi Mistrzów. Kilku wrocławskich piłkarzy wypadło naprawdę pozytywnie – choćby wspomniany Sobota, właśnie Mila, momentami Pawelec, Rafał Gikiewicz czy Cristian Diaz. No właśnie… Diaz… „Marca veintiuno”, czyli „kryj dwudziestkę jedynkę” usłyszeliśmy z ust Marcelo Bielsy – nie przesadzamy – z pięćdziesiąt razy. – Diaz naprawdę inteligentnie poruszał się po boisku – chwalił go też po meczu bramkarz Bilbao, Gorka Iraizoz, z którym ucięliśmy kilkunastominutową pogawędkę.

Polish Masters od kuchni. Bielsa, Marcelo, rzecznik…
Reklama

***

Podczas całego turnieju mieliśmy akredytację „full access”, więc oba mecze Bilbao obejrzeliśmy z perspektywy… ławki rezerwowych. W końcu szansa na podglądnięcie zachowania jednego z najbardziej specyficznych trenerów świata (więcej TUTAJ) zdarza się pewnie raz w życiu. Facet traktował zwykłe przedsezonowe sparingi co najmniej jak starcie z Realem czy Barceloną. Absolutna powaga i koncentracja. Tak był zaaferowany grą swoich podopiecznych, że w pewnym momencie „siadł” mu głos i poprosił swojego asystenta, aby krzyczał razem z nim. Starczyło mu za to Bielsie sił, aby wydrzeć się młodemu sędziemu technicznemu z dwudziestu centymetrów prosto w twarz: CAMBIO!!!!!!!

Reklama

Czyli zmiana…

Zachowanie Bielsy najłatwiej byłoby oddać za pomocą… GIF-a. Cztery kroki w lewo, powrót, trzy minuty kucania, cztery kroki w lewo, powrót, trzy minuty kucania… I tak praktycznie bez przerwy. A w międzyczasie jeszcze uwagi do swoich podopiecznych („Marca veintiuno!”) i komplementy (bardzo, bardzo rzadko). Ale on nawet kiedy chwali, to wygląda na maksymalnie wkurzonego.

Z Bielsą oczywiście chcieliśmy pogadać, ale niestety od kilku albo kilkunastu lat ma taką zasadę, że nie udziela wywiadów. Wychodzi z założenia, że nie chce nikogo faworyzować, ale w zamian zostaje po dwie-trzy godziny na konferencjach prasowych. We Wrocławiu wysłał na nie jednak swojego asystenta, Claudio Vivasa, co wywołało dyskusję właśnie między Vivasem a jednym z baskijskich dziennikarzy. Poszło o to, czy nieobecność Bielsy nie obniża aby prestiżu turnieju…

***

Skoro już jesteśmy przy konferencji. Kwiatek ze spotkania z Dickiem Advocaatem. W roli głównej jeden z wrocławskich dziennikarzy: – Dzień dobry, chciałbym zadać pytanie trenerowi Advocaatowi, ale nie wiem, czy po polsku, czy po angielsku, bo jeśli po angielsku, to jak dla mnie nie ma problemu.

Bo znajomość angielskiego to dziś umiejętność absolutnie ekskluzywna i nieosiągalna.

***

Tak też twierdzi rzecznik prasowy Benfiki, z którym w pewnym momencie niemal się pobiliśmy, ale… zacznijmy od początku. Jeszcze przed turniejem jeden z organizatorów poprosił nas o pomoc przy zorganizowaniu wywiadów z portugalsko- i hiszpańskojęzycznymi piłkarzami na potrzeby filmu o Polish Masters. Najpierw padło na Benfikę. Spotykamy się z panem Ricardo i wskazujemy cztery nazwiska – Saviola, Luisao, Cardozo albo Witsel.
– Nie ma opcji.
– Dlaczego?
– Po prostu nie ma.
– Umówił się pan z organizatorem na przynajmniej jeden wywiad, więc jaka jest pana propozycja?
– Ola John.
– Nie interesuje nas Ola John.
– Ale dla nas najlepiej, żeby to był Ola John.
– Nie, dziękujemy.
– OK, niech będzie Witsel, ale po francusku lub po portugalsku.
– Przecież on przeszedł do was przed rokiem. Jak mamy z nim rozmawiać po portugalsku?
– Inaczej się nie da.
– OK.
– Dwie minuty i proszę pytać tylko o turniej.

W końcu bardziej chodzi o obrazek niż treść…

W międzyczasie فukasz Wiśniowski z Orange Sport spotkał Witsela w korytarzu i zagadał do niego – to naturalne – po angielsku. To spotkało się z krzykiem rzecznika, że „łamiemy wszelkie reguły!”. Ale siadamy w końcu w umówionym miejscu z tym Witselem, dochodzi do rozmowy, pytamy o turniej, on odpowiada po francusku, wtrącając gdzieniegdzie portugalskie słowa i na koniec zagadujemy o słynną kontuzję Marcina Wasilewskiego, którą sprokurował. – Nie myślę już o tym. To przeszłość, było, minęło – odpowiada. A rzecznik kipi ze złości. Potem jeszcze kolega z prasy poprosił Witsela o rozmowę – tak, tak, po angielsku – na co Witsel tylko przekręcił oczami, kiwnął głową w kierunku rzecznika i stwierdził: „Mógłbym, ale nie mogę”.

Kolejne podejście do Ricardo, tym razem z prośbą o dosłownie dwie minuty z trenerem Jorge Jesusem po meczu. O dziwo, po krótkim zastanowieniu zgadza się. Idziemy z Jesusem w stronę ścianki z logami sponsorów, odpalamy kamerę i z lewej słyszymy rzecznika: „Jedno pytanie!!!”. Niech krzyczy, zadajemy cztery. Szkoleniowiec odpowiada z uśmiechem, po wyłączeniu kamery dziękuje za zainteresowanie, tymczasem rzecznik z wściekłości wznosi się już prawie pod sufit. „Złamaliście wszelkie zasady! To absolutny brak profesjonalizmu! Jak tak można!”.

Właśnie zrozumieliśmy, dlaczego portugalskie dzienniki sportowe są najnudniejsze na świecie.

***

Zawiódł nas też Przemek Tytoń, któremu zaproponowaliśmy dłuższy wywiad, na spokojnie, na co odesłał nas do rzecznika. Jako że nie interesują nas 20-minutowe rozmówki z gwiazdkami, które wyżej srają niż dupę mają – podziękowaliśmy. Powodzenia w dalszej karierze, Przemek. A klasy ucz się od kolegów z zespołu.

***

Konkretnie – od jednego, Marcelo. Absolutne przeciwieństwo Tytonia. Nie widzieliśmy się z Brazylijczykiem przez półtora roku, przegadaliśmy kilka godzin i nabraliśmy do niego jeszcze większej sympatii. Nie dość, że robi karierę w zawrotnym tempie – pod koniec poprzedniego sezonu był nawet kapitanem PSV, pytają o niego Santos i kluby Bundesligi, a teraz prawdopodobnie podpisze nowy, kilkuletni kontrakt – to jeszcze w ogóle się nie zmienia. Nie da się gościa nie lubić. Uśmiech, luz, życzliwość, zero sodówki. Naprawdę – WZÓR. Nie znamy nikogo, kto miałby o nim negatywną opinię.

***

Na koniec anegdota o Marcelo Bielsie, którą sprzedał nam jeden z naszych kolegów. Miał on niedawno okazję rozmawiać z chilijskim dziennikarzem, który postanowił napisać książkę o trenerze, zaprosił go na rozmowę i zapytał, czy może skonsultować kilka nierozstrzygniętych kwestii. Bielsa wyraził zgodę, ale tylko pod warunkiem, że będzie to autobiografia, dziennikarz… przeprowadzi się do niego i będzie żył według jego rytmu. – Bomba – pomyślał Chilijczyk i rozpoczął eksperyment. Możemy pomylić godziny, ale leciało to mniej więcej tak: 6:00 – pobudka, 6:30 – śniadanie, 7:00 – spacer, 8:00 – wyjazd do klubu, 8:30 – przeglądnięcie prasy, 9:00 – obejrzenie płyt z zawodnikami, 10:00 – trening, 12:30 – obiad, 13:30 – oglądanie meczów, 16:00 – sprawy papierkowe, 17:00 – podwieczorek, 17:30 – mecze, mecze, mecze, 20:00 – powrót do domu, 20:30 – mecze, 23:00 – sen.

Minęło parę dni i dziennikarz odpuścił. Nie wytrzymał tempa.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Anglia

Manchester United odwołał się do FIFA w sprawie Mazraouiego

Braian Wilma
0
Manchester United odwołał się do FIFA w sprawie Mazraouiego
Anglia

Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie

Braian Wilma
2
Kasa ze sprzedaży Chelsea odblokowana. Abramowicz przekaże ją Ukrainie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama