Scenariusze są różne – a to bogaty sponsor odczuwa znudzenie swoją zabawką, a to firma pragnie wypłynąć na szerokie wody i przenieść się do innego miasta. Innym razem wysycha źródełko pieniędzy w postaci inwestorów lub państwowych instytucji. Nie zmienia się jedynie efekt – potężne pierdolnięcie o podłogę, którą w tym przypadku stanowi IV liga lub co gorsza – A, B, lub C-klasa.
Ostatnio kluby padają jak kawki i naprawdę ciężko zliczyć wszystkie stowarzyszenia zmuszone do rozpoczynania piłkarskiej przygody od spalonej ziemi pozostawionej przez starych działaczy. Spróbujmy przypomnieć sobie najgłośniejsze upadki z ostatnich lat.
Odra Wodzisław Śląski
Tutaj sprawa była jasna – wiecznie na krzywy ryj jechać się nie da. Wodzisławski klub wziął się znikąd, nagle, bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi wkroczył na salony z tym przeklętym Janem Wosiem i wraz z nim nękał faworytów. A to urwał punkty Legii, a to Wiśle, zawsze rozmontowując przy tym drużynę w przerwach między rundami. W styczniu wielka wyprzedaż, potem wielkie testowanie, utrzymanie minimalnym nakładem sił i środków i… kolejna wyprzedaż, tym razem „posezonowa”.
Sytuacja zaczęła się psuć, gdy polskich „sponsorów” z portfelami na poziomie środka II ligi zastąpili czescy „inwestorzy” z identycznymi zasobami finansowymi. Poza nieudolnością – jednych i drugich – doszedł też aspekt walki o stołki. Przez długi czas bowiem wszyscy „dobrodzieje” Odry przerzucali się w mediach gnojem. Kozielski narzekał na Zdrahala, Mucha na Kozielskiego, a reszta tych, dziś już anonimowych działaczy skupiała się przede wszystkim na regularnym pobieraniu pensji z kasy klubu. I tak jak złotówki regularnie wędrowały w ręce przeróżnych asystentów ds. sportowych, tak główni aktorzy tego widowiska – piłkarze – nie dostawali przez długie miesiące ani grosza. Zwalniano trenerów, testowano futbolowy szrot, jednocześnie zapewniając, że wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. I prawda, tyle że nie szwajcarskim, ale czeskim i nie zegarku, ale filmie.
Miarka przebrała się w sezonie 2010/11. Piłkarze wiosną przestali jeździć na mecze, kibicowskie zbiórki pomagały doraźnie, w końcu jednak nie udało się zebrać jedenastki, by wyruszyć na ligowy mecz. Podjęto decyzję o wycofaniu się z I ligi oraz braku zgłoszenia do II. Klub powstał na nowo jako KP Odra 1922 Wodzisław, wszystkim zawiadywało Stowarzyszenie Sympatyków Odry Wodzisław, a klub w cuglach wygrał rybnicką C-klasę.
Niestety ta piękna historia o upadku i odrodzeniu ma smutne posłowie – fanatycy Odry stwierdzili, że drogi na skróty wcale nie są takim złym rozwiązaniem i przejęli III-ligowy Start Bogdanowice. Nowy nabytek bezzwłocznie przechrzcili na Odrę i połączyli ze swoim C-klasowym tworem, omijając cztery poziomy rozgrywkowe…
KSZO Ostrowiec Świętokrzyski
Pisaliśmy o nich tak:
Beton nie gorszy niż w PZPN-ie. To zresztą w sumie dosyć celne porównanie – z PZPN-em oprócz powszechnego bajzlu we wszelkich możliwych dokumentach, stare KSZO łączy także swoista „unia personalna”. Od zawsze losami klubu żywo zainteresowany był Stanisław Bobkiewicz, członek prezydium PZPN-u. – Oczywiście rządził z tylnego siedzenia, nieoficjalnie, bo przecież jako człowiek związku nie mógł zostać prezesem klubu. Nigdy nie wpadł na pomysł, by zrezygnować ze stołka w centrali… – narzekają kibice z Ostrowca. Sposób działania betonowego PZPN-u zastosowano także w KSZO. W klubie rządy sprawowały takie sławy jak Janusz Jojko, anonimowy sędzia czwartoligowy, czy dyrektor lokalnej telewizji kablowej, a wszystko nieoficjalnie firmował Bobkiewicz. Tak fenomenalnie zarządzanym klubem w naturalny sposób zainteresowały się wszystkie „sławy” polskiej piłki, jak choćby Mirosław Płatos.
Wiadomo jak kończą się potańcówki betonowych działaczy w siedzibie klubu. Nim klub specjalizujący się w kiwaniu zawodników na kasie ostatecznie padł, odwrócili się od niego kibice. Ci bowiem wystartowali z własnym projektem, KSZO 1929, które już w pierwszym sezonie działalności awansowało z klasy okręgowej do IV ligi. Stare KSZO, bez wsparcia kibiców, bez pieniędzy i perspektyw zakończyło ostatecznie żywot w marcu, gdy wycofało się z rozgrywek. Przez chwilę był pomysł, by pomimo wycofania w nowym sezonie zgłosić się do IV ligi, jednak szybko padł. W Ostrowcu pozostało już tylko jedno KSZO.
Zagłębie Sosnowiec
Historia tego klubu mogłaby spokojnie wypełnić niejedną książkę. Wydarzenia z ostatnich pięciu lat to bezustanny kalejdoskop, roller-coaster z Ekstraklasy do II ligi, potem aż do B-klasy i… z powrotem. Rozłamy, łączenia, fuzje, przeniesienia, negocjacje. Brakowało tylko zamachu bombowego i propozycji fuzji z Gieksą Katowice oraz Polonią Warszawa. Mówiąc skrótowo – Zagłębie doczłapało się do Ekstraklasy, ale nim kibice dopili kieliszki szampana, na jaw wyszła korupcja ich klubu. Szybki zjazd niżej, aż do II ligi, nieudolne zarządzanie, wreszcie otwarty konflikt na linii działacze – kibice. Niecierpliwi sosnowieccy fani Zagłębia spisali skompromitowanych ludzi z zarządu klubu na straty i założyli swoją własną drużynę.
Zagłębie 1906 stanowiło znakomitą odskocznię od II-ligowej rzeczywistości, jednak kibice przyzwyczajeni od lat do walki na trzech najwyższych szczeblach nie wytrzymali w B-klasie zbyt długo. Rozpoczęto negocjacje z zarządem II-ligowego Zagłębia, które zaowocowało szeregiem kompromisów. Obecnie kibice wspierają zarówno zespół z II ligi, jak i utworzoną przez nich samych B-klasową drużynę rezerw.
Ten pokój wydaje się być dość trwały, na co wskazują choćby wypowiedzi przedstawicieli klubu i kibiców po zapowiadanej przez Ireneusza Króla fuzji jego Nowotworu z Zagłębiem Sosnowiec. Zarówno działacze, jak i kibice stanowczo odmówili wszelkich negocjacji.
Górnik Łęczna
Opisywany przez nas wielokrotnie przypadek, gdy Górnik przestał istnieć w wyniku decyzji sponsorującej łęcznian kopalni Bogdanka. Włodarze stwierdzili, że jedyny sposób na udany marketing to zmiana nazwy, czego efektem stał się wielki kibicowski protest i założenie nowego Górnika 1979 Łęczna. Klub zaczął od B-klasy, właśnie wywalczył awans.
Pogoń Szczecin
W tym wypadku wszystko zaczęło się już na początku ubiegłej dekady. Wejście w nowe tysiąclecie szczecińskiego klubu było bajkowe – wicemistrzostwo Polski, tuż za fenomenalną Wisłą Kraków. Potem jednak Sabri Bekdas poszedł na wojenkę z miastem, w której jedynym poległym stała się właśnie szczecińska Pogoń. Klub z długami, bez jakichkolwiek perspektyw w katastrofalnym stylu spadł do II ligi, na którą nie otrzymał zresztą licencji. Po raz kolejny sprawy w swoje ręce wzięli kibice ze stowarzyszenia „Pogoń Walcząca”.
Nastąpił krótki, intensywny romans z Antonim Ptakiem, który okazał się być równie destrukcyjny, jak wcześniejszy flirt z Bekdasem. Biznesmen spod Łodzi wymyślił sobie zespół złożony z samych Brazylijczyków, co – delikatnie rzecz ujmując – nie wypaliło. Wobec postępującej degrengolady sportowej i organizacyjnej, akcje klubu odkupiła „Pogoń Szczecin Nowa” związana z byłymi zawodnikami ze Szczecina oraz oczywiście kibicami tego klubu.
Pogoń w 2007 roku zaczęła od IV ligi, a w tym roku przywitała się ponownie z Ekstraklasąâ€¦
Ach, warto przypomnieć – przed Polonią Warszawa, wóz Drzymały z licencją Groclinu na pace miał zawitać do Szczecina. Pogoń Nowa zdecydowanie odrzuciła ofertę.
Ruch Radzionków – kto następny?
Do najbardziej spektakularnych upadków dołączył w tym tygodniu Ruch Radzionków. Po raz kolejny (podobnie jak wcześniej u Odry Opole, czy Odry Wodzisław) powód jest banalny – brak funduszy. Klubowa kasa świeci pustkami, a utrzymanie I ligi to wyzwanie przekraczające zdecydowanie milion złotych. Co prawda decyzja o wycofaniu z rozgrywek wciąż jest odwlekana – Tomasz Baran, prezes klubu liczy na nieoczekiwanego sponsora lub jasne deklaracje nowego zarządu, który ma zostać wybrany w piątek.
Póki co jednak wszystko wskazuje na to, że Ruch dołączy do grona klubów upadłych. Miejmy nadzieję, że jego losu nie podzieli Gieksa Katowice, która odparła nowotworowy atak Ireneusza Króla.
JAKUB OLKIEWICZ